cytaty z książek autora "Zygmunt Bauman"
(...) los otwiera nam możliwości, ale to charakter dokonuje wyboru.
Ani znakomity smak restauracyjnych potraw, ani markowe metki z wysokimi cenami przyczepionymi do zakupionych w sklepie prezentów nie dorównają wartością szczęściu, jakie przynieść mogłyby dobra, których brak lub niedobór chce się w ten sposób zrekompensować.
Nie oglądaj się za siebie ani nie spozieraj w górę, zajrzyj do własnego wnętrza, tam gdzie mieszczą się wszystkie narzędzia potrzebne do polepszenia życia: twój spryt, twoja wola i twoja siła
(...) miłości się nie znajduje; na miłość się nie trafia; miłość to nie jest "objet trouve", to nie "ready-made". Miłość jest czymś, co należy stwarzać i odtwarzać każdego dnia, o każdej porze na nowo i od podstaw; miłość jest czymś, co należy nieustannie wskrzeszać i potwierdzać, otaczać niesłabnącą troską i uwagą.
Wszystko co twórcze w ludzkiej egzystencji, twórcze ze swojego przyrodzenia i nieodwracalnej natury, ma swe źródło w ludzkiej różnorodności. I to nie różnorodność ludzka obraca się w bratobójcze masakry, lecz niezgoda na nią i zamiar postawienia za wszelką cenę na swoim. Warunkiem przedwstępnym pokoju, solidarności i życzliwej między ludźmi współpracy jest zgoda na wielość sposobów bycia człowiekiem i gotowość do przyjęcia modelu współżycia, jakiego ta wielość wymaga.
(...) gdy Bóg chce kogoś zniszczyć, wcale nie odbiera mu rozumu, lecz każe mu myśleć racjonalnie.
W Internecie to raczej liczba połączeń, a nie ich jakość decyduje o potencjalnym sukcesie lub porażce.
Wymazanie przeszłości "ponowne narodziny", przywdzianie innej, atrakcyjniejszej osobowości i pozbycie się starej, zużytej i już niechcianej, wcielenie się w "kogoś zupełnie innego" i rozpoczęcie wszystkiego od początku. Trudno doprawdy oprzeć się tak ponętnym ofertom, po co trudzić się samodoskonaleniem, skoro trud taki wiąże się nieuchronnie z mozolnym wysiłkiem i bolesnymi wyrzeczeniami? A jeśli okaże się, że efekty nie zrekompensują dostatecznie szybko poniesionych kosztów, udręk i samowyrzeczeń , po co brnąć dalej i narażać się na dalsze straty? To chyba oczywiste, że taniej i szybciej, więc także roztropniej i wygodniej jest wycofać się w porę i zacząć od nowa - zrzucić starą skórę i sprawić sobie, nową, świeżutką i gotową do użytku.
Czyn jest moralny, jeśli stanowi instynktowny, naturalny, spontaniczny i niezracjonalizowany wyraz naszego człowieczeństwa. Czyn moralny nie "służy" żadnemu "celowi", nie ma ukrytego motywu.
Nazywam go płynnym (świat), bo jak wszystkie płyny, nie potrafi zbyt długo trwać nieruchomo i zachowywać jednego kształtu. Wszystko lub niemal wszystko w naszym świecie zmienia się: mody, którym ulegamy, i przedmioty, którym poświęcamy naszą uwagę (równie nietrwałą jak wszystko inne: wszak dzisiaj tracimy zainteresowanie tym, co jeszcze wczoraj nas przyciągało, by już jutro zobojętnieć na to, co ekscytuje nas dzisiaj), rzeczy, których pożądamy i które budzą naszą niechęć, które dają nam nadzieję i które napawają nas niepokojem.
Symbole decyzji tożsamościowych wyryte na ciele danej osoby sugerują (...), że tożsamość, którą oznaczają, jest dla noszącego je podmiotu poważniejszym i trwalszym zobowiązaniem, a nie tylko chwilowym kaprysem. Tatuaż, cud nad cudami, świadczy jednocześnie o intencjonalnej stabilności (a może również nieodwracalności) zobowiązania i wolności wyboru, która wyróżnia ideę prawa do samookreślenia się i jego realizacji.
(...) choć lubię być sam, nie cierpię samotności.
Rzeczy swojskie pozostają w pewien sposób niewidoczne. Nie zadaje się pytań, a aprobatą cieszą się sentencjonalne mądrości: „Taki już jest ten świat", „Ludzie są tylko ludźmi", w których zawarte jest zarazem przekonanie, że niewiele można tu zmienić. Swojskość jest najbardziej uporczywym wrogiem dociekliwości i krytycyzmu a więc także i innowacji oraz odwagi zmian.
niepewność, co jest czego siedzibą naturalną i czego gdzie należy się spodziewać; na co się, gdzie i kiedy nastawiać i kiedy pora na to, by czekania zaprzestać, uznając, że oczekiwania się nie spełniły i człowieka spotkał zawód
Porzucenie sztywnych kryteriów oceny, przyzwolenie na brak różnicowania, schlebianie wszelkim gustom bez żadnych preferencji, zachęcane do zmienności i "elastyczności" (to popularne i politycznie poprawne określenie "braku kręgosłupa"), idealizowane niestałości i niespójności: wszystko to składa się dzisiaj na właściwą (jedyną rozsądną? jedyną realną?) i godną naśladowania strategię postępowania.
[List18: Co się stało z elitą kulturalną?
Czy życiem człowieka rządzi przypadek? Przypadek, którego nie da się przewidzieć, któremu nie da się zapobiec, którego nie można cofnąć, przekreślić ani unieważnić? Czy nasze wybory mają jakiekolwiek znaczenie? Mówiąc krótko: czy jesteśmy kijami bilardowymi, bilardzistami czy bilardowymi kulami? Graczami czy pionkami w grze?
Jak i wszystkie inne obrazy, obraz własny rozpada się na serię migawek, z których każda musi własnymi siłami wyczarować, wyrazić i uzasadnić swój sens, najczęściej bez związku z sensamni wyrażanymi przez inne zdjęcia migawkowe serii. Budawało się kiedyś tożsamość etap po etapie, tak jak wznosi się dom - układając cierpliwie i mozolnie podłogi i sufity kolejnych pięter, dzieląc ścianami pokoje i łącząc je korytarzami i klatkami schodowymi. Na miejsce technologi żmudnego budownictwa przyszła dziś technika "absolutnych początków", zaczynania wciąż na nowo, eksperymentowania z szybko montowanymi i łatwymi do rozbiórki formami, malowania nowych obrazów na wczoraj sporządzonych wizerunkach: technologia tożsamości palimpsestowej.
Skojarzenie - nawet tak ogólnikowe, nieuzasadnione czy wręcz urojone, jak w przypadku łączenia terrorystów z osobami starającymi się o azyl i "imigrantami ekonomicznymi" - spełnia swoją funkcję: obraz "uchodźcy szukającego azylu", budzący kiedyś w ludziach współczucie i chęć niesienia pomocy, został zbrukany i zdyskredytowany, a samą ideę "azylu", będącą niegdyś powodem obywatelskiej dumy, przedstawia się dziś jako straszliwą mieszankę żałosnej łatwowierności i karygodnego braku odpowiedzialności.
Mając prawo dokonywania wyborów, zobligowani równocześnie do tego, by ponosić ich konsekwencje, staliśmy się bardziej autonomiczni niż kiedykolwiek wcześniej. Przy tym jednak, jak nigdy dotąd, potrzebujemy ludzi, którzy wiedzą, co w trawie piszczy, którym można ufać co do tego, że będą szczerze zabiegali o nasze prawo i zdolność do samostanowienia. Przecież, jak przewidział już Alexis de Tocqueville z niesamowitą, proroczą wręcz intuicją, nawet najwięksi filozofowie muszą obecnie wierzyć w miliony rzeczy jedynie na podstawie zaufania do ludzi, którzy zostali ogłoszeni albo sami siebie ogłosili ekspertami. I nawet najwięksi filozofowie nie są w stanie bezpośrednio zweryfikować prawdziwości znakomitej większości informacji, których potrzebują do wsparcia swych myśli i działań.
(...) wiara nie potrzebuje logiki do nawracania, podporządkowywania i prania umysłów. Wręcz przeciwnie - im dalej od podbudowy logicznej, tym silniejsza wiara.
Kiedy zwalczanie lęku staje się synonimem sensownego życia, my sami stajemy się zakładnikami lęku. Uzależniamy się od lęku. Potrzebujemy codziennej dawki lęku - i jak w przypadku każdego nałogu, godnego tego miana - potrzebujemy coraz większych dawek.
Jestem gotów oddać za Niego życie" jest intencją moralną; "On winien być gotów oddać za mnie życie" nakazem moralnym nie jest. Nie jest też nakazem moralnym wymóg, by inni ludzie poświęcali swe życie dla ojczyzny, partii, czy jakiejkolwiek innej sprawy, choćby i najwznioślejszej – choć moja gotowość poświęcenia mojego własnego życia w imię tego, by idea nie zmarła bezpłodnie, może uczynić mnie, niebezzasadnie, moralnym bohaterem. Gotowość do poświęceń dla dobra innych obarcza mnie odpowiedzialnością, która jest moralna dlatego właśnie, że uważam nakaz poświęcenia się za odnoszący się tylko do mnie, że przyjmuję, iż poświęcenie nie należy do kategorii usług wymiennych, że nie jest i nie może stać się nakazem powszechnym – a więc nie mogę też od poświęcenia się wymigać, licząc na to, że inni przejmą je na swoje barki. Być osobą moralną znaczy: jestem stróżem brata mego. Ale znaczy to też, że to ja jestem stróżem brata mego, i ze jestem nim bez względu na to, jak brat pojmuje swe braterskie obowiązki i czy widzi je w ten sam co ja sposób; co więcej ja trwam na posterunku nie oglądając się na to, jak się inni bracia wobec swoich braci, rzeczywistych czy "z mianowania", w podobnych warunkach zachowują. W każdym razie mogę być stróżem brata mego w prawdziwym – moralnym – tego pojęcia znaczeniu wówczas tylko, gdy zachowywać się będę tak, jak gdybym ja jeden tylko miał obowiązek stróżowania i ja jeden tylko był skłonny go podjąć i spełnić. Ja jestem zawsze tym, kto trzyma w dłoni słomkę, która złamie grzbiet potwora obojętności. To właśnie owa wyjątkowość (a nie upowszechnialność) i nieodwracalność mojej odpowiedzialności jest kamieniem węgielnym stosunku moralnego. I to się tylko liczy – obojętnie, czy wszyscy, czy tylko niektorzy bracia świata uczynią dla swych braci to, co ja za chwilę uczynię.
O co właściwie chodzi w modzie: o zastępowanie piękniejszymi rzeczami rzeczy budzących mniejszy zachwyt czy może o radość odczuwaną, gdy rzeczy, odarte uprzednio z uroku i powabu, trafiają na śmietnik?
Każdy, kto może swobodnie skądś odejść, może też uciec od konsekwencji.
Kryzys może stać się dla nas okazją do rozważenia i zmiany naszej sytuacji, do próby zrozumienia drogi, która doprowadziła nas tu, gdzie jesteśmy, i do zastanowienia się nad tym, co możemy zrobić, aby zmienić kierunek, w którym podążamy. Kryzys może otworzyć przed nami autentyczną szansę zyskania "nowej wiedzy" i wytyczenia nowych granic poznania o rzeczywistych konsekwencjach dla przebiegu przyszłych dociekań i dyskusji.
Świeży jeszcze strach przed terrorystami, zmieszany i stopiony z silnie już zakorzenioną, lecz nieustannie domagającą się nowej pożywki, nienawiścią do "darmozjadów", pozwala upiec dwie pieczenie na jednym ogniu i dostarcza prowadzonej wciąż krucjacie przeciwko "pasożytom społecznym" nowej, skutecznej broni w postaci powszechnego poczucia zagrożenia.
Okazje do pomnożenia szczęścia i groźne zapowiedzi nieszczęścia zjawiają się i znikają, nadciągają i umykają, na ogół zbyt szybko i zwinnie, abyśmy mogli w jakiś rozsądny i skuteczny sposób pokierować ich biegiem, kontrolować czy przewidywać ich ruchy.
Czy wyrzucamy rzeczy dlatego, że są brzydkie, czy może rzeczy stają się brzydkie dlatego, że przeznaczyliśmy je do wyrzucenia?
Grożące eksplozją obawy o bezpieczeństwo narastały już od jakiegoś czasu z powodu niespiesznego, lecz konsekwentnego ograniczania skali ubezpieczeń społecznych oferowanych wcześniej przez państwo opiekuńcze i gwałtownej deregulacji rynku pracy. Imigranci, uznani za "zagrożenie bezpieczeństwa", stali się wygodnym, zastępczym obiektem lęków zrodzonych z nagłego rozchwiania się i osłabienia pozycji społecznych, a co za tym idzie, stosunkowo bezpieczniejszym celem dla wyładowania niepokoju i agresji, które tego rodzaju lęki muszą wywoływać.
SEKURTYZACJA to magiczna sztuczka i tym właśnie ma być. Polega na przesunięciu problemów, z którymi rządy nie są w stanie (lub nie chcą próbować) sobie poradzić, na problemy, które rządy mogą pokazywać - codziennie na tysiącach ekranów - jako sprawy rozwiązywane sprawnie i niekiedy pomyślnie.