Najnowsze artykuły
- Artykuły„Nowa Fantastyka” świętuje. Premiera jubileuszowego 500. numeru magazynuEwa Cieślik3
- ArtykułyMaj 2024: zapowiedzi książkowe. Gorące premiery książek – część 2LubimyCzytać3
- ArtykułyTo do tych pisarek należał ostatni rok. Znamy finalistki Women’s Prize for Fiction 2024Konrad Wrzesiński9
- ArtykułyMaj 2024: zapowiedzi książkowe. Gorące premiery książek – część 1LubimyCzytać13
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Jason Hunt
Znany jako: Tomek TomczykZnany jako: Tomek Tomczyk, Kominek
1
4,6/10
Pisze książki: literatura piękna
Bloger.http://www.jasonhunt.pl
4,6/10średnia ocena książek autora
291 przeczytało książki autora
157 chce przeczytać książki autora
1fan autora
Zostań fanem autoraSprawdź, czy Twoi znajomi też czytają książki autora - dołącz do nas
Książki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Najnowsze opinie o książkach autora
Thorn Jason Hunt
4,6
Współczesny "Martin Eden"? Niestety, ale to zupełnie nie ta półka.
Szybka recenzja: Początek całkiem fajny, pisany w naprawdę przyjemny dla czytelnika sposób. Jest jakaś zagadka - zastanawiamy się o co chodzi, więc lecimy dalej, aby wyjaśnić całą tajemnicę. Później jest Nowy Jork - też fajnie. Następnie autor... mhh... wplata losowo do książki swoje archiwalne teksty z bloga lekko je przerabiając i starając się, aby jakoś pasowały do całej historii. Czytelnik czeka aż to się skończy i wrócimy do fabuły, aż tu nagle zaskoczenie - koniec dzieła.
Myślę, że Kominek powinien jednak ograniczyć się do pisania bloga, oraz poradników dla blogerów, bo na tym się zna.Nie polecam tej książki nikomu.
Należy dodać, że sposób formatowania tekstu sprawia, że książka ma te ok. 300 stron. Jakby to jednak sformatować tradycyjnie to może wyszłoby ze 120.
Thorn Jason Hunt
4,6
Z autorami różnych dzieł jest przeważnie tak, że im głośniej i więcej sami o nich mówią, tym te dzieła są słabsze. Im bardziej autor jest przekonany, że jego wytwór jest dobry, tym większe prawdopodobieństwo, że to całkowity niewypał. O czymś, co jest dobre nie trzeba wiele mówić, nie trzeba zapewniać, nie trzeba samemu siebie chwalić. Prawdziwa sztuka obroni się sama.
Potwierdza się to tutaj. Tomczyk zrobił "Thornowi" na swoim blogu oraz w mediach społecznościowych chyba jedną z najlepszych kampanii reklamowych. O premierze książki było głośno przez długie miesiące. Miała to być najlepsza książka pod słońcem, a w planach było tłumaczenie jej na angielski i promocja za granicą. Co z tego wyszło?
Wiele osób oczywiście książkę kupiło. Większość z nich jest zapewne czytelnikami bloga Kominka vel Jasona Hunta. Jednak tutaj wieloletnia blogowa praktyka nie przyniosła oczekiwanych rezultatów. O ile poradniki Tomka są całkiem niezłe, napisane lekkim językiem, pełne humoru i naprawdę fajnie się je czytało, to "Thorn" jest porażką autora na całym polu. Skopiowanie historii ze starych blogów, połączenie ich w jedną całość i dopisanie do tego coachingowej filozofii nie zdało egzaminu. Książka jest nudna, praktycznie o niczym. Niby autobiografia, lecz całą fabułę zawartą na 330 stronach można by skompensować na 100, co prawdopodobnie byłoby dużo ciekawsze i można by uniknąć zbytniego moralizatorstwa rodem z "Sekretu" (sic!). Wątek Annie zupełnie mnie nie zainteresował. Wątek tajemniczego napisu wprowadził pewną nutę świeżości i ciekawości i aż się prosi, aby napisać książkę wyłącznie o tym. Szkoda, że zamiast nudnej autobiografii nie powstał ciekawy thriller. Cóż... Tomczyk potrafi pisać teksty na bloga, zna się na marketingu, bez wątpienia jest social media ninją, ale jeśli chodzi o książki, to jest to totalna grafomania i mam nadzieję, że nie powstanie kolejna, choć zapowiadana, część.
Co więcej, w pewnych momentach odnosiłam wrażenie, że autor bierze pod uwagę możliwość (może zupełnie podświadomie i jest to tylko moja interpretacja),że książka będzie słaba i próbuje wytłumaczyć możliwą klęskę książki historiami ludzi, których nie doceniano za życia, a dopiero po śmierci zauważono wartość ich dzieł. Bo przecież głupio byłoby przeprowadzić tak ogromną kampanię reklamową i krzyczeć, że oto trzymamy w rękach najlepszą książkę na świecie, a tak na prawdę już po przeczytaniu kilku pierwszych stron wychodzi szydło z worka ukazując prawdziwą wartość książki. Niby nikt się nie daje nabrać na "bestseller", ale jednak odpowiedzialność za niską ocenę książki spada całkowicie na czytelnika. Bo czemu nie wmówić mu, że się nie zna lub że autor wyprzedza swoją epokę?
Generalnie jestem na nie. Plus za ciekawą i ładną okładkę oraz oryginalną typografię.