Najnowsze artykuły
- ArtykułyKocia Szajka na ratunek Reksiowi, czyli o ósmym tomie przygód futrzastych bohaterówAnna Sierant1
- ArtykułyAutorka „Girl in Pieces” odwiedzi Polskę! Kathleen Glasgow na Targach Książki i Mediów VIVELO 2024LubimyCzytać1
- ArtykułyByliśmy na premierze „Prostej sprawy”. Rozmowa z Wojciechem ChmielarzemKonrad Wrzesiński1
- ArtykułyStrefa mrokuchybarecenzent0
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Jerzy Kornacki
9
6,0/10
Ur. 1908, debiutował jako pisarz w latach 30. na łamach czasopisma „Kobieta Współczesna". W okresie 1932-1933 był redaktorem tygodnika „Epoka". Współzałożyciel i członek grupy „Przedmieście". Ogłosił wiele opowiadań i powieść Kręgle i kule (1959). W czasie wojny pisał dzienniki, które nie zostały nigdy opublikowane. Od 1934 roku Helena Boguszewska i Jerzy Kornacki tworzyli spółkę autorską. Napisali razem: Jadą wozy z cegłą (1935),Wisła (1935),Polonez (1936),Ludzie śród ludzi (1946),Las (1955) oraz Zielone lato 1934 (1959).
Zmarł w 1981r.
Zmarł w 1981r.
6,0/10średnia ocena książek autora
30 przeczytało książki autora
82 chce przeczytać książki autora
0fanów autora
Zostań fanem autoraKsiążki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Polonez
Helena Boguszewska, Jerzy Kornacki
Cykl: Polonez (tom 1)
0,0 z ocen
3 czytelników 0 opinii
1955
Najnowsze opinie o książkach autora
Rachunek pamięci Paweł Jasienica
6,8
Książka-świadectwo okresu odwilży po realizmie socjalistycznym w literaturze i kulturze powojennej i stalinowskiej Polski Ludowej. Ważna dla zrozumienia bohaterów, realiów i języka tamtych czasów. Składają się na nią teksty bardzo zróżnicowane co do stylu i tematyki, pisane przez osoby o różnych światopoglądach i różnym stopniu zaangażowania w komunizm lub go wręcz odrzucające. Wielką zasługą wydawnictwa Więzi było udostępnienie tych tekstów, swego czasu skazanych przez cenzurę na niebyt. Niestety moim zdaniem sposób wydania pozostawia wiele do życzenia. Nie chodzi o staranną stronę edytorską, lecz stopień opracowania. Komentarz historyczny jest minimalny, a wstęp Michała Głowińskiego dalece niewystarczający. Koncentruje się na kwestiach języka, specyfice epoki, cenzurze, w tym kluczowej autocenzurze autorów, którzy wielu rzeczy nie mogli powiedzieć wprost. Otóż uważam, że obowiązkiem jest dziś przekazać czytelnikom to, czego ówcześni powiedzieć nie mogli lub nie chcieli, odcyfrować zaszyfrowane nazwiska, tytuły, sytuacje i wybory życiowe, nakreślić stanowiska ideowe i dać klucz do ukrytych znaczeń. Noty o autorach to za mało, aczkolwiek ujawniają one co nieco. W tej edycji króluje jednak następująca postawa naszej historiografii: komunizm straszny, uwikłania straszne, ale największy dramat przeszli ci, którzy się uwikłali a potem zrozumieli, więc przejdźmy do porządku nad szczegółami, bo ten kto je rozgrzebuje to miłośnik polowania na czarownice. Autor wstępu też forsuje tę metodę. Wystawia cenzurki (choć zgadzam się z nim, że najwybitniejsze teksty wyszły spod pióra Pawła Herza i Hanny Malewskiej) i z uporem podkreśla, że najważniejszą cechą książki jest to, że autorzy mówią o sobie i nikogo nie osądzają. Nieprawda. Jest tam wiele poczucia krzywdy i bardzo wiele ostrych opinii nie tylko "o systemie". System nie był anonimowy. Mowa nie tylko o tekście Jalu Kurka, który we wstępie został wyśmiany, bo opowiedział o osobistych żalach. Mowa też choćby o przejmującym eseju Mieczysława Jastruna, czy tekście Flory Bieńkowskiej z jej ostrym oskarżeniem starszych pisarzy, którzy umieli się uchylić a młodych wystawili na obrzydliwą indoktrynację lub wręcz wzięli w niej udział. Ale dlaczego takie osobiste wyznania mają być gorsze? Dlaczego lepsza jest pseudometafizyczna opowiastka Anny Kowalskiej (dla której nawet w okresie powstawania tej książki zaproszenie do niej skazanego na milczenie Zawieyskiego było "zaganianiem do kruchty")? Dlaczego lepszy załgany - moim zdaniem - esej Adama Ważyka, który epokę "słusznie minioną" opisał jako okres opętania, władzy demonów i udziału w czarnej liturgii; doprawdy już samo użycie religijnego języka do samousprawiedliwienia się z udziału w ateistycznej budowie "lepszego świata" jest dyskusyjne, jeśli nie niesmaczne. Tamto rozliczenie było niepełne, bo inaczej być nie mogło. Obecnie wymagać należy więcej, bo w przeciwnym razie niewiele pojmiemy i nauczymy się o tamtych czasach pogardy, manipulacji, łamania charakterów i zbrodni uwitej w nowy język i szczytne hasła. A zdaje się, że nie jest z tym rozumieniem najlepiej.
Powieść pod różą Helena Boguszewska
4,4
Książka pisarskiego duetu Heleny Boguszewskiej i Jerzego Kornackiego jest wyjątkową publikacją o niezwykłej genezie oraz intrygującej kompozycji, tytule i fabule. Zważywszy na te kwestie mogę śmiało powiedzieć, że jest jedyna w swoim rodzaju.
Już sam tytuł - "Pod różą" bezpośrednio odnosi się do łacińskiego wyrażenia "sub rosa", co stanowi metaforę tajemnicy, działania w sekrecie i ściśle nawiązuje do treści książki, a konkretnie do konspiracyjnych spotkań u panny Niny, które gromadziły istną śmietankę przedwojennej warszawskiej lewicy i koncentrowały się wokół zakazanych politycznych tematów.
Powieść osadzona jest w realiach przedwojennej Warszawy, jednak jej epilog ma miejsce w 1952 roku. Co ważne i osobliwe, epilog przeobraża się w prolog, który nie tylko wprowadza do fabuły, lecz wręcz staje się conditio sine qua non.
Oto w pewien zimowy wieczór autorów odwiedza tajemniczy mężczyzna podający się za bohatera jednej z ich powieści, Rysia Wietrakowskiego, młodego partyzanta. Rzekomy Ryś ma teraz czterdzieści lat i jest oficerem UB. Mistyfikacja nieproszonego gościa staje się pretekstem, by wypytać gospodarzy o ich przedwojennego znajomego, niejakiego Maksa Efrona - Freimana; wizyta oficera nosi wszelkie znamiona przesłuchania, zaś przejęcie tożsamości dzielnego, acz fikcyjnego bohatera powieści ma na celu uśpienie czujności Heleny i Jerzego.
Incydent z ubekiem sprawia, że wracają oni pamięcią do roku 1938 i wydarzeń poprzedzających aresztowanie Efrona - Freimana, znanego w stołecznych kręgach działacza komunistycznego.
Znamienne jest to, że lewackiego aktywistę ściga oficer UB. W ten sposób autorzy uświadamiają, jak wielka przepaść dzieli przedwojennych lewicowych ideowców z komunistycznymi, czy raczej stalinowskimi realiami życia w powojennej Polsce.
"Powieść pod różą" to książka na poły autobiograficzna, na poły dokumentalna. Powstaje ona na oczach czytelnika, który ma bezpośredni wgląd w proces jej powstawania. Autorzy na jej kartach omawiają tematykę, uzgadniają punkty widzenia, dyskutują o jej ostatecznej zawartości merytorycznej; uczestniczenie w tym akcie jest bardzo interesującym zajęciem.
Intencją autorów było udzielenie głosu postaciom związanym z warszawskim środowiskiem lewicy, a celem - krytyka totalitarnej rzeczywistości, która tak zawiodła pokładane w komunizmie nadzieje i oczekiwania. Postać, która stanowi oś fabuły i niejako ją nakręca, Efron - Freiman, zaznajamia autorów z postaciami ówczesnej konspiry; trudno się zorientować, które z nich są autentyczne, a które fikcyjne, a każda z nich ma do opowiedzenia swoją własną historię. Wiele wątków łączy się w opowieść pełną niedomówień, niejasności i zagadek stanowiących melanż międzyludzkich relacji i faktów. Tajemnic przybywa, fabuła coraz bardziej się komplikuje, ale nie wyjaśnia się nic! Nie tylko ujmuje to jej atrakcyjności i dynamiki, ale też sprawia wrażenie, jakby powieść goniła własny ogon.
"Powieść pod różą" jest wielowątkowa i wielowarstwowa, jednak w cechach tych trudno dopatrzeć się jakichkolwiek plusów. Fabuła jest poplątana, luźna i brakuje w niej logicznego następstwa faktów, niedokończone wątki urywają się w najciekawszych momentach, a intrygujące z założenia zagadki i sekrety zamiast ekscytować - irytują, zniechęcają i nudzą brakiem kontynuacji i rozwiązania. Postaci pojawiają się i znikają, brak im psychologicznej głębi. Być może taka kompozycja miała stanowić odniesienie do konspiracyjnej działalności Maksa Efrona - Freimana i wprowadzić atmosferę, która by ją przypominała, ale wypadło to niezbyt przekonująco.
Trudno jest mi jednoznacznie podsumować tę powieść. Miała być "nieocenionym źródłem wiedzy o środowisku przedwojennej lewicy warszawskiej", ale nim nie jest. Po lekturze jestem w stanie stwierdzić, że istniała lewicowa konspiracja, ale właściwie moja wiedza na tym się kończy. Strzępki nieoszlifowanych rozmów dość bezładnie zanotowane przez autorów, liczne aluzje zrozumiałe być może tylko dla historyka zajmującego się przedwojniem, ciekawie zapowiadające się zagadki, które się nie wyjaśniają - to za mało, by książka mogła stanowić rzetelne źródło informacji, a tym bardziej zainteresować czytelnika. Być może ktoś zachwyci się wielością jej znaczeń, ale mnie jakoś one umknęły. Ciężko mi było wciągnąć się w fabułę, która okazała się zbyt zagmatwana, zbyt niejasna, a przez to zwyczajnie nieciekawa. Jedynym pozytywem, o którym mogę z prawdziwą przyjemnością napisać, jest sposób prowadzenia narracji polegający na wzajemnym uzupełnianiu zapisków obojga autorów, który wiele mówi o łączących ich relacjach. Szkoda, że reszta fabuły nie jest utrzymana w podobnym tonie.
"Powieść pod różą" to literacka wypowiedź wymierzona w wypaczoną wersję lewicowej ideologii, jaką stał się powojenny komunizm niszczący na swojej drodze jakiekolwiek przejawy wolności i niezależności myślenia. Powieść czekała na druk przez pół wieku właśnie ze względu na zawarte w niej treści, ale również z powodu "wywrotowej" pisarskiej działalności Boguszewskiej i Kornackiego, którzy często dawali upust swemu rozczarowaniu systemem, a przez to pozostawali pod nadzorem SB. I może choćby dlatego, zważywszy na burzliwe dzieje tej powieści, warto ocalić ją od zapomnienia?
Opublikowane na moim blogu:
zwiedzamwszechswiat.blogspot.com