Jeszcze nigdy tak bardzo nie uraziła mnie okładka książki, a raczej napis na niej umieszczony. "Kobieca strona thrillera". Serio? Czy to znaczy, że kobieta zadowoli się byle czym? Czymś TAKIM?! Bo thrillerem to tego nie można nazwać. Aż szkoda drzew, które poszły na wydrukowanie takiej szmiry.
Opis jest zachęcający, początek też. Ale spokojnie, autorki jeszcze miały dużo czasu żeby pokazać na co je stać. A stać je było tylko na pokazanie, że jedyne co powinny pisać to listy z przeprosinami dla czytelników za ich stracony czas.
Styl jest okropny. Infantylny, niedorzeczny, nietaktowny, dziwny. Zupełnie niedopasowany do tematu. Ktoś tu był niespełnionym weterynarzem, okej, rozumiemy, ale naprawdę nie ma sensu rozwodzić się nad rodzajem karmy jaką akurat bohaterka wyspała do miski.
Połowa książki to mierna obyczajówka (i przeżyłabym to, gdyby to jeszcze miało jakieś ręce i nogi... jakiś porządny styl. Ale nie. Nasze autorki już się rozpędziły na kolejce żenady). Dopiero pod koniec zaczyna coś się dziać. I tutaj największy idiotyzm. Sama końcówka zajmuje może z 5 stron? Najważniejsze momenty w książce, które można było umiejętnie poprowadzić i zbudować napięcie, nasze kochane autorki załatwiają w ten sposób, jakby przypomniały sobie, że zostawiły włączone żelazko. Szybko, szybko i proszę. Książeczka gotowa.
Nie trzeba być jednak takim pesymistą. W istocie coś należy się naszym autorkom. Spokojnie mogłyby otrzymać tytuł najbardziej żenującej próby litercakiej.
To moja pierwsza przeczytana książka z serii " Kobieca strona thrillera" i zachęciła mnie do przeczytania kolejnych książek z tej obiecującej serii. Losy głównej bohaterki wciągają na maksa , a kryminalne wątki są tak nieobliczalne, że czytelnik jest trzymany w napięciu do samego końca. Jak najbardziej polecam