cytaty z książek autora "Aneta Pawłowska-Krać"
A pacjenci psychiatryczni? Jako społeczeństwo niechętnie patrzymy w ich stronę. Tak jakby byli gorszymi ludźmi, których najlepiej zamknąć, odseparować. Podobnie z dziećmi. Chore na serduszko rozczulają, a leczone psychiatrycznie to już nie są takie „nasze dzieci”, lecz bardziej obce, inne.
Rodzice są zgodni co do bezpośredniej przyczyny załamania, które przeszedł Kuba - to pandemia. Chłopiec nie radził sobie z edukacją online, przytłaczała go.
- Za bardzo go dociskaliśmy, poganialiśmy, żeby się uczył, odrabiał lekcje, wysyłał je. Teraz wiemy, że to był błąd - mówi Piotr. (141).
Uczniowie utknęli przed komputerami i telefonami. Wspieranie edukacji dziecka ze specjalnymi potrzebami, szczególnie na początku pandemii, zostało martwym zapisem w orzeczeniu. Zmiana trybu nauczania i nawał pracy do samodzielnego wykonania przygniotły Kubę. (152).
Jesteśmy w tej chwili przytłoczeni pacjentami ze spektrum autyzmu. (...) dzieci w tej grupie zaburzeń bardzo lubią korzystać ze sprzętu elektronicznego. Ich udział w lekcjach online jest symboliczny albo żaden, bo grają w gry lub oglądają filmy, a w internecie spędzają znacznie więcej czasu niż przed pandemią. (164).
Czy w Polsce XXI wieku tak powinna wyglądać psychiatryczna opieka dla chorych dzieci i młodzieży? W Polsce, gdzie wydano sześćdziesiąt osiem milionów na wybory, które się nie odbyły, i dwa miliardy na TVP, żeby w pandemii w Dniu Kobiet robili drogie koncerty?". (183).
Zdarzało się, że krzątające się pielęgniarki otwierały drzwi na oścież, niemal nagim dziewczynom mogli przyglądać się inni pacjenci.
Andrzej przez szesnaście lat pracował jako salowy w dużym szpitalu psychiatrycznym. Przez ostatnie lata łączył obowiązki salowego z pracą ratownika medycznego w karetce. Szpital, a szczególnie pacjentów, wspomina z sentymentem. (...)
- Jurek komunikował się ze światem za pomocą kilku wulgaryzmów i wyrażenia "U, Hitlerku". W zależności od tego, z jaką intonacją to wypowiadał, było wiadomo, czy jest zly, zadowolony, czy o coś pyta. Nic więcej się od niego nie uzyskało. Przy wydzielaniu papierosów mówiłem często: "Jureczku, chodź, dostaniesz pysznego, soczystego papieroska". On wręcz biegł i mówił "Uuu, Hitlerku" i było wiadomo, że się cieszy. Był zupełnie niegroźny, jedyny kłopot sprawiał tym, że załatwiał swoje potrzeby fizjologiczne tam, gdzie się znalazł. (...)
Praca w szpitalu psychiatrycznym różni się od pracy salowego w innych szpitalach. Oprócz utrzymania odcinka w czystości salowy jest odpowiedzialny za przypilnowanie dużej gromady ludzi, gdy pielęgniarka musi wyjść do zabiegowego czy dyżurki. Wtedy miałem pod opieką kilkanaście-kilkadziesiąt osób. Musiałem nauczyć się, jak z nimi rozmawiać. Bo to nie są tylko chorzy psychicznie, ale też na przykład uzależnieni czy osoby z demencją. Przychodzili z bardzo różnymi sprawami, od błahostek, na przykład takich, że nie mogą znaleźć swojego misia, a skończywszy na problemach z załatwianiem potrzeb fizjologicznych. Takiego pacjenta trzeba było zaprowadzić do toalety, pomóc mu. Uczyłem się tam cierpliwości, okazywania troski.
Ostatniego dnia pracy wyszedłem na odcinek ogólny podczas kolacji i powiedziałem: "Szanowni państwo, to jest mój ostatni dyżur i chciałem się z wami pożegnać, bo zmieniam pracę". Wszyscy zaczęli krzyczeć: "Zostań z nami, zostań z nami!". Uciekłem na wydzielony, bo łzy zaczęły mi spływać po twarzy. To była największa zapłata za szesnaście lat pracy.
Psychiatra i psychoterapeuta nie otworzą duszy skalpelem, jak chirurg serce.
Wiele się uczę od swoich pacjentów. Najbardziej pokory wobec życia. Patrzę, jak są dzielni, jak dążą do wyzdrowienia. To mi dodaje siły w moich osobistych trudnych sytuacjach. Myślę, że skoro oni dają radę, ja też nie mogę polec. (204).
Jeżeli psychiatria uważana jest za "czarną owcę medycyny" (...), to psychiatria dzieci i młodzieży jest jej mniejszą i jeszcze czarniejszą siostrą(...). (122).
Lekarz prawnie odpowiada za pacjenta nie tylko wtedy, gdy go przyjmie i w związku z przepełnieniem wydarzy się coś niepożądanego, ale też wtedy, gdy go nie przyjmie i odesłany do domu popełni samobójstwo.
- Na lekarzach spoczywa ogromna odpowiedzialność, a nie mają narzędzi, by odpowiednio zadbać o pacjentów - mówi Bobowski.
Dziewczyna została przywieziona w nocy na oddział psychiatrii dziecięcej na Srebrzysku po deklaracji próby samobójczej. Wcześniej się wieszała. Wtedy na oddziale było o dwanaście osób więcej, niż jest miejsc. Leżały na materacach. Nie było nawet gdzie kolejnego dostawić. Psychiatra dziecięca powiedziała, że nie przyjmą dziewczynki, niech jedzie na SOR i na pediatrię. Pediatra nie przyjęła, bo takie dziecko jest zagrożeniem nie tylko dla siebie, ale i innych małych pacjentów. Dziewczynka z mamą siedziała całą noc na SOR-ze, przy nich lekarka, która obdzwoniła szpitale aż po Gniezno, dwieście siedemdziesiąt kilometrów od Gdańska. Nie było miejsca. Nad ranem w poszukiwania włączyły się kolejne osoby. W końcu przesunięto materace i dołożono jeszcze jeden.
W 2019 roku do psychiatrycznych oddziałów dla dorosłych w całym kraju przyjęto 436 pacjentów poniżej osiemnastego roku życia. W 2020 - 180. Średni czas pobytu na oddziale dla dorosłych to piętnaście dni.
Jeżeli psychiatria uważana jest za "czarną owcę medycyny" - pisze do mnie w mejlu w maju 2012 roku Łucka - to psychiatria dzieci i młodzieży jest jej mniejszą i jeszcze czarniejszą siostrą - problemem równie marginalnym, >>statystycznie nieistotnym<<, tak jak przeznaczone na nią publiczne finanse.
Na pięćdziesięciu dwóch pacjentów na oddziale jest jeden psycholog. Trzech lekarzy psychiatrów. Sytuację ratują rezydenci. W nocy na cały szpital, czterystu pacjentów, jest jeden lekarz plus jeden na izbie, z której nie schodzi.
Pomoc dla rodziców dzieci ze spektrum autyzmu została więc rozbita między trzy resorty: rodziny (pomoc społeczna i SUO), edukacji (dostosowanie zajęć w szkole, nauczyciel wspomagający i rewalidacja) i zdrowia (ośrodki specjalistyczne i służba zdrowia). Każdy z nich działa na własną rękę, nie ma między nimi przepływu informacji, co dla konkretnego dziecka zostało zrobione i co jeszcze można zrobić. Żeby pomóc dziecku, rodzic musi sam najpierw zorientować się w tym bardzo skomplikowanym systemie, zdobyć wiedzę, co i gdzie jest dla niego dostępne, chodzić od ośrodka do ośrodka, składać wnioski, pisać podania, starać się o odpowiednie orzeczenia i kwity. Czekać w kolejkach. Albo płacić.
Reforma jest słuszną inicjatywą, ale nie rozwiąże problemów opieki psychiatrycznej dzieci i młodzieży w Polsce. Musi być więcej lekarzy. To jedyne rozwiązanie.
Lekarz przyrzeka, że będzie leczył zgodnie z najnowszą wiedzą medyczną i standardami, a system mu to uniemożliwia. Można działać wbrew sobie, reprezentować coś, z czym się nie zgadzasz, i nie można być efektywnym w pomaganiu. Ale każdy normalny człowiek powiedziałby w końcu nie.
Środowisko pielęgniarek od lat domaga się wprowadzenia norm zatrudnienia w przeliczeniu na liczbę pacjentów. Liczniejsza obsada to większe bezpieczeństwo pacjentów i personelu, wyższy standard pracy, więcej czasu dla pacjentów. Ale wprowadzenie tych norm ciągle jest przesuwane w czasie.
>>Jak to jest możliwe?!<<, oburzyłam się. >>Zamyka się chorych, osłabionych lekami ludzi, którzy nie potrafią się obronić, a oni są narażeni na przemoc? Nikt tego nie widzi?!<< Tak bardzo się zdenerwowałam po rozmowie z nim, że natychmiast zadzwoniłam na ten oddział, porozmawiałam z jednym z pielęgniarzy. Byłam wzburzona, pytałam, czy mam to zgłosić do prokuratury, bo to dla mnie nie do przyjęcia, że chorzy ludzie są w ten sposób traktowani. Pielęgniarz powiedział, że nie mają wpływu na to, że pacjenci czasem się pobiją, jeden drugiego opluje czy wyzwie. Lekarzy jest za mało, pielęgniarzy jest za mało, tak wygląda polska psychiatria, nie są w stanie wszystkiego upilnować.
Jedno się nie zmienia - zalecenia leczenia w poradni zdrowia psychicznego. To oznacza, że pacjent powinien systematycznie stawiać się na kontrolę u lekarza psychiatry. W praktyce to kilkunastominutowa wizyta, podczas której wypisuje się receptę. Z terminami nie jest łatwo, na pierwszą wizytę trzeba czekać około trzech miesięcy, kolejne odbywają się nieco częściej. Ile powinna trwać wizyta u psychiatry, ustalił NFZ. Czterdzieści pięć minut - pierwsza, każda kolejna - piętnaście. Doktor Łabuda mówi, że zna przypadki, kiedy lekarz w czasie przeznaczonym dla dwunastu pacjentów przyjął dwudziestu. Wówczas za ośmiu ostatnich NFZ mu nie zapłacił.
- Kiedy pracowałem w Polsce, pacjent niejednokrotnie był drugą kategorią człowieka - podsumowuje doktor Kornowski. - Była hierarchia: najpierw lekarz, który był niemal nadczłowiekiem, potem pozostały personel, a na samym dole pacjent. Mam nadzieję, że już tak nie jest. W Szwecji to pacjent jest najważniejszy. Bywa tak, że zbiera się cały kilkunastoosobowy zespół i razem z pacjentem i jego rodziną radzi, jak zapewnić mu najlepsze warunki rehabilitacji. Szefem na oddziale jest pacjent, nie lekarz.
- W Szwecji nie ma takiej sytuacji, że wypuszcza się człowieka ze szpitala w próżnię, do niczego - mówi lekarz. - Plan, co będzie się działo z pacjentem po wypisie, musi być bardzo dokładny. Po wyjściu ze szpitala, jeśli nie jest on w stanie sam wrócić do domu, zostaje odwieziony. Jeśli zachodzi potrzeba przewiezienia pacjenta do innej klinki, wykorzystuje się także medyczny medyczny transport lotniczy. Zawsze musi być plan, czy chory będzie kontynuował leczenie w lecznictwie otwartym, czy należy planować wizyty domowe. No i jest cały system rehabilitacji do powrotu do pracy. Jeśli pacjent nie odnajdzie się na otwartym rynku pracy, może podjąć zatrudnienie w zakładzie chronionym. Są różne formy rehabilitacji zawodowej. Koordynują to odpowiednie biura.
Zgodnie z wytycznymi Narodowego Funduszu Zdrowia na trzydzieścioro sześcioro dzieci ma wystarczyć dwóch lekarzy.
- Według Funduszu jest nas bardzo dużo - mówi i wymienia lekarzy specjalistów i rezydentów pracujących w oddziale. Razem ze sobą dolicza się siedmiu. Zaznacza, że aby lekarz mógł pracować w komforcie, nie powinien prowadzić więcej niż pięciu, sześciu pacjentów jednocześnie. Wtedy jest czas i dla pacjenta, i dla jego rodziny. Ale w praktyce lekarze niekiedy prowadzą i po ośmiu, dziesięciu pacjentów.
Psychiatra ani psychoterapeuta nie otworzą duszy skalpelem, jak chirurg serce.
Było mi trudno po tym spotkaniu z dziewczynami. Bolała świadomość niemocy, wobec której stają profesjonaliści pracującymi z takimi dzieciakami. A może ich być na oddziale na przykład trzydzieścioro. W systemie, w którym brakuje kadr i pieniędzy. A każda osoba to inna, skomplikowana historia, nad którą z uwagą należy się pochylić. Znaleźć źródło bólu i lekarstwo na niego.
Z braku opieki w środowisku wiele dzieci wraca na oddział. Tam zostają podratowane. Przy wypisie znów dostają zalecenia: terapia, terapia rodzinna. Oraz wizyty w poradni zdrowia psychicznego. W poradni Szpitala Zdroje pierwszy wolny termin jest za pół roku.
Lekarz przyrzeka, że będzie leczył zgodnie z najnowszą wiedzą medyczną i standardami, a system mu to uniemożliwia. Można działać wbrew sobie, reprezentować coś, z czym się nie zgadzasz, i nie być efektywnym w pomaganiu. Ale każdy normalny człowiek powiedziałby w końcu "nie".