cytaty z książek autora "Karolina Kaczyńska-Piwko"
Paradoks tych czasów właśnie na tym polegał. Wszyscy biegli, nikt nie wiedział, dokąd. Trochę jak sztafeta, w której przekazujesz dalej coś, co po bliższych
oględzinach okazuje się kukurydzianą chrupką. Zdrowa, bo bez glutenu, a gluten to
zło. I nic poza tym. Wymagania wcale nie malały.
Gdy była dzieckiem, spędzała prawie całe wakacje na gospodarstwie
dziadków, którzy mieli hodowlę trzody. Raz widziała,
jak dwie świnie zagryzły się przy korycie tylko dlatego,
że obie nie mogły zmieścić w nim ryjów naraz. W sumie od
sytuacji politycznej kraju, w którym przyszło jej pełnić służbę,
ten obrazek różnił się tylko tym, że przynajmniej załatwiły to
od razu i w pełni jawnie.
Wystarczyło tylko sprawić by ludzie się bali – Boga, podatków, biedy czy śmierci.
Rozmyślania o tym nigdy nie kończyły się dobrze. Czuła się po nich tak, jakby napiła
się płynu do naczyń. Niby powinno oczyścić, a odbijało się mydlinami.
Śmierć nie była tak łatwym do zdobycia towarem, więc każde jej pojawienie się na szklanych ekranach powodowało takie skoki oglądalności, że reklamodawcy zabijali się o czas antenowy.
Zło ma wiele imion.
Jedno z nich to nienasycenie.
Prawda po zmroku nabierała większej mocy, zupełnie jakby karmiła ją ciemność i samotność, jakby odcięcie od świata i cisza sprawiały, że wzrastała na nawet najlichszym gruncie.
Życie w stolicy miało przecież swoje wymagania, które na pewno nie były niskie.
Wypadało bywać i wypadało wyglądać. Wypadało się pokazywać i dużo o tym
mówić. Wypadało nakładać filtry na zdjęcia z wakacji i odpowiednio je tagować.
Wypadało być zawsze pół kroku przed innymi. Co z tego, że było to nierealne, a taki
bieg na oślep prędzej czy później wymagał kolejnych nakładów na siebie, tym razem
w postaci sesji na kozetce jednego z bardziej znanych psychoanalityków?
Seks to nie parówki na śniadanie. Po pierwsze – zajmuje nieco więcej czasu, mimo
wszystko jest bezpieczniejszy, ale nie da się go traktować z taką pogardą.
Może dało się być nawet
szczęśliwym w relacji jeden na jeden – w końcu bokserzy walczą na podobnych
zasadach, jest ich na ringu dwóch i zawsze twierdzą, że kochają to, co robią. Tyle
tylko, że oni napierdalają się z różnymi przeciwnikami, a w związku zostajesz z
jednym i z tym samym, a po jakimś czasie on nawet nie musi na ciebie patrzeć, żeby
znać twoje słabe punkty.
Straszne. Zdać sobie sprawę z tego, że jedną z bliższych na świecie osób jest
taki skurwiel pozbawiony skrupułów, który wyciera swojego fiuta w pościel kolejnych
napalonych lasek. Ładnych, ambitnych lasek z wielkiego miasta, które tylko czyhają
na faceta, na którego widok babcia ukradkiem robi znak krzyża i stawia na stole
pomidorową, a koleżanki będą poprawiać dekolty.
Małe rzeczy zawsze były ważne. Czasami ratowały życie, czasami tylko głowę przed
uderzeniem nią w ścianę, ale zawsze budowały normalność. Albo coś, co za normalne
chcielibyśmy uważać. Nieważne, że płytkość takiego rozumowania przyprawiłaby o
trwogę najbardziej znudzonego psychiatrę. Ważne, że działało.
Nadal pamiętał, kto i kiedy musiał odejść, komu pomagano zniknąć i kto nigdy nie wrócił z wakacji.
Nie mamy nic prócz ciała. Wszystko, co dookoła niego, prócz niego, pływa dookoła, czasem cumuje na dłużej. Tylko te tkanki i ciepłe schronienie zostaje z nami na zawsze, od pierwszych do ostatnich chwil. I ono niesie nas dumnie przez cały ten czas, przez dni i noce.
Bardzo często zapominamy o ciele. Ma nieść, a nie przysparzać problemów. Ma być idealne i posłuszne, pozbawione niedoskonałości i ma budzić zachwyt. Kto by się zastanawiał, czy ono nie cierpi od tych rosnących wymagań ? Ma słuchać i spełniać żądania.
Odchodzą kolejne dzieci, istoty zawieszone pomiędzy dwoma światami. Wszystkie te, które nie zaczęły być człowiekiem, a przecież były najważniejszymi ludźmi na ziemi.
... wiem, jak wygląda życie kogoś, kto chce mieć dziecko, i jak wygląda cierpienie kogoś, kto traci je przed poznaniem go. Wiem, jak wygląda czekanie na koniec tej znajomości, która nie miała szansy się udać.
... decyzje są właśnie od tego, żeby należeć tylko do tych, którzy z nich korzystają.
... ludzie milczą z dużo poważniejszych powodów niż te, dla których krzyczą.
Kiedy opowiada się o tym, co nieprzyjemne, ludzie też stają się nieprzyjemni. Przyglądają ci się podejrzliwie, bo albo przesadzasz, albo umierasz, nic w tym fascynującego.
Cierpienie to ograny motyw, kojarzy się z żenującymi nagłówkami w szmatławcach, z wyłudzaniem odszkodowań i wysoką potrzebą atencji. Nie chce się współczucia, bo zaburza faktyczny obraz. Nie ma przy nim sprawiedliwości, jest tylko skupienie, że się nie powiodło. Że zawsze będzie stało obok, jak wyrzut sumienia, nawet bez czynnego udziału.
Bez oczekiwań nie ma rozczarowań. Bez czekania nie ma zawodów.
Układ idealny dla potłuczonych emocjonalnie, którzy wzajemnie dawali sobie trochę ciepła i bliskości – bez obaw, że sami się poparzą.
- Ale wy szukacie tylko mordercy, a my i skarbu! - Schwytany wyglądał żałośnie, łzy kapały na rzadki jeszcze młodzieńczy wąs, a ciałem wstrząsały spazmy.
- Skarbu? I na tej mapie było narysowane, gdzie on jest, tak? Oj, kolego, za dużo bajek, za dużo...
- Skarbu Wasilija. Tylko Helmut miał połowę mapy. Zakopaną!
To tak jakby napluć własnej matce do herbaty. Jak nasikać psu do miski. Zbluźnić raz i nieodwracalnie, głupio i naiwnie zadowolić się chwilą, odrzucając wieczność.
Tęsknoty przychodziły głównie nocami, kiedy nikt nie patrzył, okres się zbliżał, z nosa
kapało i trzeba było wymienić oponę albo inną uszczelkę w samochodzie. Przyłaziły
do łózka, ściskały za gardło, zaglądały w oczy i podkładały ckliwe sny o miłościach z
podstawówki i ślubach z obozów harcerskich. W zależności od nastroju i potrzeb
oblubieniec miał umysł jak brzytwa, był ratownikiem na basenie i miał sześciopak na
brzuchu albo gruby portfel. Potem przychodził ranek i melancholie kosztowały kolejną
partię korektora pod oczami. I jakoś żyło się dalej. I łatwiej było o kolejne imprezy i
kolejne znajomości.