Najnowsze artykuły
- ArtykułySpecjalnie dla pisarzy ta księgarnia otwiera się już o 5 rano. Dobry pomysł?Anna Sierant1
- ArtykułyKeith Richards, „Życie”: wyznanie człowieka, który niczego sobie nie odmawiałLukasz Kaminski2
- ArtykułySzczepan Twardoch pisze do prezydenta. Olga Tokarczuk wśród sygnatariuszyKonrad Wrzesiński18
- ArtykułySkandynawski kryminał trzyma się solidnie. Michael Katz Krefeld o „Wykolejonym”Ewa Cieślik2
Popularne wyszukiwania
Polecamy
P.J.E. Peebles
Źródło: https://pl.wikipedia.org/wiki/James_Peebles#/media/Plik:Jim_Peebles_2010.jpg
Znany jako: Philip James Edwin Peebles
2
6,5/10
Pisze książki: astronomia, astrofizyka, popularnonaukowa
Urodzony: 25.04.1935
Jest laureatem Nagrody Nobla w dziedzinie fizyki i profesorem emerytowanym Uniwersytetu w Princeton, gdzie piastuje katedrę im. Alberta Einsteina. Jest też autorem książek "Principles of Physical Cosmology (Zasady kosmologii fizycznej)", "Quantum Mechanics (Mechanika kwantowa)" oraz "Physical Cosmology (Kosmologia fizyczna)".
6,5/10średnia ocena książek autora
16 przeczytało książki autora
165 chce przeczytać książki autora
1fan autora
Zostań fanem autoraSprawdź, czy Twoi znajomi też czytają książki autora - dołącz do nas
Książki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Cała prawda. Rozważania kosmologa o poszukiwaniach obiektywnej rzeczywistości
P.J.E. Peebles
5,3 z 3 ocen
23 czytelników 2 opinie
2023
Stulecie kosmologii. Jak zrozumieliśmy Wszechświat
P.J.E. Peebles
7,6 z 11 ocen
159 czytelników 3 opinie
2021
Najnowsze opinie o książkach autora
Cała prawda. Rozważania kosmologa o poszukiwaniach obiektywnej rzeczywistości P.J.E. Peebles
5,3
Wielką naukę uprawia się dziś wtedy, gdy ma się na to uprawianie wielkie granty, a więc tak należy ją uprawiać, by aktualne granty nie były ostatnimi.
A bardzo szkodliwe dla szans na kolejny grant jest sugerowanie, że robi się coś, co niekoniecznie jest ,,faktycznym poznawaniem natury rzeczywistości, poprzez odkrywanie jej kolejnych przybliżeń''.
Peebles jako noblista ma ten komfort, że ryzykuje już tylko swym imieniem i mógłby już pozwolić sobie na odważniejsze spekulacje, ale właśnie jako ikona na pewno poczuwa się do obowiązku odpowiedniego ukształtowania postaw kolejnych pokoleń badaczy i umocnienia ich w wierze w obowiązujący paradygmat.
Nie wiem, czy słówko ,,dowody'' w opisie pochodzi od autora czy od wydawcy (tak, pastwię się nieprzeczytawszy jeszcze nawet spisu treści),ale spodziewam się, że dobrze oddaje ono intencję tego pierwszego — no cóż, nawet kosmolog musi dziś dowodzić...
Oczywiście może być tak, że słówko to jest stosowane przez autora tylko na polu historii nauki, gdzie ma ono chyba już dużo więcej sensu.
Ale jeśli historia nauki czegoś dowodzi, to raczej tego, że nasze ,,kolejne przybliżenia'' potrafią wejść w symbiozę z coraz większą ilością obserwacji, ale nauka bynajmniej nie jest podróżowaniem koleją, a jeśli tak, to torami budowanymi bez planu i z ciągłym ryzykiem wykolejenia.
Zapewne książka jest w stanie skierować młodego człowieka w stronę nauki i chwała autorowi za to. Niestety takie książki jak ta, ,,przy okazji'' sprawiają, że szansa na wykolejenie się ogromnej machiny współczesnej nauki jest coraz mniejsze, a podróż coraz bezpieczniejsza — na szczęście nie wszyscy badacze jadą tym pociągiem, czy jakimkolwiek pociągiem ;).
----------
Po przeczytaniu Przedmowy i 1. oraz 2. rozdziału i szybkim przekartkowaniu reszty:
Książka jest na pewno ciekawym i przystępnym ujęciem historii rozwoju głównego nurtu kosmologii XX w., choć zdecydowanie nie miała być tylko opowieścią o historii kosmologii. Widać, że, deklarowane od samego początku, ambicje autora były zdecydowanie większe.
Wyruszając więc od razu odważnie w stronę filozofii, autor zdaje się jednak liczyć ze swoimi ograniczeniami i kieruje się ku bliskim sobie (również geograficznie i kulturowo) filozofom XIX wieku (a najbliższym autorowi zdaje się być Peirce, któremu za tło służy Jeans i — znacznie bardziej kontrastowo — Mach),by przejść do Koła Wiedeńskiego, oraz — już trochę tracąc oddech i podpierając się internetową SEP — Poppera, Latoura i Kuhna. Pierwszy rozdział kończy się wypunktowaniem podstawowych założeń, jakimi, choć może nie zawsze świadomie, kierują się naukowcy o nastawieniu zbliżonym do autora (którzy to naukowcy stanowią większość naukowców, jak czytamy — i jest to znaczące — już na początku przedmowy).
Rozdział ten, tak jak i drugi, poświęcony socjologii nauki, może wywrzeć spore wrażenie na kimś, kto nie miał wcześniej styczności z tego typu rozważaniami. Niestety w dzisiejszych czasach tacy ludzie stanowią sporą grupę, z której wyłączyć nie można już nawet większości studentów kierunków ścisłych.
A tym większe może być to wrażenie, że przemyślenia pochodzą w końcu od noblisty...
(Noblista ten to kosmolog, więc tłem i przykładem jest w kolejnych rozdziałach historia kosmologii, ale autor twierdzi, że do tych samych wniosków — filozoficznych ! — dojść można analizując rozwój mechaniki kwantowej. To bardzo ciekawe, ale i ryzykowne stwierdzenie, świadczące chyba nie najlepiej o obeznaniu autora z filozofią QM.)
Nie żal mi czytelników na zachodzie, ale my, tu w Europie, jesteśmy spadkobiercami wielkich tradycji i rezonatorami myśli wielkich uczonych-filozofów (by ograniczyć się do ikon: Bohr, Schrödinger, Weyl, Bohm i wreszcie osiadły ostatecznie w Princeton Einstein — tym samym Princeton),więc powinniśmy czytać jednak bardziej udane (co najmniej lepiej przemyślane — ta, mimo chwalonych przez autora uwag anonimowych recenzentów, przemyślana wciąż nie jest) książki.
Przyznać muszę, że zaletą tejże jest jednak to, że w co drugim z jej akapitów (przynajmniej początkowej części) znajdzie się coś, co może stanowić dla amatora (ale nie laika) filozofii przyrody cel treningowy, tzn. coś prowokującego do ćwiczeń w krytycznym myśleniu i formułowaniu kontrargumentów. Naukowiec ujawniający swe filozoficzne ciągoty zawsze ryzykuje wystawiając coś na ataki, w tym wypadku są to jednak wielkie i słabo zamaskowane cele z dykty ;)
Tak czy owak, lektura książki nie jest zupełną stratą czasu, a dla jako tako wyrobionego czytelnika, nie będąc też specjalnym zagrożeniem, będzie może nawet odskocznią do rozwoju.
PS
Nie sądzę by ktokolwiek dotarł aż na sam dół mych wypocin, ale i tak w nagrodę mam szybkie w czytaniu slajdy z wystąpienia pt. ,,The Scientific Method from a Philosophical Perspective” autorstwa Davida Merritta:
philpapers.org/archive/MERTSM-2.pdf
Pokazują one znakomicie co byłoby problemem Peeblesa, gdyby chciał podyskutować nie ze studentami, a z (pewnymi) filozofami lub naprawdę i głęboko pochylić się nad własną dyscypliną i jej historią.
Książkom jak ta zawdzięczać będzie można to, że kosmologia, która niedawno stała się ,,hard science'', jeszcze przez jedno pokolenie (licząc jak Ortega y Gasset, czyli ok. 15 lat) będzie bardzo hard, wręcz betonowo ;) (w sumie jest to niezła definicja poważnej, tzn. profesjonalnej i zinstytucjonizowanej nauki: że co jakiś czas mamy stan zabetonowania).
I to nawet dobrze! Dobrze dla przyszłych historyków, dla przyszłych filozofów nauki, i wreszcie dla tych miłośników kosmologii, którzy mogą sobie pozwolić na to, by pożyć jeszcze co najmniej ze dwie dekady ;)
Stulecie kosmologii. Jak zrozumieliśmy Wszechświat P.J.E. Peebles
7,6
Kosmologia dla zaawansowanych
Ponieważ to jedna z trudniejszych publikacji jakie oceniam publicznie, to nie uniknę żargonu typowego dla nauki o Wszechświecie. Jeśli kogoś nie zaciekawi ten język, zniesmaczy jego hermetyczność, to tym bardziej książka nie dla niego. Zachęcam jednak do zmierzenia się z wyzwaniem, bo to kawał pasjonującej lektury o rewolucji w nauce o największych skalach czasu i przestrzeni. Dość precyzyjne ramy tekstu obejmują ok. 80 lat historii do 2003, czyli okres między rewolucją Hubble’a, który wykrył obserwacyjnie rozszerzanie się Wszechświata, a początkiem XXI wieku, kiedy okazało się, iż tempo jego ekspansji się zwiększa, a odpowiada za to własność samej przestrzeni nazwana ciemną energią. Tak całościowe i formalne przedstawienie technik obserwacyjnych, rozwiązań teoretycznych i kolejnych modeli wypadało powierzyć komuś, kto uczestniczył w tym procesie. James Peebles to astrofizyk, który nadaje się do tego jak mało kto. Od 60-ciu lat współtworzy kosmologie współczesną. Jest głównym autorem obowiązującego standardowego modelu, zwanego sCDM (*),którego rewolucja z przełomu wieków XX/XXI rozszerzyła o reaktywowaną lambdę – stałą kosmologiczną Einsteina, dopełniającą obecny kanon kosmologii do tzw. modelu ΛCDM.
„Stulecie kosmologii. Jak zrozumieliśmy Wszechświat” jest wyzwaniem dla czytelnika. Peebles zakłada, że zaproponowana narracja o kosmologii fizycznej dostępna będzie w całości studentom pierwszych lat fizyki i astronomii. Uważam, że to niemal prawda. Pewne wątpliwości mam w przypadku fragmentów analizujących wielkoskalowe struktury kosmiczne, gdzie pojawiają się pół-empiryczne metody oparte na harmonikach sferycznych i transformacjach fourierowskich. Ostatecznie całość jest rozbudowanym pejzażem koncepcji, nad którymi pracowało przez dekady grono świetnych fizyków wysokich energii, astrofizyków pozagalaktycznych, specjalistów od teorii względności i astronomów obserwacyjnych. Dotykając wszystkich ważnych składowych tworzenia kosmologii współczesnej, Peebles musiał zastosować sporo skrótów i skupić się na wnioskach, czasem w postaci wzorów, które wymagają pewnej biegłości i obycia z typowymi akurat w tej dziedzinie narzędziami, co nie jest czasem łatwe. Specyfika kosmologii polega bowiem na częstym manipulowaniu rzędem wielkości, czasem proporcjonalnością parametrów, przybliżeniami i empirycznie uzyskanymi liczbami. To może stanowić wyzwanie nawet dla ‘rasowych teoretyków’, którzy operują bardziej jednoznacznymi strukturami. Wciąż jednak, niezrażony językiem i trudnościami formalnymi, ‘dowolny’ czytelnik da radę śledzić partie podsumowujące określoną klasę zagadnień. Od strony czysto matematycznej, wymaganie jest raczej podstawowe (jak na studenta) – rachunek różniczkowy i całkowy i niemal nieobecność języka tensorowego i topologii.
Książka, choć stanowi tekst z historii nauki, to pozostaje wymagającą lekturę skupioną na warsztacie. Pierwsze rozdziały są zamkniętymi opowieściami o kilku kluczowych grupach zagadnień w porządku czasowym. Stąd dostajemy oczywiste powtórzenia i powroty do konkretnych zdarzeń z innej perspektywy. Przybliżenie istoty modeli kosmologicznych, wykrycie promieniowania tła, propozycje opisania pierwotnej nukleosyntezy, skonfrontowanie obserwacji z teorią o wielkoskalowych strukturach oraz wprowadzenie do debaty nieświecącej i niebarionowej materii, stanowią 80% zagadnień książki. Końcówka zbiera wszystkie wątki i bezpośrednio referuje rewolucję z lat 1998-2003, kiedy cała układanka przybrała obecnie akceptowalną postać modelu ΛCDM. Zaledwie ostatnie strony to, typowa w książkach popularnych, opowieść z pogranicza filozofii i socjologii nauk przyrodniczych. Ponieważ w treści autor skupia się na faktach, toku rozumowania, punktach zwrotnych teoretyczno-empirycznych, to niewiele pozostało na narrację zbeletryzowaną. Już na początku dostajemy próbkę typowej formy, gdy Peebles opowiada o metodach poszukiwania odpowiednich indykatorów do przestrzenno-jasnościowego rozkładu galaktyk (str. 46-59),by przekonać czytelnika o sensowności założenia izotropii i jednorodności rozkładu masy (i świecącej materii) w skalach odległości co najmniej dziesiątek megaparseków.
Spośród wielu bardzo pouczających kwestii formujących dynamikę poznawczą w kosmologii, szczególnie zapamiętam świetne zreferowanie stworzonych wariacji modelu CDM (str. 451-467). Sposób ich opisania z jednej strony pokazuje twórcze napięcie w okresie między zapostulowaniem etapu inflacji w ekspansji Wszechświata, a rewolucją rozpoczętą w 1998. W grze było sporo bardzo dobrych alternatyw, którym brakowało jednoznacznie rozstrzygającego komponentu empirycznego. Peebles bardzo mocno akcentuje badawczy imperatyw, by wokół każdej propozycji 'na stole' budować rozsądny system oczekiwań weryfikacji pomiarowych. Ostatecznie, to dowiedzenie termiczności promieniowania tła, dopasowanie periodyczności skali amplitud jego niejednorodności kątowej, dookreślenie gęstości materii i coraz lepsze systemy numeryczne potwierdziły wartość modelu sCDM. Z drugiej strony, taki bardzo spójny system ram dla zbalansowania teorii z pomiarem, tworzy z kosmologii naukę eksperymentalną, o czym Einstein oferujący budujący wymyślony przez siebie język ilościowy, nawet nie marzył (przynajmniej w chwili zakończenia prac nad ogólną teorią względności). Szczególnie ceni astrofizyk tych kolegów, którzy potrafili oszacować ramy sensowności ograniczające jednoznacznie zakresy parametrów kosmologicznych. Wymowna grafika na str. 120 stanowi kompilację takich stabilizujących modele ram. Kumulatywny system wiedzy, relatywnie niewielka grupa kosmologów, którzy z względną łatwością mogli śledzić postępy w swojej dziedzinie (i to w erze przed-internetowej) i wspomniany mechanizm samokontroli badawczej, w odpowiednim momencie wywołały rewolucję w opisie Wszechświata. Bardzo szybko zebrane dane promieniowania tła o wystarczającej czułości i wyniki projektu badania odległych supernowych typu SNIa przekonały większość naukowców do ostatecznej akceptacji odpowiedniego modelu, mimo ułomności natury ludzkiej (str. 467):
"Właściwa ludziom skłonność do zachowawczości może wyjaśniać, dlaczego w większości przypadków uczeni prowadzący poszukiwania właściwej kosmologii w ostatnim dwudziestoleciu minionego stulecia starali się w jak najmniejszym stopniu odchodzić od podstawowej wersji modelu sCDM i równie kurczowo trzymali się pierwotnych idei na temat inflacji. Podejście to mogło spowodować, że przeoczymy właściwy kierunek, ale dowody, które omówimy w następnym rozdziale, wskazują, że tak sie nie stało."
Peebles równie pieczołowicie i ciekawie odtwarza grupy interakcji między składowymi układanki kosmologicznych modeli. Cały system wiedzy o Wszechświecie (z historycznej perspektywy) okazuje się zbiorem jakby kilku różnych puzzli, których elementy wymieszano. Rozwikłanie tego, w epoce przed rewolucją 1998-2003, było deprymująco trudne. Brakowało wystarczająco dokładnych danych pomiarowych, by nabrać pewności o poprawnym kierunku. Skalę dynamiki 'dojrzewania' kosmologii unaoczniają chociażby świetne tabelki, w których autor zebrał przełomowe ustalenia gęstości materii i obfitości pierwotnego helu (str. 127, 265, 266). Poziom błędu, do jakiego doprowadziła sonda Planck w 2018 roku sporo mówi o drodze, jaką przeszła kosmologią - od spekulatywnej do empirycznej nauki. Równie niebagatelny w tym 'puzzlowym zajęciu' okazały się krzyżowe techniki wydobywania prawdy o kosmosie. Bardzo mocno Peebles akcentuje wagę dochodzenia do podobnych rezultatów kompletnie różnymi drogami i do tego formułowanych w stosunku do fizyczności stanu Wszechświata w różnych epokach jego ewolucji. Same pomiary gęstości materii, pokazując zgodność w trzech skalach przesunięcia ku czerwieni (poniżej 0.03, w okolicy jedności, skalach rozprzęgania materii-promieniowania) mogą stanowić podstawę do dumy współczesnych kosmologów.
W przywołanej w „Stuleciu kosmologii” historii niebagatelną rolę ogrywa przypadek, błyskotliwość w formułowaniu pojemnych hipotez, zasadnicze i subtelne pomyłki. Peebles pokazuje, jak nieprzewidywalna jest przyszłość nauki w każdym momencie. Czasem udaje się empirycznie zebrać ciekawe fakty wymagający wielu lat interpretacji ilościowych (jak odkryta przez ekscentryka Zwicky’ego niebarionowa materia napędzająca galaktyki i gromady),czasem teoria przez długie lata nie uzyskuje falsyfikacji lub potwierdzenia (jak piękny model płaskiego Wszechświata Einsteina-de Sittera). Astrofizyk przeplatając sformalizowaną opowieść własnymi komentarzami, opisami bezpośrednich kontaktów z uczestnikami omawianych składników historii kosmologii, rozbudowuje detal codzienności (który postronnemu może wydawać się nudny, siermiężny) do dającego się barwnie interpretować tygla idei. W samym procesie dekonstrukcji wiedzy kosmologicznej, przywołuje chociażby przypadek kluczowego artykułu zespołu Gamowa z 1948, w którym podano bardzo płodne kierunki analiz i nowe propozycje myślenia o pierwotnej nukleosyntezie (str. 202-210). Poważne błędy rachunkowe w nim zawarte (związane z oszacowaniem rozpraszania neutronów) uszły uwadze kolejnym pokoleniom badaczy przez wiele dekad. Choć błąd było oczywisty i szybko poprawiony (na szczęście wiele osób wzajemnie się weryfikuje),to jego istnienia nikt nie werbalizował.
Jeżeli ograniczoności potencjalnej grupy odbiorców nie potraktuje się jako wady, to prawdziwych negatywów jest niewiele. Kosmologia to jednak bardzo niszowa nauka przyrodnicza, w której eksperymentuje się całą paletę narzędzi czystej fizyki i astrofizyki. Stąd trochę zabrakło mi jednego elementu, który pedagogicznie uporządkowałby podstawy. Chodzi o techniki pomiaru odległości, które w astronomii (szczególnie tej odległej czasoprzestrzennie) determinują wnioski. Peebles ma tego świadomość (przypis na str. 475),co według mnie nie usprawiedliwia braku usystematyzowanego podania specyfiki określania skal odległości. Taki 10-20 stronicowy rozdział byłby wskazany. Poza tym, dość jednak gładko (zbyt nonszalancko) opowiada o trudnych rzeczach. Spośród wielu takich nieoczywistych (tj. wymagających świadomości doktoranta) spostrzeżeń wymienię jedno - opis różnicy w degeneracji poziomów energii elektronów i neutrin (str. 217-218). To dość nietrywialna właściwość, która pociąga za sobą konsekwencje w tekście. Takie 'wrzutki' rozbijają spójność odbioru całości, zaburzają go i mogą zniechęcać. Ponieważ książka (jej cała zawartość merytoryczna) przeznaczona jest do wyrobionego odbiorcy, to Peebles nie szczędzi branżowego języka, czasem operuje niedomówieniem pomijając oczywistości. Typowa praktyka rugowania z zapisu stałych, np. c=G=ħ=1 to jeden z typowych zabiegów. Do tego pojawiają się formalne wariacje wokół użycia jednostek, np. odległości mierzone w km/s, itd. Na koniec narzekania, trochę krytyki formy publikacji. Poza bardzo ciekawą kolorową wkładką, są grafiki w tekście. Stanowią jego integralną cześć; astrofizyk do detali na nich zawartych często się odwołuje. Niestety kilka z nich jest tak niewielkich rozmiarów, że momentami stają się nieczytelne (np. str. 399). To już wina angielskiego wydawcy, bo polski dokładnie odtworzył ten źródłowy układ graficzny. Ponadto trochę zabrakło korekty naukowej u tego ostatniego. Poza czasem widocznymi niezgrabnościami, pojawiły się formalne błędy (np. zapis tensora metrycznego na str. 36). Jednak najtrudniejsze dla mnie do zaakceptowania podczas lektury były wzory. Jest ich sporo i wypadało je poddać starannemu składowi (co bije po oczach w przypadku tych bardziej rozbudowanych). Jestem przyzwyczajony do systemów TeX-owych, które pięknie układają symbole matematyczne. Obstaję, że ma to znaczenie (myślę, że każdy czytelnik sięgający po teksty z wzorami szybko uprzedzi się do 'wordo-podobnego' zapisu symboli). To razi, choć może być odebrane, jako małostkowość.
Dla mnie „Stuleciu kosmologii” to książka dekady ze względu na unikatowość tematyki (z tej dostępnej oferty po polsku). Wyjątkowość dookreśla też kluczowa rola autora w tworzeniu kosmologii. Dodatkowo, to świetne kompendium wiedzy dla studentów astronomii czy historyków nauki. Ostatecznie polecam książkę każdemu. Biorąc pod uwagę moje uwagi o poziomie tekstu, zachęcam wcześniej do kilku wprowadzających w kosmologię prac, jako bazę (**),po której wspaniała książka Peeblesa stanie się jeszcze większą przyjemnością. Zdanie sobie sprawy z faktu, że 'sięganie gwiazd' oznacza rozważanie ewolucji Wszechświata od okresu, gdy od Wielkiego Wybuchu dzieliły go ułamki sekund, a współcześnie docierające do nas światło najdalsze galaktyki wyemitowały ponad 13 mld lat temu, powinno nastrajać mieszanką dumy i pokory. Jesteśmy mali, ale wiemy już całkiem sporo o światach nas przerastających czasowo i przestrzennie wiele rzędów wielkości.
WYBITNE - 9/10
=======
* sCDM (ang. standard Cold Dark Matter model) - standardowy model Zimnej Ciemnej Materii, w którym dominuje właśnie ciemna (niebarionowa) materia. Peebles za prace nad tym projektem w 2019 otrzymał Nobla z fizyki.
** Mój subiektywny wybór (tytuły wg wzrastającego zaawansowania): "Ciemna strona Wszechświata" R. Panek; "Mała księga kosmologii" L. Page; "Wprowadzenie do kosmologii współczesnej" A. Liddle; "Kosmologia współczesna" D. Sciama; "Elementy kosmologii" L. Sokołowski; "Wczesny rozwój Wszechświata" (pierwsza połowa książki) L. Jarczyk. Dwie ostatnie publikacje wymaganiami formalnymi można porównać do pracy Peeblesa, ale że stanowią dość spójny opis podstaw kosmologii, a nie relację historyczną, uważam je za bardzo dobre uzupełnienie i pomoc dla każdego czytelnika opiniowanej książki.