Polacos. Chajka płynie do Kostaryki Anna Pamuła 6,5
![Polacos. Chajka płynie do Kostaryki](https://s.lubimyczytac.pl/upload/books/4267000/4267523/565214-352x500.jpg)
"Życie nie jest tym, co człowiek przeżył, ale tym, co i jak zapamiętał."
/Gabriel Garcia Marquez/
Ten reportaż jest z całą pewnością bardzo ważny, ponieważ opisuje nieznane powszechnie losy polskich Żydów, którzy wyemigrowali z Polski do Ameryki Centralnej i Południowej. Początki tej emigracji sięgają XIX wieku. Główną jej przyczyną była chęć poprawy sytuacji materialnej, polityka społeczna II RP oraz nasilający się antysemityzm w Europie i w Polsce.
Autorka powołując się na dane archiwalne informuje, że pomiędzy 1921 a 1937 rokiem wyemigrowało z Polski 396 tysięcy Żydów, którzy zamierzali osiedlić się w USA, ale ze względu na restrykcyjną politykę emigracyjną tego kraju, na ogół deklarowali oni wyjazd na Kubę. Wielu z nich osiadło w krajach Ameryki Południowej i Środkowej m.in. w Argentynie, na Kubie, a najwięcej w Kostaryce. Tylko nieliczni nielegalnie przedostali się do USA. Migrację do Argentyny powstrzymywał rosnący tam antysemityzm, który w latach 20- tych doprowadził do pogromu Żydów oskarżanych o zabieranie pracy miejscowym i wpędzanie ich w długi. Kostaryka nie była przesadnie bogata, nawet w luksusowych dzielnicach stolicy zwykli robotnicy chodzili po ulicach boso, ale dawała możliwość podjęcia pracy fizycznej, a miejscowi byli przyjaźnie nastawieni do imigrantów z Europy. Jedna z rozmówczyń tak o tym opowiadał:
🔰"Kostarykanie (...) byli mniej odpowiedzialni od Polaków, ale dzięki temu podchodzili do życia z większym dystansem. Gdy napotykali problemy, mówili wesoło "No importa" [nieważne] i zajmowali się czymś innym. Dla Polaków wszystko wydawało się trudne (...). Kostarykan uważała za bardziej uczynnych i cierpliwych. Nie mieli w sobie złości Polaków, bo nie doświadczyli wojny. (s. 64).
Polskich Żydów nazywano tam "Polacos" i utożsamiano z handlem obwoźnym, którym większość z nich się trudniła oraz mylnie również stawiano znak równości pomiędzy nimi i Polakami.
Handel obwoźny także określano słowem "polacos". Była to praca wymagająca siły i dobrej kondycji fizycznej, gdyż dotarcie z towarem do odległych wiosek na górzystej prowincji, wcale nie było łatwym zadaniem. Z czasem bardziej przedsiębiorczy Żydzi dorobili się sklepów, a niektórzy całkiem sporych fortun.
Reporterka spisała ich wspomnienia o życiu w Polsce i w nowym kraju. Są to wspomnienia osób, które opuściły Polskę, gdy były dziećmi. Chociaż oczywiście pojawiają się też sporadycznie rozmowy z przedstawicielami najstarszego pokolenia.
Rozmowy reporterki z żydowskimi emigrantami pełne są skrajnych emocji w stosunku do Polski - od skrajnej nienawiści do niewypowiedzianej tęsknoty za krajem urodzenia. Krajem, który na zawsze pozostał częścią ich tożsamości, a dla niektórych ojczyzną, za którą nigdy nie przestali tęsknić.
Ci, którzy przybyli do Kostaryki jako dzieci, wspominają przede wszystkim codzienność Żydów w przedwojennej Polsce uwarunkowaną przez dziecięcą wrażliwość, a dopiero w drugiej kolejności – mówią o tułaczej rzeczywistości emigrantów. Bohaterowie reportażu, często z bólem mówią nie o brutalnym okrucieństwie Holocaustu, które ich szczęśliwie ominęło, a raczej o wspomnieniach codziennego antysemityzmu polskich dzieci i Polaków: kopaniu, biciu, pluciu na ulicy, poniżaniu i wyzywaniu od morderców Chrystusa. Z podobnymi sytuacjami, ale na mniejszą skalę, spotykali się także w latach czterdziestych w katolickiej Kostaryce, gdy nasilił się wojenny antysemityzm.
Książka ma jednak swoje minusy. Panuje w niej spory bałagan. Widać, że początkująca wówczas reporterka nie zapanowała nad zebranym materiałem, nie potrafiła uporządkować wywiadów wokół określonych zagadnień, dlatego czytelnik czasami czuje się znużony i przytłoczony nadmiarem chaotycznych wspomnień.
Przeczytane w ramach lipcowego wyzwania czytelniczego: książka, której akcja dzieje się w ciepłym kraju, w Kostaryce. (6)