Dobrze wyjść z pisarzem: Lars Saabye Christensen

Joanna Janowicz Joanna Janowicz
01.06.2016

Był już Italo Calvino. Byli Paul Bowles i Bruce Chatwin. Był już Henry Miller. Muszę sobie przypomnieć, który jeszcze pisarz wywarł na mnie równie wielkie wrażenie jak ci wymienieni. Był ktoś jeszcze? Kogo pamiętam? Kto wciąż wydaje mi się inspirujący? A przynajmniej kogo pamiętam jako inspirującego? Odpowiedź już znacie – przecież jest w tytule.

Dobrze wyjść z pisarzem: Lars Saabye Christensen

Zamykam oczy i próbuję sobie przypomnieć mój regał z książkami. Nie ten, który mam w domu, lecz ten, który zajmuje całą ścianę w innym domu. Z różnych powodów, których nie będę teraz tutaj  roztrząsać, nie widziałam go od dawna. Ale gdy zamknę oczy, jestem w stanie dość dobrze odtworzyć jego zawartość. Stworzyć jego mentalną mapę. Półkę po półce, grzbiet po grzbiecie odtwarzam w pamięci kolejność ustawienia poszczególnych tomów. Jest na przykład półka z literaturą amerykańską. Zaraz obok, bo czemu nie, na moim regale nigdy nie było zimnej wojny, jest półka z literaturą rosyjską. Dalej, jest półka z klasyką. Jest półka Orhana Pamuka. Jest półka reportaży i książek podróżniczych. Jest półka z książkami w wydaniach anglojęzycznych. Półka z komiksami. Dużo literatury współczesnej na górnych półkach. O, zatrzymajmy się tu na chwilę. W lewym rogu, na najwyższej półce stoją powieści skandynawskich autorów. Np. trylogia Klasa Östergrena: Gentlemani, Gangsterzy i Ostatni papieros. Pamiętam te książki i ich niby to pozszywane, kolorowe okładki. Łapczywie je pochłaniałam, w miarę jak pojawiały się kolejne tomy wydane po polsku. Dobrze się je czytało. Ale prawdziwym powodem mojej zachłanności nie były one same, lecz poszukiwanie, próby odnalezienia czegoś, co przypominałoby mi powieść, która wywarła na mnie ogromne wrażenie w 2012 roku.

Nie pamiętam, kiedy po raz pierwszy usłyszałam o Półbracie – bo o nim mowa. Możliwe, że zanim dowiedziałam się o jego istnieniu, przeczytałam o Beatlesach. Jeśli tak było, to działo się to dzięki Kamili, która wtedy prowadziła bloga – to ta sama osoba, która poleciła mi Bruce'a Chatwina. Pamiętam jej długi, emocjonalny wpis o „Beatlesach”. Kamila przekonywała, że to jedna z najlepszych książek, jakie przeczytała. Jako że nie jest to osoba skłonna do nieuzasadnionych egzaltacji, a na dodatek już wtedy ufałam jej czytelniczym sądom, wiedziałam, że będę chciała tę książkę koniecznie, koniecznie przeczytać. To było kilka ładnych lat temu. Polskie wydanie „Beatlesów” wyszło zaledwie parę tygodni temu. Mam, ale jeszcze nie czytałam. Skoro czekałam tak długo, mogę poczekać jeszcze parę tygodni na czas, gdy będę mieć wakacje.

Mam czas, by pomyśleć, że życie jest głównie czekaniem, właśnie z tego składają się nasze dni, z czekania, z czekania na kogoś, na coś innego – Lars Saabye Christensen, „Półbrat”.

Tak czy owak, od tamtej pory nazwisko Larsa Saabye Christensena regularnie mi się przypominało. Wiedziałam, że parę jego powieści ukazało się po polsku. Nigdy nie miałam do nich szczęścia w księgarniach. Upłynęło kilka lat (to jest historia o czasie i jego rozciąganiu się, o grze w szybko-wolno) i wciąż nic, posucha. Aż tu pewnego razu, gdy wspomniałam o poszukiwaniach „Półbrata” na blogu, jedna z czytających go osób zaproponowała mi, że prześle mi swój egzemplarz pocztą. I naprawdę tak zrobiła, co było bardzo miłe. I książka mnie zachwyciła – nie mogłam się od niej oderwać przez parę dni, prawie się nie odzywałam, o co u mnie akurat nietrudno, ledwo jadłam, o co u mnie trudniej, trochę piłam, ale przede wszystkim czytałam, czytałam, czytałam – a później napisałam o niej na blogu i książkę odesłałam właścicielce.

Myślę, że przez to, że jej nie mam, jeszcze lepiej ją pamiętam.

Choć po upływie czterech lat nie tyle pamiętam jej treść, co wrażenie, jakie na mnie wywarła: to hipnotyzująca powieść i jednocześnie prosta historia. Przypominam sobie, że Christensen opowiada w niej o dwóch przyrodnich braciach i o rodzinnej traumie – i niewiele więcej, jeśli chodzi o treść. Przede wszystkim zostało we mnie wyraźne wspomnienie zachwytu nad językiem, jakim ta historia jest pisana: piętrzące się jedne po drugich krótkie, melodyjne zdania, zapętlające się, nakręcające się, niepozwalające oderwać się od lektury, każące nad nią siedzieć, wszędzie książkę ze sobą wlec, niepokojące, budujące napięcie i po prostu ładne. Ten język udzielał mi się w mowie i piśmie, gdy czytałam „Półbrata”, wręcz mi się narzucał. Ten pętelkowy sposób pisania – umiejętność takiego totalnego przywiązania uwagi czytelnika do tekstu – był ciekawy i inspirujący, zachęcający do prowadzenia własnych eksperymentów.

A jeszcze co do samej historii. Nie powiedziałabym, że jestem beksą, ale na tę powieść kilka łez kapnęło (mam nadzieję, że jej właścicielka nie zauważyła). Niesamowita książka. Taka, do której powraca się po kilku latach, by sprawdzić, czy aby na pewno wciąż działa jej magia, a jeśli działa, to jak działa. Taka, która choć nie jest o Tobie, w żaden sposób nie może być o Tobie, to jednak jest w niej sporo z Ciebie i dlatego zostaje w pamięci (w sercu – wersja dla typów sentymentalnych) na całe życie.

Ważne jest nie to, co widzisz, lecz to, co ci się wydaje, że widzisz – Lars Saabye Christensen, „Półbrat”.

Próbowałam znaleźć tę gęstość historii i stylu w innych książkach Christensena i czytałam Odpływ. Ale szczerze mówiąc, kompletnie przy nim odpływałam – i to bynajmniej nie w pozytywnym rozumieniu tego zwrotu. Nie była to kiepska powieść, ale brakowało tego nieuchwytnego czegoś, co sprawia, że jedna powieść na nas działa, a inna pozostawia nas kompletnie obojętnymi. Rodzaju czytelniczej chemii. Albo pokrewieństwa wyobrażeń i doświadczeń. Na pewno wiecie, o co chodzi.

Dlatego teraz, gdy mam „Beatlesów”, wywołuje to we mnie lekką niepewność: ta książka zawiedzie mnie czy uwiedzie?  

To, co robimy, jest tylko cieniem wszystkiego, co moglibyśmy zrobić – Lars Saabye Christensen, „Półbrat”.

Na koniec, już tradycyjnie film. Tym razem taki, z którego nic nie rozumiem, ale w którym występuje Christensen. Jego nastrój przypomina ten, który pamiętam z „Półbrata”:

Czytaliście „Półbrata” lub inną powieść Christensena? Jeśli tak, to co myślicie o jego książkach?


komentarze [3]

Sortuj:
więcej
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
bromba  - awatar
bromba 01.06.2016 22:56
Bibliotekarka

Mowa o Chihiro, prawda? Jaka szkoda, że już nie pisze...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Joanna Janowicz - awatar
Joanna Janowicz 02.06.2016 10:28
Czytelniczka

Tak, chodzi o Chihiro. Wielka szkoda...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Joanna Janowicz - awatar
Joanna Janowicz 01.06.2016 15:38
Czytelniczka

Zapraszam do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post