Rosyjska autorka fantasy, debiutująca w samizdacie. Prawdziwe nazwisko nieznane. Elena Zvezdnaya to pseudonim pisarki. Czytelnicy po raz pierwszy zetknęli się z jej twórczością w 2009 roku, kiedy na stronie Samizdatu pojawił się początek powieści "Tańcząca w nocy" - pierwszej części "Legend Trimiana". W tym samym roku Elena zaczęła pisać cykl "Przygody najemniczki Hell". Pierwszy opublikowany utwór to romans "Tylko jeden pocałunek". Następnie w formie papierowej wydano "Akademię Ranmarn", a następnie dwa tomy "Hell", "Kationa" i inne.http://elenazvezdnaya.ru/
Dałam temu szansę po fatalnej pierwszej części i okazuje się, że może być jeszcze gorzej.
Gdzieś zniknęło budowanie świata, ulotnił się humor, ominięto wszystkie możliwości sytuacyjnych żarcików jakie stwarzają studia magiczne. Zamiast tego dostajemy temat przemocowej relacji głównej bohaterki, w której (PONOWNIE) zostaje skrzywdzona, oraz ponownie nie ucieka gdzie pieprz rośnie. Wydaje się być w ogóle nieświadoma gnoju, w którym tkwi po uszy.
To już się robi męczące, niektóre sytuacje (które autorka chyba chciała zaprezentować jako jakieś romantyczne?) ciężko było czytać. Główni bohaterowie nie potrafią rozwiązywać konfliktów, Dyrektor nie potrafi ogarniać i wyrażać zdrowo gniewu, jego matka nie potrafi nie być klasistowską stereotypową teściową (no serio, klasyczek).
Nuda, czerwona flaga wielkości Pałacu Kultury i rozczarowanie.
Początkowo myślałam, że klimatem będzie jej blisko do Gromyko czy Rudej, bo sam koncept akademii i humoru mocno to zapowiadał.
Niestety, jakże srodze się rozczarowałam.
Dawno nie czytałam niczego tak szkodliwego. Jedna z postaci w powieści doświadcza napaści seksualnej, a jej przyjaciel nie raczy jej uświadomić, ze w sumie to sama ją sprowokowała (idąc do domu ciemną ulicą),sama dziewczyna też ma jakieś chore pomysły, że to niby jej wina. Zresztą przemoc, postępowanie bez zgody zainteresowanych i przedmiotowe traktowanie kobiet, to tutaj jakiś temat przewodni.
Ale do rzeczy - humor bardzo Gromykowo-Rudy, jak już pojawiają się żarciki, czy to sytuacyjne, czy językowe, to można się uśmiechnąć pod nosem. Główna bohaterka jest kreowana na rezolutną. Do tego mamy tutaj próbę rozwiązania pewnych nierówności społeczno-ekonomicznych, które na pierwszy rzut oka nie są tak oczywiste i to jest jak najbardziej OK. Reformy wprowadzone przez dyrektora w akademii faktycznie mają sens. Sama akademia jest bardzo Potterowa - ot, jeśli uczą się o jakiejś klątwie, czy uroku, to prawdopodobnie gdzieś dalej będzie on użyty. To bardzo mało subtelne wprowadzenie.
Bardzo zatarta jest granica między studentami, a kadrą wykładowczą.
Poza tym - festiwal czerwonych flag, w który aż ciężko było mi uwierzyć. Sceny intymne, czy romantyczne są przecringe'owe. Nikt, nigdzie, nigdy nie wytłumaczył jednej z postaci (tej napadniętej),że to nie jej wina. Aż zastanawiam się, czy autorka przypadkiem nie wspiera kultury gw*łtu, i czy to, co tam przepycha, to nie są jej prywatne poglądy na kwestie tego typu.