Lucinda Rosenfeld(ur.1969) mieszka w Nowym Jorku, razem z mężem i dwiema małymi córkami. Jest autorką powieści o tematyce kobiecej, wydawanych na całym świecie. Jako publicystka współpracowała z "The New York Times Magazine", "New Yorker", "Creative Non-Fiction", "Glamour". Tematyką relacji pomiędzy kobietami, intresuje sie od dawna. Jej pierwsze humorystyczne eseje na ten temat publikowane były w "New York Times" w 2001 r.
Baby, ach te baby... Chce się jeść je łyżkami wtedy kiedy nie jest się jedną z nich. Bo kobiety mają wiele wspaniałych cech, ale są takie momenty, w których najlepsze przyjaciółki przypominają dwa oddzielne fronty, walczące na jednym polu "cichej" bitwy przeciwko sobie.
Wendy, główna bohaterka książki "Cieszę się twoim szczęściem" jest niezbyt spełnioną mężatką. Ma ponad trzydzieści lat, jej zegar biologiczny nieubłaganie tyka i choć starają się z mężem o dziecko, upragnione dwa paski na teście nie pojawiają się. Narasta frustracja, zniechęcenie, w powietrzu czuć napięcie.
Ponadto, kiedy ją poznajemy, w pewnie sposób opiekuje się swoją najlepszą przyjaciółką, Daphne. Uroczą dziewczyną, która ma tendencje do zakochiwania się w niewłaściwych mężczyznach.
Los jednak tasuje karty tak, że życie Daphne zmienia się w sielankę. Wychodzi za majętnego prawnika i szybko okazuje się, że jest w ciąży.Wendy nie potrafi się z tego cieszyć, mimo usilnych starań.
Podobała mi się ta książka. Być może dla tego, że była strzałem w dziesiątkę jeśli chodzi o mój nastrój, są takie dni, kiedy jedyna lektura, jaka może pokrzepić to właśnie czytadło. I choć znamy wiele historii nowojorskich kobiet to jednak ta pozwala na spojrzenie z dystansu na zachowania bohaterów, którzy nie potrafią docenić tego, co mają. Na zawiść i to, do czego potrafi zaprowadzić. A przede wszystkim na szczerość, jak bardzo jest potrzebna w relacjach z bliskimi nam osobami.
"Cieszę się twoim szczęściem" to powieść pisana lekkim piórem, dotycząca ciężkich spraw.
Spełniła swoje zadanie czytadła, wciągnęła i oderwała od codziennych spraw. Jeżeli tego potrzebujecie, książka spełni swoje zadanie idealnie.
[Recenzja pochodzi z bloga http://www.moje-wysypisko.blogspot.com]
Sama już nie pamiętam, jak ta książka znalazła się na mojej liście "Chcę przeczytać"... Zapewne przywiodła mnie okładka, ale cóż się dziwić, te czółenka są warte grzechu ;)
Muszę przyznać, że spodziewałam się kolejnej przezabawnej powieści z gatunku chick-lit. Byłam w błędzie. To raczej smutna, gorzkawa historia... Nie będę jednak szczegółowo analizować treści, gdyż dokonało tego wiele osób przede mną.
Radość z lektury psuje fakt, że opis na obwolucie ujawnia stanowczo za dużo szczegółów... Poza wymienionymi tam zdarzeniami w zasadzie niewiele się dzieje. Czyta się dobrze, jak wszystkie czytadła z gatunku 'lekkie, łatwe i przyjemne', choć raczej trudno zapałać sympatią do któregokolwiek z bohaterów... O dziwo, najłatwiej przyszło mi wczuć się w położenie głównej bohaterki, może to dlatego, że co rusz usprawiedliwiała się sama przed sobą?
Można przeczytać, ale niewiele się straci, rezygnując z sięgnięcia po nią. Taka sobie literacka telenowela... Niczym szczególnym się nie wyróżnia i przypuszczam, że bardzo szybko o niej zapomnę.