Wakacyjna szkoła czytania

Michał Cetnarowski Michał Cetnarowski
26.07.2015

Są różne szkoły, zakony, strategie i zapatrywania. Jedni głoszą, że ma być tylko lekko, leniwie i bez zobowiązań. Inni wolą coś bardziej dojrzałego, wiekowego, oprószonego patyną klasyki. Jeszcze inni wybierają eksperymenty: coś, czego do tej pory nigdy, w żadnych okolicznościach; kolejni zdają się na los i wybór na miejscu, dobierając lektury ze stoisk rozstawionych na wyprzedażach. Następna grupa stawia tylko na opowiadania. Szkoły wakacyjnego czytania.

Wakacyjna szkoła czytania

Sam okresowo przynależę do każdej z tych grup – i jeszcze kilku innych. Lubię, kiedy lektura dobierana na wakacyjny wyjazd jest w jakiś sposób związana z miejscem urlopowania. Wyspy na Golfsztromie Hemingwaya wchodzą inaczej na wybrzeżu, kiedy fala bije o brzeg, a na horyzoncie burzy się niebo, nawet jeśli wokół, w Łebie czy Mielnie, tłum rozmaślonych na słońcu letników jest przekonany, że „merlin” to jedynie marka mocnego piwa. Dotknięcie pustki Joe Simpsona też opowie ci inną historię, kiedy sięgniesz po nią, gdy właśnie szykujesz się do zejścia z Rys, Śnieżki albo Turbacza. Jednak zazwyczaj teksty wyjazdowe dobieram przypadkowo, mając tylko mgliste skojarzenia, czego mogę się po nich spodziewać – i po latach czasem okazuje się, że to właśnie te książki przywołują wspomnienia z wakacji, nie odwrotnie; role się odwracają i krajobrazy wyimaginowane poprzedzają te rzeczywiste.
 

Jedną z pierwszych takich lektur, które „zrobiły mi wakacje”, był… zestaw Harlequinów, jakie na rodzinnym kampingu na Sądecczyźnie zostawiła ciocia; półnagie księżniczki piratów i brutalni plantatorzy bawełny na okładkach musiały widać zrobić wrażenie na czternasto-, piętnastolatku… Przez kilkanaście tytułów przeszedłem jak burza, zamknięty w drewnianym domku i oddychający książkowym kurzem, aż rodzice zaczęli się w końcu niepokoić, czemu w ogóle nie korzystam ze słońca, do rzeki było przecież krótkie sto metrów wśród pachnących lipcem pól. Ale magia tekstów w „różowych okładkach” okazała się widać silniejsza…

Innym razem, na wymianie studenckiej w Stanach, zamiast „Nocnego kowboja”, „Małego wielkiego człowieka” czy „Zabić drozda” w ręce wpadł mi Lot nad kukułczym gniazdem Keseya; znałem już film, zamierzałem porównać z oryginałem. I potem, po kolejnym długim i pełnym we wrażenia dniu pachnącym grillowanymi hamburgerami, zanurzałem się razem z Wodzem w jego kolejne wizje, których zabrakło w filmie Formana, trzymając kciuki za McMurphy’ego ubranego w slipki z Mobym Dickiem, jakby tym razem jego koniec mógł być inny. Książka zrobiła taką furorę, że wyczytaliśmy ją całą ekipą gastarbeiterów, przekazując sobie z rąk do rąk jak w jakimś sekretnym wtajemniczeniu. Moby Dick pojawia się tu zresztą po raz kolejny, już jako pełnoprawny bohater: na kolejny studencki wyjazd za przygodą i chlebem, do Szwecji, zabrałem właśnie powieść Melville’a. Pracy nie znaleźliśmy, szwedzkie domki okazały się albo już wymalowane przez podobną nam grupę straceńców, albo ku naszemu szczeremu rozczarowaniu nie wymagały remontu, za to przejazdy przez pejzaże jak z „Dzieci z Bulerbyn” dociążała w kontekst niejednoznaczna historia Izmaela i malowniczej załogi kapitana Ahaba. Lektury wtedy nie skończyłem, wielokrotnie nad nią przysypiając, ukołysany szumem samochodowych kół, ale białe szwedzkie noce kojarzą mi się odtąd właśnie z nieuchwytnym kaszalotem.

W tym roku, trochę niespodziewanie, udało się pojechać na Litwę. Obok „Potopu” dla odświeżenia klimatu do torby trafiła też zatem Ziemia Ulro Miłosza, tym razem dobierana z klucza geograficznego: Miłosz sporo pisze w niej o swoim ziemiach rodzinnych, ale i Mickiewiczu, w sam raz pod myszkowanie po wileńskich zaułkach. Jednak choć eklektyczny zbiór notatek-esejów, w którym znalazły się także teksty noblisty o Dostojewskim, Swedenborgu czy Blake’u, robi świetne wrażenie, to konkurenta do „lektury wyjazdu” miał mocnego, choć z Litwą już niepowiązanego.

Inna dusza Łukasza Orbitowskiego, która także odnalazła się w zestawie wyjazdowym, to rzecz chłodna, precyzyjna, wybornie napisana. Powieść – „fabularyzowany dokument” na kształt „Z zimną krwią” Capote’a – opisuje makabryczną historię bydgoskich kolegów, z których jeden, z przyczyn niezrozumiałych także dla niego, w pewnym momencie sięga po nóż i zabija. Tekst pozbawiony jest gatunkowych ozdobników – nikt tam nie zakłada na twarz maski hokeisty ani nie kolekcjonuje organów swoich ofiar, nie ma w tym zabawy kliszami i bezpiecznej pop-fascynacji zbrodnią – i może właśnie dlatego robi takie wrażenie. Jest w „Innej duszy” taki moment, kiedy bohater, już po popełnieniu zbrodni, powoli przeistacza się w tego, kogo zabił: zaczyna chodzić na siłownię, choć wcześniej tego nie znosił, coraz więcej czasu spędza z rodziną zamordowanego kumpla, zastępując w niej niejako syna i brata. Można się zastanawiać, czy to jego celowa gra, czy bezświadomy instynkt, znak tytułowej innej duszy odciskającej się na twarzy świata, ale niezależnie od tego ciarki chodzą po plecach, jak to się nieczęsto zdarza podczas czytania horrorów spod znaku Kinga czy Barkera. Wrażenie robi także poziom zrekonstruowania przez Orbitowskiego rzeczywistości polskich lat 90., w których toczy się akacja powieści; w ogóle ten okres urasta tu do rangi metafory, symbolu Polski współczesnej, przepitej, cwaniackiej, ale i pełnej szczerości, zdolnej do największych świństw i jeszcze większych uniesień, „Rzeczpospolitej Orbitowskiej”, w której każdy jak buławę dzierży puszkę ciepłego piwa i małpkę żołądkowej rozpijaną na dwa rozdania. Byłby to kolejny znak, że do głosu we współczesnej literaturze polskiej dochodzą utalentowani trzydziestoparolatkowie, po m.in. „Ślepnąc od świateł” Jakuba Żulczyka czy „Siódemce” Ziemowita Szczerka…? Pozostaje mieć nadzieję, że to dłuższy trend, a nie tylko moda sezonowa.

Nie znam odpowiednich badań, być może takich w ogóle nie ma, ale zastanawiam się, czy istnieje korelacja między podobnymi wyborami czytelniczymi i turystycznymi? Czy ci, co dajmy na to, lubią odkrywać nowe miejscowości, potrawy i trasy – wybierają też na wakacje autorów nieznanych, tematy dziewicze i konwencje nierozczytane? A z kolei inni, miłośnicy miejsc zadomowionych, ulubionych zakątków i zdeptanych przez lata trotuarów, na których czują się jak u siebie, wracając tam po długim rozstaniu – czy książki wybierają także z tego klucza, wracając do lektur młodzieńczych, sięgając na urlopie znów po ulubione tytuły, odświeżając wielotomowe cykle do przeczytania raz jeszcze, bo za każdym razem między okładkami jest jednak trochę inaczej? Pewnie nie, ale niezależnie od przyjmowanych strategii i tak okazuje się, że podróże służą nie tylko czytelnikom, ale i książkom, towarzyszącym im na wakacyjnych szlakach.


komentarze [19]

Sortuj:
więcej
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
elpajaro  - awatar
elpajaro 31.07.2015 14:10
Czytelnik

Dla mnie pora roku nie ma znaczenia. Bardziej przywiązuję wagę do swojego nastroju: czy mam ochotę się bać, oderwać od świata czy czy o nim zapomnieć... To dlatego na moich półkach znajduje się czasem po kilkanaście pozycji, które czytam jednocześnie :)

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Miyako  - awatar
Miyako 28.07.2015 14:18
Czytelniczka

Prawdą jest, że gdy przychodzi każda kolejna pora roku, odruchowo szukam czegoś co pasuje mi do aury. Latem lubię czytać książki, w których bohaterowie smażą się w upale jak ja, zimą książki w których borykają się ze śniegiem i deszczem ;)
Ale tak naprawdę, to ani pogoda w książce, ani na zewnątrz, ani typ książki nie ma specjalnego znaczenia.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
anawa004  - awatar
anawa004 28.07.2015 09:53
Czytelniczka

W wolnym czasie, tzn. urlop np. - wybieram z reguły książki niewielkiego formatu, lekkie wagowo - takie pod ręką, do torebki, bym w każdym miejscu, gdziekolwiek będę, miała przy sobie. Pozycje ambitne, lekkie, wszelakie - w różnych teraz są wydaniach, więc na wakacje szukam odpowiedniej wagi i gabarytów :-)

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
manton  - awatar
manton 28.07.2015 09:46
Czytelniczka

Czas urlopu, czy czas pracy (a zwłaszcza podróży do pracy) niczym nie różni się, jeśli chodzi o moje upodobania czytelnicze. Mam swoją listę oczekujących książek, które domagają się mojej uwagi i nie ma znaczenia, czy to lato czy to zima. Nie mam planów na lżejsze lektury podczas wakacji. Raczej staram się stosować rozsądny "płodozmian", żeby ani nie ograniczać się do...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Ludi  - awatar
Ludi 27.07.2015 15:20
Czytelnik

U mnie wygląda to tak, że w wakacje staram się dać sobie prawo do przerywania lektur, które mi nie odpowiadają. Niestety mam takie natręctwo, że jak coś wezmę, to muszę doczytać, choćby mnie zamęczało i zanudzało. Walczę z tym niezbyt skutecznie od dawna... w wakacje intensywniej, może dlatego, że czeka tyle książek, które wreszcie można poznać (po całym roku akademickim...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Pentliczka  - awatar
Pentliczka 27.07.2015 13:59
Czytelniczka

Niestety wakacje zamieniły się w urlop więc to już nie dwa miesiące zarywania nocy z lekturą. Na wyjeździe lubię poczytać coś lekkiego, najlepiej z krótkimi rozdziałami, żeby móc oderwać się na grilla, siatkówkę czy spacer. Książki to nie wszystko;)

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
tsantsara  - awatar
tsantsara 27.07.2015 10:37
Bibliotekarz

W artykule w gruncie rzeczy otrzymaliśmy krótką historię czytania wg. klucza geograficznego (czytanie książek, których akcja odgrywa się tam, gdzie jesteśmy). Zbożny trend, ale nie stosuję. Na razie. Wakacje to czas czytania, głównie tego, co nie daje się szybko przeczytać, więc po pierwsze: zaległości, po drugie: książki wymagające skupienia, po trzecie: tomiszcza, i...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Grzegorz43  - awatar
Grzegorz43 27.07.2015 12:49
Czytelnik

Sankt Petersburg, śladami bohaterów Zbrodni i kary Dostojewskiego. Sam byłem i polecam :-) Po lekturze, myślałem, że wyznaczenie takiej trasy jest zupełnie niemożliwe. W powieści nie ma żadnego adresu numerycznego, nie ma nawet żadnej nazwy ulicy, poza chyba Newskim Prospektem i Placem Siennym. A jednak naukowcom udało się odtworzyć topografię terenu po ogólnikowych...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
earthian  - awatar
earthian 27.07.2015 09:39
Czytelnik

Wakacje to dla mnie czas wyciągania wszystkich opasłych tomiszczy, które nie zmieściły się w pozostałych miesiącach roku. Częściej też odwiedzam bibliotekę, żeby wyrównać bilans pożyczonych książek z tymi, które upycham na półkach.
A kiedy nie stać mnie na zbyt duży wysiłek intelektualny, to z chęcią sięgam po ulubione tytuły, aby przeczytać je jeszcze raz.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
awatar
konto usunięte
27.07.2015 06:47
Czytelnik

Użytkownik wypowiedzi usunął konto

Adrianna Pierzycka - awatar
Adrianna 26.07.2015 23:15
Czytelniczka

Niestety nie kieruję się żadnym egzotycznym kluczem wyboru lektur, którym mogłabym się pochwalić. Głównym celem jest zawsze "sczytanie" stosików książek, które w magiczny sposób zbierają się na półkach. A w te wakacje, poprzedzone przygotowaniami do matur, zaległości do nadrobienia jest sporo!

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post