cytaty z książek autora "Piotr Trybalski"
Na pytanie: "Co dalej?", Piotr odpowiada dość enigmatycznie: "Jeśli ktoś nie ma wyzwań, nie żyje. Ja mam ochotę żyć jeszcze dosyć długo. W związku z tym postawię sobie jeszcze niejeden cel".
Piszą o nim, że był dobrym himalaistą, a mnie przypominają się słowa Piotra Pustelnika: "Dobry himalaista to żywy himalaista".
W takiej sytuacji powinienem był walnąć pięścią w stół i ustawić całe towarzystwo. Ale trochę za wcześnie spadły na mnie te obowiązki, jeszcze nie czułem się wystarczająco pewnie. Tu sławny alpinista, tam sławna alpinistka, a poza tym wszyscy przyjechali za własne pieniądze. W takich składkowych wyprawach jest zawsze jeden i ten sam problem: że tylko kasa się zgadza.
K2 przypomina postać siedzącego buddyjskiego mnicha, którego śpiewu słuchałem w nepalskim Mustangu. Wyniosła postać, niczym figura Buddy, zamknięte oczy, idealna piramida od czubka głowy aż po splecione na ziemi nogi, w pozycji lotosu. (...)
Tylko że K2 niczego nie obiecuje, niczego nie daje, niczego nie zabiera.
K2 jest obojętne.
Milcząco i bez namiętności patrzy na tych, którzy próbują się z nim zmierzyć.
Po co komu K2?
Pytanie o sens wspinania pojawia się za każdym razem, gdy w górach wydarzy się wypadek.
Potrzebowałem sukcesu, czegoś, po czym uwierzyłbym w siebie na nowo. I wówczas mnie olśniło: postanowiłem olać Makalu i Broad Peak, do których czułem awersję, i zdobyć Lhotse.
Po powrocie zastanawiałem się, co sprawiło, że akurat ta wyprawa się udała. Góra nas puściła, racja, ale poza tym uznałem, że sukces to głównie zasługa Bena, jego optymizmu, pozytywnego podejścia do wszystkiego. Nie szukał problemów, tylko rozwiązań. Nie martwił się, że czegoś może nie być, że coś może nie wypalić, tylko stwierdzał, że to rozwiążemy tak, a tamto tak.
Mówi się, że góry kształtują człowieka. Cóż, to nieprawda. Góry wyciągają z człowieka to, co dobre.
K2 milczy.
Nigdy nie wypowiedziało ani jednego słowa. Milczało, gdy na jego zboczach walczyli o życie Kukuczka z Kurtyką; nie odezwało się, gdy Kukuczka z Piotrowskim stanęli na wierzchołku.
Nie uśmiechnęło się, gdy w słońcu, rozradowana, stała na nim samotnie Wanda Rutkiewicz. Nie drgnęła mu powieka nawet wtedy, gdy Piotrowski leciał w dół, krzycząc do Kukuczki, a ten nie miał możliwości podać pomocnej dłoni. Ani wtedy, gdy „Mrówka” umierała na linie, opuszczona, pozostawiona, samotna.
W niepowodzeniu bowiem dowiadujemy się o naszej granicy. Dlatego jest ono mocniejszym doznaniem niż sukces. Wejście na wierzchołek znaczy osiągnąć cel i nic więcej. Po tym fakcie cel znika. W przypadku niepowodzenia cel zostaje.
Śmierć w górach nie ma w sobie nic romantycznego.
Idą. Doszli.
Założyli. Wrócili.
Czekają. Znów idą.
Pogoda jest. Pogody nie ma.
Himalaizm jest nudny jak flaki z olejem. Kiedy nie ma bezpośredniej transmisji „z głowy” himalaisty, gdy nie wiadomo, co myśli, a zdawkowe informacje kręcą się wokół absurdalnych z pozoru działań i codziennej walki z zimnem i wiatrem, nie ma czego oglądać, słuchać.
Nie należy gór traktować jako ucieczki od ludzi. Ja po prostu tam jeżdżę, bo je pokochałam i to była miłość od pierwszego wejrzenia.
W alpinizmie czas jest nie do przeskoczenia. Musi upłynąć, żeby człowiek był dojrzałym, dobrze uformowanym wspinaczem.