rozwiń zwiń

Szkoda kwiatów, które więdną w ustroni czyli felieton na dzień świętego Walentego

Jacek_Dehnel Jacek_Dehnel
14.02.2015

Do moich ulubionych miejsc w Warszawie należy Fotoplastikon Warszawski, niegdyś jeden z wielu, dziś prawdziwy gad kopalny, relikt epoki, która znała zupełnie inne rozrywki niż nasza. Od początków XX wieku działa on w bramie tej samej kamienicy, w Alejach Jerozolimskich pod numerem 51 – przez lata chronili go przed bankructwem właściciele, od ładnych kilku lat opiekę nad tym wyjątkowym zabytkiem przejęło Muzeum Powstania Warszawskiego. Nowa ekipa nie tylko dba o wyświetlanie różnorodnych przezroczy (czerpiąc zarówno z archiwów firmy, jak i zbiorów prywatnych kolekcjonerów), ale i organizuje dodatkowe rozrywki. I tak parę lat temu, namówiony przez znajomego, wpadłem kiedyś do Fotoplastikonu na grę miejską: specjalnie przygotowany w tym celu warszawski flirt towarzyski w realiach Warszawy Tyrmanda. Zeszło się nas tam niewiele – zresztą maleńka sala Fotoplastikonu i tak tłumów nie pomieści – my dwaj byliśmy jedynymi bodaj mężczyznami, więc w zabawie cieszyliśmy się zrozumiałym powodzeniem. A że chyba nikt ze zgromadzonych nie przyszedł tam podrywać na serio, bawiliśmy się znakomicie, przerzucając się na przemian łzawymi prośbami i kąśliwymi uwagami.

Szkoda kwiatów, które więdną w ustroni czyli felieton na dzień świętego Walentego

Flirt towarzyski, podobnie jak fotoplastikon, jest dzieckiem swoich czasów – tego okresu przejściowego pomiędzy dziewiętnastowiecznym zasznurowaniem a rozwiązłością rewolucji seksualnej. Małżeństwa nie musiały być już aranżowane i „ślub z miłości” (oczywiście w ramach odpowiedniej klasy społecznej i majątkowej) był do przyjęcia, a młodzieży wolno się było bawić we własnym gronie, równocześnie jednak nie mogły padać uwagi zbyt śmiałe, a skromnej pannie wiele rzeczy nie uchodziło w rozmowie. Zabawa pozwalała to skutecznie ominąć: każda osoba dostawała kilka kart z ponumerowanymi wypowiedziami i pokazywała kartę osobie, z którą flirtowała, wypowiadając jedynie liczbę. Całe napięcie, pożądanie, niecheć, czułe słówka i najkąśliwsze złośliwości ukryte były – przed uszami i oczami pozostałych grających – pod niewinnym numerem. Młodzież mogła zatem siedzieć razem nie budząc obaw starszych, że dopuści się jakichś straszliwych bezeceństw, a jeśli nawet w fotelu nieopodal tkwiła jakaś przyzwoitka: wuj-weteran albo przygłucha ciotka, to przecież nie padały żadne gorszące komentarze. Flirt rozpalał wyobraźnię we właściwej mierze, po trosze był wentylem bezpieczeństwa, po trosze sposobem na rozeznanie się w dostępnych pannach czy kawalerach. I wilk syty, i owca cała.

Mój zbiór kart do flirtu nie jest szczególnie bogaty. Najstarszy z nich – choć z nazwy wręcz przeciwnie, najnowszy: Najnowszy flirt wesoła zabawa towarzyska – ukazał się nakładem Księgarni Fr. Foltina w Wadowicach ponad sto lat temu, przed wybuchem pierwszej wojny światowej, co widać po secesyjnej winietce z głową młodej damy o spiętrzonej fryzurze, obsypanej różanym kwieciem. Składa się z 44 kart, na każdej z nich mieści się po 25-29 pytań, cytatów, błagań, zaklęć i – tak, to również część flirtu – przytyków, a nawet obelg.

Oczywiście, duża część  to drętwe komplementy (zwłaszcza używane przez panów, wszak jedna z sentencji mówi: Kobiety wojują uśmiechem, mężczyźni frazesem), wszystkie te: Piękną jesteś jak marzenie; Oczy masz jak morska toń przepastne; Jesteś jak róża, co wonią odurza; Usta masz do pocałowania, rączki do pieszczoty, choć zdarzają się i rozkosznie przesadne: I dziwię się, że kwiaty spod Twych stóp nie rosną, czy Bujne twe sploty, duszę mą w więzy łańcucha skowały. Sporo też wypowiedzi popychających do przodu rozgrywkę, ale niespecjalnie dla nas interesujących: Trzeba być cierpliwym; To zuchwałość; Nigdy; Nie rań serca; To impertynencja; Ho-ho!; Chciałbym znać Twoje myśli; Naprawdę? i tym podobne banały.

Naprawdę ciekawe są dopiero „skrzydlate słowa”, bo to one pokazują „mięso” flirtu sprzed stu lat, owe „miejsca wspólne”, gdzie flirtujący spotykał się z flirtującą. Miesza się tu kultura wysoka z niską, miejska z ludową, nowe ze starym, romantyczne z merkantylnym, szacowne cytaty z domowymi powiedzonkami. Przede wszystkim mówiono poezją. Mamy tu Mickiewicza (Kobieto, puchu marny, ty wietrzna istoto; Bez serc, bez ducha – to szkieletów ludy...; Zawcześnie kwiatku, zawcześnie, jeszcze północ mrozem ducha; Kto miłości nie zna, ten żyje szczęśliwy, i noc ma spokojną i dzień nietęskliwy!), Przerwę-Tetmajera (Mów do mnie jeszcze, ludzie nas nie słyszą), Heinego (Dziewczę z buzią jak malina, twoje oczy – gwiazdki dwie a na innej karcie ciąg dalszy: Z Tobą marzyć, z Tobą gwarzyć, z Tobą w cichym kątku żyć), Rydla (Ja w swoją drogę, Ty w swoją idź, próżno mi próżno o Tobie śnić), Asnyka (I byłbym za nią poszedł do piekła, gdyby nie była z innym uciekła), Szekspira (Słowa, słowa, słowa...), Malczewskiego (Masz taką postać, jakbyś się chciała do aniołów dostać). Chętny mógł zacytować nawet anonimowych poetów, którzy układali ludowe pieśni (Ty pójdziesz górą, a ja doliną...; Choćby was tu było jak na morzu piany, nie było, nie będzie jak ten mój kochany czy Dziewczyno, szachrajko, obiecałaś a nie dałaś, cyganko!) albo, co wydaje się dość nieoczywiste, Biblię, zarówno zresztą Stary, jak i Nowy Testament: Azaliż jestem stróżem brata mego?; Źdźbło widzisz w cudzym oku, a belki w swojem nie dostrzegasz.

Niekiedy padają frazy, które dziś zostały zapomniane wraz z ich autorami. Kto dziś poznaje słowa: Usta, usta purpurowe, jakiż czar z was tchnie, kto pamięta Adama M-skiego, czyli Zofię Trzeszczkowską, tłumaczkę i poetkę o ciekawym życiorysie, publikującą w najważniejszych gazetach czasów pozytywizmu? Kto podśpiewuje teksty operetkowych arii, jak Tylko miłość młodzi nas, tylko miłość słodzi czas z „Miłości cygańskiej”? Albo A Ty patrząc w moje oczy, mówisz: jadę w inne strony z polskiego przekładu neapolitańskiego evergreena, „Wróć do Sorrento”? No, to ostatnie może jeszcze jakiś miłośnik Anny German, która tę wersję swego czasu śpiewała...

Część cytatów poznałem, oczywiście, od razu, inne googlowałem, ale niektórych urywków mowy wiązanej nie potrafiłem połączyć z żadnym autorem (może zresztą były to obiegowe powiedzonka?): Chłopiec, co miał dobry ton, do cudzych się mizdrzył żon; Marzeniem się napawa, u kogo kieszeń dziurawa; Mała mysz, a chce tyż; Przestań, przestań piękny panie, bo nie dla mnie takie sny!; Ładne słówka, grzeczne słówka, aż zaboli od nich główka; Ja nie kocham chłopców żadnych, ani brzydkich, ani ładnych; Nie ma ryby bez ości a kobiety bez złości...; Miłość i arszenik to dwie przeciwności, jedno truje serce, a drugie wnętrzności.

Są wreszcie zwykłe powiedzonka – częściowo stosowane i dziś, jak Nie wyciągaj wilka z lasu; Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie, ale wiele jest takich, które dawno już wyszły z użycia: Jesteś nudny jak lukrecja z masłem; Im kobieta ma mniejszą nóżkę, tem większy ma pantofel; W maju nie tylko na łąkach, ale i w niektórych głowach jest zielono; Twoim ideałem jest żona, któraby była biała jak gęś, tłusta jak gęś i głupia jak gęś; Z Ciebie to numer, co to na loterji nie wychodzi. Bo, jak mówiłem, we flircie nie może być tylko słodko, karty miały nie tylko zwabić idealnego kawalera, ale i przepłoszyć niechcianego. Bywa zatem zupełnie ostro: Za wysoko mierzysz; Oczy wydrapię; Papuga bezmyślna; Twój mąż będzie nosił rogi; Powieś się.

Trzeba bowiem pamiętać, że pod beztroską dowcipów, przytyków i przesłodzonych komplementów, toczyła się gra poważna. Nieślubna ciąża była skandalem na całe miasteczko, a jeśli lowelasa – lub jakiegoś naiwnego zastępcy – nie dało się doprowadzić do ołtarza, to dziewczynę czekało złamane życie „panny z dzieckiem”. Ślub zaś nie był kontraktem, który w wypadku niepowodzenia dawało się unieważnić łatwym rozwodem przed sądem państwowym; nie, jeszcze po odzyskaniu niepodległości kościół walczył (równie zażarcie jak dziś z aborcją) przeciw legalizacji rozwodów cywilnych. Małżeństwo zatem, nawet jeśli niekoniecznie już aranżowane przez ciotkę-swatkę lub wręcz swatów zawodowych, było poważną transakcją, obejmującą całe rodziny. A flirt, jeśli w założeniu zdawał się jedynie płochą zabawą, to mógł przecież doprowadzić do poważnych konsekwencji.

I to właśnie tu widać twarde dno tych igraszek, tu robi się naprawdę ciekawie. Widać, jak wiele pytań, podchodów, powiedzonek wiąże się z pieniędzmi, z próbą złowienia bogatego męża albo poczesnego posagu: Mężczyzno, tyś ordynarny, oślepia Cię złoto...!; Kieszeń dla Ciebie ważniejsza niż serce; Mnie się zdaje, że ty polujesz na złotą rybkę... Ale równocześnie mamy i pytania pozwalające otaksować kandydata: Miłości mojej możesz być pewnym, ale czy Ty masz zapewnioną przyszłość? Albo: Co wolisz, żonę kochającą, czy żonę z posagiem?; Nie bawidamka, lecz pracowitego męża pragnę. Jedni woleli ująć sprawę delikatniej, sentencjonalnie: Lepszy kawałek chleba niż bukiecik kwiatów, inni przechodzili do sprawy bezpośrednio: Masz posag?           

Ostatecznie, jak głosiła jedna z odpowiedzi, Sentymentalizm dawno wyszedł z mody. Dopiero lektura późniejszych wersji flirtu towarzyskiego pokazuje, że wadowicki Foltin wydał grę pełną sentymentów: z wielkimi możliwościami wyboru odpowiedzi czy zaczepki (jest ich blisko tysiąc dwieście!), bogatym słownictwem, długimi frazami. Wiek dwudziesty miał się stać wiekiem stopniowego ekonomizowania wypowiedzi. Mniej może mówimy o posagach, ale flirt – przynajmniej ten na kartach do gry – stopniowo ubożał, coraz mniej w nim było gonienia króliczka i kuszenia go rozmaitymi frazesami, coraz więcej – przechodzenia do rzeczy. 


komentarze [16]

Sortuj:
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Hipis 15.02.2015 17:09
Czytelniczka

Wow. Pierwszy raz słyszę o takich kartach. Choicaż, w coś podobnego grało się u nas w autobusie szkolnym w gimbazie... Ale stanowczo na o wiele mniej wyszukanym poziomie... Właściwie teksty były na poziomie dna i szuwarów. Fascynująca rzecz, szczególnie dla kogoś, kto tak jak ja, lubi wdychać kurz minionych epok... Fotoplastikon bardzo chętnie bym kiedyś odwiedziła- muszę o...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
fidrygauka 15.02.2015 13:02
Czytelniczka

I ja dołączam się do 'pokolenia pamiętającego flirt'.
Co mnie najbardziej urzekało we Flircie Towarzystkim (z nie zawsze tak wysublimowanymi tekstami jak te podane w felietonie - a przyznaję, że cytaty ze znanych twórców to cymesik), to że wymagało to inteligencji i odrobiny wysiłku intelektualnego, żeby z przypadkowo przydzielonych kart i sentencji zbudować ciekawą...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
allison 15.02.2015 11:03
Czytelniczka

Flirt jako zjawisko zmienia się i, niestety, nie na lepsze. Robi się coraz mniej wyrafinowany, coraz bardziej dosłowny, może dlatego, że niektórzy mylą wysublimowane komplementy i żarty z topornymi tekstami na poziomie piosenek disco polo.

Z łezką w oku wspominam grę towarzyską z kartami, bo to była jedna z rozrywek mojej młodości. I bardzo żałuję, że podczas jakiś...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
konto usunięte
15.02.2015 15:29
Czytelnik

Użytkownik wypowiedzi usunął konto

Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
konto usunięte
15.02.2015 10:29
Czytelnik

Użytkownik wypowiedzi usunął konto

earthian 14.02.2015 21:44
Czytelnik

dziękuję bardzo za ten felieton! Uśmiałam się, wzruszyłam. I chyba gdzieś w szufladach mam jeszcze podstarzałą talię cukierkowo różowych kart do flirtu towarzyskiego!

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Aneta 14.02.2015 20:55
Czytelnik

Tak,to prawda,że flirt nie jest wynalazkiem nowym.Był już pewnie w czasach pierwszych jaskiniowców.Tylko jego forma była chyba wtedy mało subtelna :).Ja też w niego grałam.I to co pamiętam najbardziej,to...oczekiwanie na odpowiedź.Jaki numer i co tam będzie?Czy to na co czekam czy zupełnie luźny tekst?I te spojrzenia...szczególnie gdy kartę oddawał "obiekt...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
but_w_butonierce 14.02.2015 20:05
Czytelnik

O, pamiętam w szkole podstawowej było to u nas modne. I jakież było moje zdumienie, kiedy moja babcia (a wiadomo, że w owym czasie nie myślało się o babci w kategorii młodej dziewczyny) powiedziała, że często grywała ze swoimi przyjaciółmi i dziadkiem moim przyszłym w tę grę. Zdawało mi się to dziwne, że babcia mogła flirtować. Dopiero później dowiedziałam się, że i moja...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Jacek_Dehnel 14.02.2015 20:35
Autor/Redaktor

Myślę, że mogła flirtować na wiele różnych sposobów! Flirt nie jest wynalazkiem nowym :)

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Magdalena 14.02.2015 18:17
Czytelnik

"Flirt towarzyski" był bardzo popularny na szkolnych biwakach (mowa o siódmej, ósmej klasie szkoły podstawowej). Do dziś pamiętam burzliwą wymianę zdań z pewnym natrętnym adoratorem, która zakończyła się dość brutalnie. Zmęczona już, ja do niego: "Motylem byłem ale utyłem", na co on: "Wredna małpa!!!" :D

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
AuroraBorealis 14.02.2015 15:16
Czytelniczka

Oj pamiętam te karty :) Razem z koleżankami i kolegami kiedy mieliśmy około 14/15 lat graliśmy w nowocześniejszą wersję "Flirtu" i muszę przyznać, że w tej grze łatwiej było powiedzieć/zasugerować coś komuś kogo się bardzo, bardzo... lubiło ;)

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Jacek_Dehnel 14.02.2015 17:00
Autor/Redaktor

Przez cały XX wiek flirt się bardzo zmieniał w kolejnych redakcjach, będę jeszcze pisał o wersjach nowocześniejszych :)

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
konto usunięte
14.02.2015 12:00
Czytelnik

Użytkownik wypowiedzi usunął konto

Jacek_Dehnel 14.02.2015 16:59
Autor/Redaktor

Och, tam akurat od podtekstów aż gęsto! :)

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
fidrygauka 15.02.2015 13:10
Czytelniczka

Można chyba śmiało powiedzieć 'bez rubasznych i niesmacznych podtekstów', bo rzeczywiście podtekstów tam było co niemiara - to było w sumie sedno flirtu. Każdy odczytywał (między słowami) to, co chciał :)

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post