Tyle jest gwiazd. Alice Giulia Carcasi 6,6
![Tyle jest gwiazd. Alice](https://s.lubimyczytac.pl/upload/books/76000/76811/352x500.jpg)
ocenił(a) na 713 lata temu Tytuł ten przygarnęłam za względu na stosunkowo ciekawą strukturę książki. Powieść można zacząć czytać zgodnie z ruchem wskazówek zegara, jak i pójść im na przekór i spróbować w bardziej japoński sposób. Zjawisko dosyć nietypowe w literaturze, ale co dwie okładki, to nie jedna ; ). "Tyle jest gwiazd", to debiut literacki mojej rówieśniczki, stąd również nieprzemożona ochota na bliższe poznanie z książką. Czytając "Dziewczynę i wilka" autorstwa młodziutkiej, bo siedemnastoletniej Eliny Vincent, byłam pod wrażeniem jej lekkości pióra i empatyczności, która biła z każdej strony. Coś cudownego. Stąd może nieświadomie zawyżyłam oczekiwania względem prozy Giulii Carcasi. Niemniej, jedno muszę powiedzieć na pewno: czyta się lekko i przyjemnie. Nie czujemy na sobie ciężaru słów, nawet jeśli autorka przechodzi z patosu do zasypywania czytelnika kolokwializmami, robi to z gracją, sprawnie komponując te dwa ścierające się style.
"Tyle jest gwiazd" to książka przede wszystkim o smakowaniu miłości i stawianiu pierwszych kroków w drodze ku dorosłości. Poznajemy świat widziany z perspektywy dwóch, z pozoru zupełnie sobie obcych maturzystów. Ona, żyjąca niczym Alicja w krainie czarów, karmi się fikcją literacką, a każdy przejaw konformizmu jest przez nią dosadnie krytykowany. On, pragnący za wszelką cenę "przystawać" do reszty, usilnie próbuje ukryć przed światem swoją "inność" i stać się wreszcie mężczyzną. Aby się dostrzec, muszą wzajemnie do siebie dojrzeć i stoczyć walkę z wewnętrznymi demonami, torującymi drogę ku szczęściu. "Tyle jest gwiazd" to nie kolejne cukierkowate love story, w którym bohaterowie osiągnęli apogeum romantyzmu. To historia jakich wiele, pozornie zwyczajna, otarta z niezwykłości, ale to dobrze, bo w całej swojej prostocie jest przecież prawdziwa. W bardzo prosty, ale i trafny sposób zostaje ujęty dialog międzypokoleniowy, którego właściwie brak pomiędzy rodzicami, a bohaterami. Ten ciekawy wątek poruszany w książce, wymusza na nas wiele pytań i pokazuje jak bardzo w okresie domniemanego buntu można oddalić się od swojej rodziny, a dom traktować niczym motel. Następuje wymiana jałowych zdań, pustych spojrzeń i wyuczonych uśmiechów, aby całość zgrabnie dopasowała się w ramy pożądanej przez wszystkich "normy". A teraz przenosimy się z krainy dobrodziejstwa, tego co ciepłe i pachnie szarlotką do kilku mankamentów, które niestety wpływają na całościową ocenę książki dość negatywnie. Otóż, ta niestandardowa struktura książki, która owszem, ciekawi czytelnika oraz zachęca swoją unikatowością, nie do końca jest tak dobra, jakby się mogło wydawać. Przede wszystkim chodzi o wałkowanie tych samych wydarzeń, tyle że opisywanych z punktu widzenia innego bohatera... wszystko pięknie, ładnie, ale mnie męczy takie czołganie się przez splot wątków, które są mi już dobrze znane. Co z tego, że Carlo ma nieco inne zdanie na ten temat? Dlaczego muszę po raz drugi raczyć się tymi samymi dialogami? Niefajnie, oj niefajnie. Pomysł okazał się ciekawy, ale wykonanie padło na łeb na szyję.
W każdym bądź razie- polecam. Chociażby dla samej autentyczności wydarzeń i zasługującego na uwagę stylu autorki.