Ludwika Woźnicka (ur. 23 listopada 1924 w Warszawie, zm. 6 maja 1983 tamże) – polska pisarka pochodzenia żydowskiego, autorka książek dla dzieci i tłumaczka literatury anglosaskiej, bliźniacza siostra Zofii Woźnickiej.
Urodziła się jako Ludwika Wicher, córka Henryka Wichra (Nojfelda) i Marii Feilchenfeld. Podczas II wojny światowej była wraz z siostrą ukrywana przez dr Felicję Felhorską. Następnie została wywieziona na roboty do Niemiec.
Do Polski wróciła w lipcu 1946 roku. W 1952 roku ukończyła studia polonistyczne na Uniwersytecie Warszawskim, tam zaprzyjaźniła się z Jadwigą z Jasiewiczów Kaczyńską.
Twórczość literacką rozpoczęła w 1946 roku, zaś debiutowała w 1951 roku. W 1961 roku napisała scenariusz do filmu Ludzie z pociągu.
Zmarła w Warszawie śmiercią samobójczą (trzy lata później samobójstwo popełniła jej siostra bliźniaczka Zofia).
Oto książka, z której w zamierzchłej przeszłości dowiedziałam się, czym są leopony.
Wytrzymuje próbę ponownej "dorosłej" lektury, chociaż znacznie mniej w niej Czarki, niż pamiętałam, a znacznie więcej perypetii sensacyjnych. Najciekawsze było jednak dla mnie spostrzeżenie, jak bardzo zmienił się od czasu napisania książki stosunek do zwierząt: dzisiaj inaczej już wyglądają ogrody zoologiczne, w cyrkach zwierząt w ogóle nie ma, a transportu niedźwiedzi i fok pewnie nie opisywano by już tak niefrasobliwie w książce dla dzieci. Jednocześnie jednak książka Woźnickiej ma ogromną zaletę: nie popada w stosunku do zwierząt w żaden sentymentalizm. Pantera nadal jest niebezpiecznym i niezależnym zwierzęciem, a myśl Irki pod sam koniec, że w przyszłości wolałaby chyba poznawać język panter niż być treserką, jest bardzo znacząca.
Książka po raz pierwszy została wydana w 1964 roku. I to czuć.
Lubię czytać o dawnych czasach. Kiedy dzieci bawiły się na podwórku, a rodzice krzyczeli przez okno, aby wróciły na kolację. Tutaj można poczuć taki klimat, ale tylko momentami.
Fabuła ma swoje lata. Dziś każdy wie jak wygląda pantera, do cyrków nie przychodzą aż takie tłumy, a dzieci są po prostu wychowywane inaczej. W samej treści znajdziemy kilka słów, które dziś nie są już tak powszechnie używane. Niektóre zdania również mają starodawną składnie.
Książka niby opowiada o miłości człowieka do zwierzęcia i odwrotnie. Z drugiej strony jest to taka sobie historyjka, którą spokojnie można byłoby skrócić i nie straciłaby na swoim przekazie.
Fabularnie irytowało mnie zachowanie Irki, a także innych postaci. Dorośli w tej książce są różni. Jedni traktują dzieci i ich problemy poważnie, inni podchodzą do tego według powiedzenia "dzieci i ryby głosu nie mają". Ale to oddaje wychowanie tamtych lat.
Moim zdaniem jest to książka przydługa, mogąca zmęczyć czytelnika. Szczególnie, jeśli jest to młody czytelnik.