cytaty z książek autora "Joanna Mielewczyk"
I znów z różnych stron słyszy: ufaj dziecku, ono
wie, i nie ufaj dziecku, ono nie wie. Dokarmiaj i nie dokarmiaj. Karm tak długo, jak chce, karm pół godziny.
Karmienie jest w głowie – mówią. Więc walczy.
Kosztem siebie. I nie wie, co jest gorsze: czy to, że nie karmi, czy to, że wszyscy chcą ją w tym oceniać.
(jeden z bohaterów książki p. Egon Hocker) - Kiedyś przeczytałem francuską powieść o sprzedawcy warzyw. I tam padło takie zdanie: wszystko, co przekazujemy dalej, nie jest stracone.
Przyznaje, że stawianie zaangażowanych ojców na piedestale sprawia, że czuje się niekomfortowo. Bo jak to? Coś, co powinno być zupełnie naturalne, czyli fakt, że tata zajmuje się swoim dzieckiem, że mąż, partner jest mężem, partnerem i buduje związek z osobą, z którą chce ten związek tworzyć, zaskakuje? Tak powinno być! Dlatego nie zamierza wdrapywać się na piedestał.
Krytykuje za to brak zaangażowania.
Nie było bliskości. Joanna dużo pracowała, mąż też.
Ale chyba jemu bardziej brakowało czułości. Po dwóch
latach oddalania się od siebie nie umieli już obok siebie funkcjonować.
W 11 tygodniu, z krwawieniem kładzie się do szpitala.
Jeszcze nie wie, że spędzi w nim 20 tygodni. 140 dni. Nie wie, że nosi dziewczynki. Nie wie też, że razem z nimi rosnąć będą mięśniaki.
Nie czuję – dostałam odpowiedź – żeby moja historia była jakąś wyjątkową. Nie czuję się osobą medialną. Z drugiej zaś strony widzę, że o niepłodności męskiej się nie mówi w żadnych mediach. Mam w związku z tym nadzieję, że
udałoby się przekazać innym mężczyznom, przeżywającym podobną walkę jak ja, wiadomość: „Chłopaki, nie jesteście sami”. Jeśli pomimo tych moich wątpliwości chciałaby Pani ze mną się spotkać – chętnie odwiedzę Trójkę.
Zaczęło się może mało romantycznie – tak uważa
Krzysztof – bo poznali się przez portal randkowy, ale żadne z nich nie zapisało się samo. Krzysztofa namówił ktoś znajomy, Karolinę zmusiły koleżanki. Ona napisała pierwsza. Przeglądała zdjęcia na portalu i zobaczyła Krzysztofa z chłopcami. Wyglądali cudownie i chyba dlatego postanowiła się odezwać.
Pamiętam, jak nie umiałam ocenić, czy bardziej mnie
wzrusza ta jego ojcowska ciekawość i niedowierzanie,
czy to, że tak po ludzku się do tego przyznaje. On, poważny dziennikarz sportowy, wiceszef całej sportowej redakcji, tęskni za tymi swoimi cudnymi córkami, kiedy znikają w przedszkolu. Więc pisze.
Ciągle też uczy się filtrować te informacje o idealnych mamach, idealnych porodach, ciążach. Widzi w sobie taką otwartość i może łatwowierność. Pewnie dlatego – zastanawia się – dałam się wkręcić w to bycie supermatką.
Ale skąd miała wiedzieć?
O tym, że się boi, też pisze. Że Hania po operacji
zostanie sama na oddziale, że znów będzie bolało, a on nie da rady jej rozśmieszyć. To wszystko opisuje.
Trochę ma do siebie żal, że choroba Hani i jej sprawy zdominowały blogowe tematy. Na szczęście w życiu tak nie jest. Maja ma swoje – równorzędne – miejsce.