Gdzie jest szczęście…
… w XX-wiecznej fikcji? I to tej wyższego rzędu, nie chodzi o literaturę lekką i przyjemną. Czy szczęście, choćby w roli drugoplanowej, zużyło się już całkowicie jako temat? Czy od szczęścia nawet nie może zacząć się względnie dobra historia?
Utarło się, przynajmniej ostatnio, że dobra literatura to smutna literatura. Rzadko zdarza się, aby za książkę na najwyższym poziomie krytycy uznali powieść pisaną (ze) śmiechem. Jeszcze komizm, najlepiej a rebours, jakoś przejdzie i nie wywoła kręcenia nosem najbardziej wymagających czytelników, o ile jego cel jest obliczony na kontrastowe pokazanie nieszczęśliwej doli człowieczej. Ale szczęście? O szczęściu nie wypada w książkach pisać, kwestii szczęścia lepiej w wielkiej literaturze nie poruszać, od szczęścia – wara, kiepski literat się szczęściem para. Najlepszym sposobem na zostanie wybitnym XX-wiecznym pisarzem jest bycie ponurakiem, a szczęście należy potraktować z buta, a jeśli nie z buta, to miotłą – i tą miotłą pod dywan je zamieść. Nie było i nie ma.
A przecież kiedyś o szczęściu się pisało, i to wcale nie tylko w literaturze popularnej. Bywał szczęśliwy bohater u Czechowa, pojawiał się u Tołstoja czy to w Wojnie i pokoju, czy w otoczeniu Anny Kareniny. To, że w rezultacie spotykało go czasem życiowe fiasko, jest czymś zupełnie innym. Wyjściowo bowiem szczęście było możliwe, brano je pod uwagę. A teraz? Gdzie nie zajrzeć, tam rozpacz.
Na pobieżny rzut oka cała XX-wieczna literatura wydaje się literaturą rozpaczy. Wyłączając powieści odnoszące się do wojen światowych i ich konsekwencji, nie zawsze rozpacz ta jest tak uzasadniona. Z czego wynika ta kiepska, a w najlepszym przypadku niemrawa kondycja człowiecza ukazywana w książkach pisanych w ostatnim stuleciu?
Odchodząc jednak od tych smutnych rozważań, a przechodząc do radośniejszych, bo związanych z aktywnymi poszukiwaniami: widzieliście gdzieś ostatnio choćby cień szczęścia w literaturze? Mnie mignął w polskich nowościach (sic!) – a mianowicie w Ościach Karpowicza. Ale czy mnie do siebie ta karpowiczowska wizja szczęścia przekonała? Nie za bardzo. Poza tym – same smutki, frustracje, depresje, melancholie, kryzysy osobowości. Nie da się stworzyć dobrej powieści nie pisząc samą li rozpaczą? Jakie jest Wasze zdanie? A może lepiej – smętne przeczucie?
Zdjęcie przedstawia Antoniego Czechowa i pochodzi z Wikipedii.
____________________________________________
Przeczytaj także:
Fenomen D.H.Lawrence'a
Bez zgody pisarza
komentarze [16]
ja tylko zacytuje huxleya
"Faktyczna szczęśliwość zawsze wypada blado na tle spodziewanej nagrody za nędzę. No i rzecz jasna stabilność nie jest tak efektowna jak niestabilność. Zadowolenie zaś nie ma w sobie tej aureoli, jaka zdobi szlachetną walkę z nieszczęściem, nie ma malowniczości cechującej walkę z pokusą lub upadek z powodu namiętności lub...
Od początku polskiego okresu literatury współczesnej zastanawiano się "Czy możliwa jest literatura po Oświęcimiu"? W pewnym sensie na kształt współczesności wpłynęła filozofia poprzedniej epoki: egzystencjalizm rodzący się z cierpień oraz wojna i jej skutki (zobrazowane w poezji Miłosza i Różewicza). Temat śmierci zresztą rozpoczęty w średniowieczu kontynuował Bolesław...
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Akurat pogodzenie się z losem w wykonaniu Hrabala spokojnie można nazwać stanem szczęścia. Nawet u Hrabala szczęście bywa zastąpione pogodzeniem się z niewesołym losem
U Nabokova jest dużo optymizmu - w prawie każdej powieści.
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Dziedzictwo literackie jest tak obszerne, że nietrudno znaleźć mnóstwo przykładów dla poparcia jakiejkolwiek tezy o charakterze ogólnym. I dlatego należałoby się chyba od formułowania podobnych tez powstrzymać :)
Jedną z najbardziej charakterystycznych powieści dwudziestowiecznych stanowiących afirmację życia zdaje mi się być Colas Breugnon
Użytkownik wypowiedzi usunął konto
Użytkownik wypowiedzi usunął konto
Worek pełen trywializmów, do którego wrzucono wszystkie te książki, przy czytaniu których nie boli nas brzuch od histerycznych spazmów śmiechu.
Mądrości w stylu „trudniej jest napisać powieść wesołą”.
Nie wiem – nie pisałam. I nawet nie wiem, czy trudno wbrew pozorom, bo nie próbowałam nigdy.
Staram się wrócić do wszystkich książek, które przeczytałam w ciągu ostatniego...
Że cała literatura XX-wieczna zdaje się być literaturą rozpaczy, z uwagi na czas hekatomby jest zrozumiałe. A jednak i podczas zawieruchy wojennej, bohaterowie niektórych powieści ( dla przykładu choćby ci z Czasu zamkniętego, Pokonanych Hanny Cygler) są szczęśliwi, uszczęśliwieni kiedy przeżywają miłość. Wówczas nawet wojna zostaje zdystanowana.
Poza tym, miłóść może być...
Tak, podbijam propozycję Szwejka i Hrabala, w ogóle naród czeski oraz jego dystans do świata.
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post