Polski prozaik, dramatopisarz, eseista i publicysta oraz autor fantastyki naukowej. W roku 1940, po ukończeniu szkoły średniej i szkoły muzycznej, wstąpił do Akademii Muzycznej we Lwowie. W czasie okupacji niemieckiej Lwowa (1941–1944) był karmicielem wszy w Instytucie Badań nad Tyfusem Plamistym i Wirusami prof. Rudolfa Weigla. W 1944 roku przeniósł się do Krakowa. W roku 1945 rzucił studia muzyczne i zajął się wyłącznie pracą literacką.
W latach 1945–1947 współpracował z redakcją tygodnika „Odrodzenie” i czasopisma „Teatr”, zaś w latach 1947–1948 redagował czasopismo „Ruch Muzyczny”, później „Muzyka”. Długoletni kierownik literacki Teatru Ludowego w Nowej Hucie. W 1953 wstąpił do PZPR, w tym samym roku został członkiem redakcji „Przeglądu Kulturalnego”. W 1955 odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski i Medalem 10-lecia Polski Ludowej.
Jego twórczość literacka była bardzo różnorodna.
Debiutował w 1945 r. w tygodniku „Odrodzenie” opowiadaniem „Monika”. Jego debiutem książkowym była powieść o getcie „Oczekiwanie”, za którą otrzymał Nagrodę Ziemi Krakowskiej.
Kolejną książką była powieść o Fryderyku Chopinie „Kształt miłości”, za którą otrzymał Nagrodę Państwową II stopnia, zaś w 1971 powieść „Długo i szczęśliwie” została laureatką nagrody CRZZ. W 1982 otrzymał Nagrodę Państwową I stopnia za całokształt twórczości literackiej.
Autor wielu powieści dla młodzieży pisanych w latach 60. i 70., z których wiele zalicza się do powieści fantastycznonaukowych.
Oprócz tego pisał również dramaty (spod jego pióra wyszło ponad 20 sztuk teatralnych, telewizyjnych i radiowych),zbiory felietonów, scenariusze telewizyjne i filmowe oraz publikacje o muzyce. Niektóre z jego sztuk realizowano w całej niemal Europie, a także w Meksyku, Nowej Zelandii i USA.
Ogółem utwory przełożono na dziewiętnaście języków, a łączny nakład jego powieści przekroczył liczbę miliona egzemplarzy.
Bo nie sztuką być odważnym, kiedy jest się odważnym. Sztuką być odważnym, dopiero wtedy, gdy koło serca zaczyna coś łoskotać, a po łopatkach...
Bo nie sztuką być odważnym, kiedy jest się odważnym. Sztuką być odważnym, dopiero wtedy, gdy koło serca zaczyna coś łoskotać, a po łopatkach chodzą zimne mrówki.
Dziesięć minut może czasem ciągnąć się jak guma do żucia - na przykład wtedy, kiedy grozi wywołanie do tablicy z tego przedmiotu, o którym p...
Dziesięć minut może czasem ciągnąć się jak guma do żucia - na przykład wtedy, kiedy grozi wywołanie do tablicy z tego przedmiotu, o którym poprzedniego dnia, podczas przygotowywania lekcji, akurat się zapomniało.
Powieść o dzieciństwie i dorastaniu w międzywojennym Lwowie. Ani razu niewymienionym z nazwy, bo choć w chwili wydania (1975) gierkowski peerel w zasadzie przyjmował do wiadomości istnienie takiego *radzieckiego* miasta jak Lwow, to już sugestię, że kiedyś wypełniali je Polacy, przyjąłby źle (fakt, że tak było ledwie przed trzydziestu laty i wciąż pamiętane, nie miał tu nic do rzeczy…)
Miejsce, wiek i zainteresowania bohatera, nazywanego tu Henrykiem Ekertem, podpowiadają, że musi być oparta na motywach autobiograficznych. Nie wiem, jakie są proporcje autobiografii do fikcji literackiej, bo Broszkiewicz był raczej skromnie opisany przez innych.
Zaczyna się w bardzo samotnym i dość smutnym dzieciństwie sieroty wychowywanego przez apodyktyczną i surową babkę z wielkimi pretensjami do *prawie-arystokracji*. Postać nieodparcie kojarząca się z babką Daniela z "Placu Leńskiego". Przedwojenną *przewagą* tej był *stateczny* mieszczański dom ze służącą, fortepianem (bardzo ważnym dla rozwoju bohatera!) i szafkowym zegarem z mosiężnymi figurkami ("Argonauci!"). Oraz rytualnymi niedzielnymi herbatkami, służącymi potwierdzaniu i utrwalaniu sztywnej kolejności dziobania ("Pani dyrektorowo", "drogi Mecenasie"...).
Losy bohatera prześlizgują się przez snobistycznie-kameralną, prywatną szkołę podstawową, by dokładniej zagłębić w czasy gimnazjalno-licealne. Aż do początku *wspaniałej* maturalnej wiosny (marzec)... 1939 roku.
Pojawiają się pierwsze przyjaźnie, pierwsza miłość, pierwszy seks (niepołączone personalnie...). I muzyka. A także próby zrozumienia i przyjęcia postawy wobec wydarzeń rozgrywających się w mieście, w kraju i na świecie. Polityczne poszukiwania miejsca dla siebie w społeczeństwie pofragmentowanym na wiele sposobów nieprzebytymi barierami i śmiertelnie (niestety - dosłownie...) skłóconym o to, który zamordyzm gorliwie małpować: niemiecki, sowiecki czy może włoski? Dostępna mi wiedza (i wykształcenie) podpowiada, że opisy społeczno-politycznej atmosfery końca lat trzydziestych (i końca najmniej udanej z Rzeczpospolitych) są całkiem rzetelne i uczciwe. Choć sygnalizowany jest dryf bohatera na lewo, na szczęście obeszło się bez podlizywania komunizmowi. A trochę się tego obawiałem, bo powojenny Broszkiewicz niewątpliwie trzymał się jedynie słusznej linii przewodniej Partii.
Ostatnia (szpitalna) część stanowi niepasujący do reszty dysonans, który trochę zepsuł mi odbiór całości. Nonsensownie drobiazgowy opis groteskowych interakcji pacjentów wieloosobowej sali szpitalnej, w której bohater rzekomo tylko odwiedzał przyjaciela poważnie chorego na gruźlicę. Co gorsza, narracja z realistycznej i poważnej, zmienia się tu w burleskowo-komiczną. Broszkiewicz także w innych powieściach popadał w taki niezbyt znośny, burleskowy tryb opisu postaci, używając wciąż tego samego zestawu środków. Na ogół słabo mu to wychodziło, a tu już zupełnie marnie. Wyraźnie próbował przepracować jakieś osobiste szpitalne traumy.
Tak jak i w innych digitalizacjach wydawnictwa Estymator, doskwiera brak korekty i panoszący się z tego powodu tabun chochlików, które dawniej nazywano "drukarskimi", a teraz należałoby chyba "ebookarskimi" ("kindlarskimi"?).
Biografia fabularyzowana, więc Broszkiewicz zmyśla, ile wlezie. Robi z Chopina (i z Mickiewicza) walczącego z arystokracją bojownika upominającego się o prawa chłopów. To chyba jednak przegięcie. Ale, mimo tej wady głównej, taki typ biografii ma swoje dobre strony. Postacie nabierają ludzkich cech. Doskonale niby znany konflikt klasyków z romantykami przedstawiony w nowym świetle (na przykład jak wredny potrafił być Koźmian). Chciałem dowiedzieć się czegoś o życiu Chopina - dowiedziałem się. Zależało mi na przyzwoitym tle historycznym - było. Chciałem poznać bliżej np. Mochnackiego, Lelewela, George Sand - byli. Więc mimo wszystko pozytywnie oceniam.