Osaczona Kay Hooper 6,4
ocenił(a) na 72 lata temu Fajnie. I przyjemnie było. Może bez głośnych fajerwerków czy wybuchów zadowolenia, ekscytacji, ale miło.
Z jednej strony bardzo klasycznie w konstrukcji bohaterów, z drugiej nietuzinkowo fabularnie. I znowu nie na tyle, żeby wznosić jakiej hymny pochwalne, ale na przyzwoitym poziomie.
Ciekawie i interesująco.
Cała otoczka paranormalna spisała się tutaj znakomicie. Sny świetnie wpisały się w odkrywanie historii. Historia medalionu dopełniła całości.
Niestety, w pewnym momencie miałam przesyt. A już romans matki bohaterki z bratem męża, wydał mi się tak zbędny, że do tej pory nie wiem co autorka miała w zamyśle umieszczając go tutaj. Rozumiem, że jednak relacje Rachel & matka nie stanowiły nawet 15 wątku w tej książce. Jeszcze kilka razy zastanawiałam się nad celowością jakiegoś wtrącenia.
Ale uczciwie przyznać trzeba, że luk w fabule nie zauważyłam.
Trochę paradoksalnie źle tej historii zrobiło wpisanie książki w kategorię romans. Jaki czytelnik uwierzy, że Adam i Nick to para złych bohaterów, a ich działania są niecne i godne potępienia. Przypisywanie tym dobrym, złych cech lubię, a kiedy jest to zrobione umiejętnie mocno lubię, ale tutaj w zasadzie od początku wiadomo było co i jak.
Sympatycznie prowadzone były dwa wątki miłosne, przy czym to ten drugi, nie głównobohaterowy, dostarczał więcej emocji i chemii. Iskrzyło przyjemnie, i nutka tajemniczości, niepewności była jak dla mnie bardziej zauważalna, bardziej intrygująca.
Jak na moje potrzeby zarówno Rachel jak i Adamowi zabrakło czegoś. Może rzeczywiście za mało iskry, chemii, życia. Sytuacja pewnie paskudna zarówno dla jednego jak i dla drugiego, ale mnie zmęczyła w pewnym momencie ta delikatność. Może dlatego tak podobała mi się druga para, w której faktycznie widać było życie, że nie dostrzegłam tych subtelności w pierwszej.
Zdecydowanie wkurzała mnie Rachel. Dawno nie spotkałam tak mało ogarniętej bohaterki. Ślepo ufna w zasadzie we wszystko. Nawet dwa zamachy tego nie zmieniły. Pojawiające się niespodziewane róże w wazonie, no dobrze jedna róża, w zasadzie nie robią na niej wrażenia. To znaczy robią, ale ta kobieta nawet nie próbuje zastanowić się skąd się wzięły. Wokół niej dzieją się dziwności, a ona zachowuje się jakby była jedynie biernym obserwatorem. Odnaleziony list zmarłego 10 lat temu narzeczonego napisany na papeterii, którą przywiozła niedawno, nic… Bałagan w rzeczach matki, sama nawet stwierdza, że ktoś musiał przeszukiwać te rzeczy, i nic… Na, Boga, nawet Święty by tego nie wytrzymał .
Ale w sumie było dobrze. Przeczytałam z zainteresowaniem, a że Rachel odstrzeliłabym już na 50 stronie to zupełnie inna bajka. Było deczko paranormalnie