cytaty z książek autora "Władysław Krygowski"
Każdy z nas ma jakąś górę, którą zachowuje w pamięci nawet wtedy, gdy na jej szczyt już nie wychodzi, a nawet już jej zobaczyć nie może. Jest to góra, której widok wywołuje zamyślenie i wzruszenie u najtwardszego człowieka, jest to góra, z której widok na wszystko, czego się w życiu nie zrobiło. Najbardziej twardy człowiek mięknie jak jabłko, które spadło zdrowe i stało się ulęgałką, gdy go nikt nie podniósł. Widzi się z tej góry, że było się igraszką przypadków, kłębkiem złudzeń, zwitkiem nadziei, splotem niedorzecznych wysiłków. Tyleż widać stąd szczytów, ile dolin, a wszystko poplątane dziesiątkiem zakrętów, niespodziewanych wzniesień, przysłopów i przełęczy, które przeszło się lub nie przeszło, grap i magur pełnych obietnic, wertepów i wyrębów zawalonych rozczarowaniami.
Gdy tak chodzimy górami, wododziałami, dolinami i wierzchowiną, nie spotkamy jednak żadnej prawdy, jeśli nie idziemy do człowieka. Nawet wówczas, gdy zmęczeni życiem uciekamy od ludzi w samotność. I to jest chyba najgłębszy sens naszego wędrowania.
- Cóż – pytam – pozostaje z gór, które się przemierzyło? Wzruszenia romantyczne, przeżycie najtkliwsze, obcowanie z przyrodą zmysłowe i namiętne jak z dojrzałą kobietą, życie inaczej niż na co dzień, metafizyczne tęsknoty? Ach, gdybyż to tylko było! A więc może współzawodnictwo z innymi i ze sobą, sport między niebem i ziemią, w skale, lodzie, w zadymce i burzy? Ach, gdybyż to tylko było, nie byłoby jeszcze tym, dla czego się wędrowało. Sztuką wędrowania przez czas, w przeszłość i przyszłość, przez cmentarzyska i przez bujne, wszystkimi zmysłami poznawane życie, własne i cudze? Gdybyż to tylko było sensem wędrowania, byłoby tylko wzruszeniem, wiecznym pokonywaniem swoich słabości, kształtowaniem własnego wnętrza, tylko piękną sztuką wędrowania na miarę własnej wyobraźni.
Czymże więc było, sam sobie odpowiedz. Wszystko bowiem, co bym próbował opowiedzieć, przypominałoby nic nie mówiący pył na palcach ze skrzydeł nie schwytanego motyla. A tak cudowny odfrunął motyl.
Takie jest czarodziejstwo wyobraźni, że kpiąc z upływu czasu i dalekich odległości, przybliża i oddala, zmniejsza i wyolbrzymia, a zawsze przywołuje coraz to inne obrazy i wydarzenia.
We wspomnieniu pełno jest innych wspomnień, bo przecie powiew wiatru nie strąca z pełnej deszczu gałęzi tylko jednej kropelki, lecz dziesiątki.
Zawsze powtarzam wszystkim bliskim: umów się z pierwszym ptakiem, gdy wychodzisz w góry, lecz najpierw umów się ze sobą, że wstaniesz tak wcześnie, byś na niego czekał. Nie pożałujesz, bo pierwszy śpiew pierwszego ptaka – to nawet nie śpiew, to próba głosu, czy się jeszcze umie śpiewać po nocnym śnie – ów pierwszy śpiew, to jakby pierwszy dzień stworzenia świata. Czy możesz przeoczyć taką chwilę?
Z otaczających książek, które żarliwie czytaliśmy, płynęła nienasycona ciekawość świata i życia w górach, które poznawaliśmy w niezliczonych wyprawach. Kształtowało się piękno, które na nowo podsycało głód poznania. Cudowne były wyprawy w góry i cudowne wycieczki w krainę książek w starych szafach starej biblioteki. Biegliśmy po wiedzę z myślą, aby wszystko, co o górach wiemy, przetwarzało się w coraz piękniejsze góry. W ten sposób chodziliśmy w coraz to inne góry, chodząc po tych samych wierchach i dolinach.
Nigdy w górach nie czułem się samotny, chociaż wiele razy chodziłem bez towarzysza. Była ze mną mapa i ona to uczyła mnie obcować stale z otoczeniem, z nazwami.
Nie istniejemy sami. Wszędzie i zawsze jesteśmy tylko cząstką krajobrazu, ale i on w nas trwa. To on właśnie kusi, aby uciec z miasta, z trudu równin w trudy gór, znad biurka do lasu, z powrotem w krajobraz.
Młodość przeszła niepostrzeżenie w wiek dojrzały i każdy rok, który dawniej wlókł się powoli, dziś goni jak z kopyta.
Z mgły wynurzaliśmy się do góry, wyczuwając nad mgłą pogodę. Bywa wtedy taka chwila, gdy z suchej mgły wchodzisz nagle w snop światła. Już jesteś nad chmurami, które na noc poszły spać w dolinę i zaspały. Masz dwie drogi wtedy - albo czekać w dole, póki się nie obudzą, lub zostawić je, niech dalej śpią. Ty nie czekasz.
Może to i dobrze, że nigdy nie wiemy, co nas spotka jutro. Wiedząc o tym, nie cieszylibyśmy się dość mocno niespodziewanym szczęściem, a martwilibyśmy się nieszczęściem, zanim nadejdzie.
Dlatego wychodząc na wycieczkę, długą czy krótką, na przedeptany wielokrotnie szlak, nie obiecujący żadnej niespodzianki, wychodź, przyjacielu, jakbyś go dopiero dzisiaj miał ostatecznie poznać. I właśnie wtedy czeka cię jeszcze jedno pełne zdumienia doświadczenie: ależ ja tu nigdy nie byłem!
Bywają takie chwile, gdy patrzenie jest więcej myśleniem niż widzeniem.
Samotność ze samym sobą, czasem zgorzkniała, czasem tylko melancholijna, zawsze wyczuwająca obcość nie wyciągniętej przez kogoś ręki. Próbujemy ją zaludnić postaciami wszystkich napisanych kiedykolwiek dramatów i komedii, wszystkich przeczytanych książek, obrazami i rzeźbami, poezją i muzyką, próbujemy znaleźć pokrewieństwo z twarzami twórców, którzy chcą nam bezinteresownie pomóc. Przywołujemy tych, którzy je stworzyli w ciągu kilkudziesięciu wieków od Biblii, a może i przed nią, aż po dni dzisiejsze. W każdej postaci coś znajomego, lecz zawodzi całość. Szukamy pomocy w dźwiękach, w mowie muzyki, w milczących dziełach znanych i nieznanych malarzy, w zatrzymanym ruchu rzeźb i kamiennym milczeniu bogów i ludzi, ale wszędzie samotność.
W górach nie ma zwycięzców i pokonanych, są zwycięstwa, które niczego nie dają, i klęski, które wzbogacają
Jeżeliście nie przeżyli nigdy nocy górskiej pod gwiazdami, przytulenie do resztki ciepła, które zostawił dzień – cóż przeżyliście w górach? Mróz takich nocy grzeje później przez całe życie.
Wśród tysiąca cudownych chwil, które bywają, gdy się jest młodym, jest jedna właściwa nie tyle młodości, ile usposobieniu i nastrojowi, na który można zdobyć się jednak tylko wtedy, gdy nie przekroczyło się progu pierwszych gorzkich doświadczeń. Właśnie otwarłaś okno, a jest wiatr – jak to bywa na wiosnę – podobny do źrebaka, który po raz pierwszy wyczuł, że jest jeszcze inna rozkoszna chwila, gdy rozstawszy się z matką i jej ciepłą przytulną opieką, wybiega się samemu na łąkę, i że to jest nowe szczęście.
W każdym człowieku tkwi potrzeba aby być sobą, niezależnym i wolnym, wierzyć, gdy się chce, ale i wątpić, gdy potrzeba, słuchać drugich ale i myśleć. Dla myśli nie ma granic, ale dla czynu musi być granica. Przebiega ona tam, gdzie nasza osobista wolność zderza się z wolnością innych ludzi. Bo cóż to byłaby za wolność, gdyby nie opierała się na równości. Próbujemy uwolnić się od bogów, od społeczeństwa, od władzy, od wszelkiej przemocy nad nami. Próby te nie zawsze są bezskuteczne, lecz dopiero w tych próbach stajemy się ludźmi, dlatego nie wolno być wygodnym i uciekać od wolności. Zrozumiałem też później w zgiełku świata, że wielu ludziom żyje się lepiej bez wolności i wolą ulegać innym, zwalnia to bowiem od myślenia i od najtrudniejszej w życiu i najbardziej ludzkiej odpowiedzialności.
(...) szczytów się nie omija. Są na to, by je osiągać. Świat z nich inny i my na nich inni.
Mam w górach w różnych miejscach swoje kamienie, pod którymi ukryłem dziesiątki, tysiące niezapomnień. Niektóre czasem odnajduję, innych – nawet gdy usilnie szukam – nie mogę odnaleźć, ale wszystkie pamiętam. I nie wiem, które są stracone, czy te odnalezione, czy tamte, nigdy nie odszukane.