Najnowsze artykuły
-
ArtykułyHłasko, powrót Malcolma, produkcja dla miłośników „Bridgertonów” i nie tylkoAnna Sierant1
-
ArtykułyAkcja recenzencka! Wygraj książkę „Cud w Dolinie Poskoków“ Ante TomiciaLubimyCzytać1
-
Artykuły„Paradoks łosia”: Steve Carell i matematyczny chaos Anttiego TuomainenaSonia Miniewicz1
-
ArtykułyBrak kolorowych autorów na liście. Prestiżowy festiwal w ogniu krytykiKonrad Wrzesiński13
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Biblioteczka
Filtry
Książki w biblioteczce
[1]
Generuj link
Zmień widok
Sortuj:
Wybrane półki [1]:
Średnia ocen:
7,3 / 10
4 ocen
Na półkach:
Zobacz opinię (1 plus)
Czytelnicy: 9
Opinie: 4
Zobacz opinię (1 plus)
Popieram
1
Nowa pozycja pióra Hanny Pułaczewskiej to kolejna powieść sensacyjna dla młodzieży oparta na pomyśle, który możnaby zaliczyć do obszaru fantastyki naukowej, gdyby nie fakt, że współczesna nauka na co dzień przekracza granice tego, co jeszcze wczoraj było fantastyką. Jest to zatem raczej powieść sensacyjno-naukowa, bo wizja, którą roztacza przed czytelnikiem rozwiązanie zagadki dziwnych wydarzeń w górskim schronisku, pomimo swojej pomysłowości nie odbiega daleko od tego, co rozwój technologii biocybernetycznej może nam zafundować na dobra sprawę już w najbliższych dziesięcioleciach.
Bohaterowie powieści to dziesiątka pozbawionych nadzoru uczniów na wycieczce szkolnej, fundacja chlubiąca się szczytnymi celami, brygada naukowców o mentalności opryszków i dwójka co prawda uroczych, ale za to zupełnie nieodpowiedzialnych dorosłych, których oczami oglądamy głównie całe wysoce intrygujące perypetie. Pomimo że wielogłosowa narracja na początku pozwala nam przypuszczać, że centralnymi postaciami powieści będzie trójka gimnazjalistów, wkrótce okazuje się, że to właśnie dorośli mają najwięcej do opowiedzenia. Biorąc pod uwagę niegdysiejszą popularność przygód niejakiego pana Samochodzika trudno mieć zastrzeżenia dla takiego sposobu prowadzenia narracji w książce dla młodzieży. Jednak czy naukowiec Adrian, którego szczytny zamiar niesienia pomocy ojcu cierpiącemu na chorobę Alzheimera wplątuje w nieprzewidywalną mroczną intrygę, zdoła zaintrygować młodego czytelnika w tym samym stopniu, co Tomasz N.N., bohater serii powieści Nienackiego? Nie jestem o tym do końca przekonana, chociaż przyznaję, że jako dorosła czytelniczka przyjęłam taki obrót sprawy raczej z zadowoleniem. Tym bardziej że Pułaczewska na swój sposób, znany już z poprzedniej powieści, nie uznaje świętości: nie tabuizuje nawet zawodu nauczyciela, do którego trafiają również ludzie tacy jak Elżbieta, nauczycielka biologii zaprzątnięta bardziej internetowym romansem niż roztaczaniem skrzydeł nad grupą małoletnich podopiecznych.
I tym razem trudno się oprzeć wrażeniu, że autorka kilkakrotnie pomruguje delikatnie do swoich własnych rówieśników, czyli dorosłego czytelnika, roniąc przeznaczone dla niego nieprzystojne aluzje w sposób na tyle zawoalowany, by w razie czego moc się tego wyprzeć (tu przypominają mi się moje własne wątpliwości, czy aby Larysa z poprzedniej powieści Pułaczewskiej „Tomek kontra Thomas” jest rzeczywiście postacią bez skazy). Jest więcej podobieństw pomiędzy poprzednią powieścią Pułaczewskiej a tą najnowszą - również i teraz autorka serwuje młodemu czytelnikowi dość ponurą wizję świata. Tym razem jest to świat, w którym bezkarnie panoszą się oprychy na stanowiskach. Na ostatnich stronach intryga, na początku robiąca wrażenie dość niewinnej, obnaża polityczny kieł w złotej koronce.
Ratunek przed mrocznym obrazem rzeczywistości stanowią komiczne sceny o wręcz groteskowym klimacie, wymijające się z konwencją powagi i grozy związaną na ogół z przedstawianiem rzeczy tak niepokojących jak eksperymenty naukowe wykraczające poza etycznie dopuszczalne granice. Bo chociaż Pułaczewska pisze dla nas z Niemiec, w książce cały czas dochodzi do głosu znana nam mentalność, wyrażająca się w swojskiej bylejakości każdego przedsięwzięcia, machnięciu ręką na wykończenie. Niecna fundacja i przyklejony do niej zbrodniczy instytut naukowy to nie tyle doskonała maszyna organizacyjna, jaką byłyby zapewne w osadzonym gdzie indziej kryminale, co raczej błyskotliwa improwizacja z pogranicza farsy, biorąca w łeb z braku dbałości o szczegół. I właśnie ta swojskość, przypominająca nieco niepowtarzalne klimaty Niziurskiego (którego twórczość wielbi ponoć Pułaczewska), z jednej strony stanowić może pozytywny wyróżnik powieści, z drugiej strony jednak może minąć się z gustem części nastolatków wyrosłych na patetycznej powadze anglosaskiej powieści grozy i filmu sensacyjnego.
Objętość powieści (209 stron) sprawia, że pod względem rozwoju fabuły „Plan” nie dorównuje rozmachem pierwszej, debiutanckiej powieści autorki. Czy zaważy to negatywnie na jej popularności? Mam nadzieję, że tak się nie stanie i że oryginalność wyjdzie jej na dobre. Mam również nadzieję, że następna książka Pułaczewskiej nie okaże się powieleniem pewnego schematu, który już zaczął się zarysowywać w dwóch pierwszych (uzdolniony naukowiec o chwiejnym charakterze…), lecz o którym nie sposób napisać więcej bez zdradzania tych tajemnic, na których stopniowym odkrywaniu polega przyjemność czytelnicza.
Nowa pozycja pióra Hanny Pułaczewskiej to kolejna powieść sensacyjna dla młodzieży oparta na pomyśle, który możnaby zaliczyć do obszaru fantastyki naukowej, gdyby nie fakt, że współczesna nauka na co dzień przekracza granice tego, co jeszcze wczoraj było fantastyką. Jest to zatem raczej powieść sensacyjno-naukowa, bo wizja, którą roztacza przed czytelnikiem rozwiązanie...
więcej Pokaż mimo to