rozwiń zwiń
Hivth

Profil użytkownika: Hivth

Nie podano miasta Nie podano
Status Czytelnik
Aktywność 3 lata temu
34
Przeczytanych
książek
35
Książek
w biblioteczce
4
Opinii
50
Polubień
opinii
Nie podano
miasta
Nie podano
Dodane| Nie dodano
Ten użytkownik nie posiada opisu konta.

Opinie


Na półkach: ,

W końcu przebrnąłem - myślałem, że tylko początek jest ciężki i nijaki, dopiero końcówka mnie jednak wyprowadziła z tego błędu. Miałem co prawda pierwotnie w planie opisać całą książkę, ale poddałem się z robieniem notatek (tu będą podane w wersji bardzo skróconej) po jakichś 50 stronach. Ale po kolei, najpierw ogóły:

1) Język - Zatwardnicki podając definicję ateizmu, z którym ma zamiar walczyć, wspomina o jego agresywnej i walecznej formie, wręcz zwulgaryzowanej. To samo mniej więcej zarzuca Dawkinsowi (Hitchensa nie czytałem, więc do niego odnosić się nie będę). Jeżeli to zatem był język agresywny, to język Zatwardnickiego należy nazwać pomieszaniem języka gimnazjalisty z dyktatorskim. Płytkie żarty, nieustanne docinki, ciągły ton nieomylnego, pary Rychu-Krzychu nawet nie skomentuję, bo takie zabiegi nie powinni mieć miejsca w tego typu książkach. Równie dobrze chcąc nas uprzedzić do Jezusa można by pisać o "Jureczku" czy jakoś jeszcze idiotyczniej, ale to nie tak chyba powinno wyglądać?
2) Bibliografia - z jednej strony u Dawkinsa mamy do czynienia z postaciami typu R.D. Alexander (profesor biologii), P.W. Atkins (profesor chemii), J.D. Barrow (fizyk i matematyk), Hawkins (chyba nie trzeba przedstawiać), Beit-Hallahmi (profesor psychologii), R.A. Hinde (prof. zoologii z Oxfordu), B. Russell (jego chyba również nie trzeba przedstawiać) i dziesiątkami innych, również duchownych (np. R. Holloway). Z drugiej natomiast Zatwardnicki częstuje nas 18 (!) pozycjami Ratzingera, kolejnymi 4 JP II oraz Benedykta XVI, Novakiem (teolog) oraz toną innych, podobnych mu teologów, księży i duchownych (jak choćby Schonborn). Oczywiście jeżeli komuś to nie przeszkadza - to wspaniale. Dla mnie jednak oprzeć połowę pracy na zdaniu samego papieża (a w sumie kilku) jest porównywalne do powoływania się na opinię o latach 40-tych ubiegłego wieku Hitlera - ta sama dawka obiektywizmu. Powoływanie się na żenującą książkę McGratha nie skomentuję.

Co do samej treści i argumentów natomiast:
Zatwardnicki przez pierwsze 30 stron szydzi i wyśmiewa takie rzeczy, jak stopnień naukowy Dawkinsa (ironizuje nawet na temat jego pracy magisterskiej), czy jego metod (kim swoją drogą jest polski teolożyna przy profesorze Oxfordu i czym on się może pochwalić? Nie wiem..). Co więcej, stara się kilkukrotnie zabierać głos w "koniku" Dawkinsa, którym jest biologia (dokładniej - teoria ewolucji) i zarzuca mu również i na tym polu niewiedzę (tak, polski teolożyna podważa w dziecinny sposób, bez żadnych kontrargumentów, spojrzenie na kwestie ewolucyjne profesora biologii z Oxfordu...). Gdy dochodzi do momentu "rozprawy" z argumentami Dawkinsa pojawia się wielki klops - po pierwsze, spłyca niemal każdą myśl autora "Boga Urojonego", wyławia jego pojedyncze zdania i robi coś, czego nie trawię i trawić nie będę - obszczekuje daną tezę, sili się na 10 różnych ironii na jej temat, natomiast W ŻADEN SPOSÓB JEJ NIE POTRAFI ZAKWESTIONOWAĆ NAUKOWO, po prostu kończy na wyśmianiu. Po drugie - pomija praktycznie większość ważnych kwestii (w tym najważniejszych z książki Dawkinsa dla mnie, czyli indoktrynację dzieci), a o niektórych z tych, które komentuje, zdaje się nie mieć w ogóle pojęcia, z teorią ewolucji na czele.

Co do samej książki zaś, już na samym początku dostajemy smaczek:
"Warto jednak zauważyć, że przeczenie Bogu nie odbywa się w myślowej pustce, ale zakłada znajomość pojęcia Boga, a zatem wygląda na to, że poznanie istnienia Boga jest pierwotniejsze od Jego zaprzeczenia. Byłoby to ważne ustalenie: ateizm nie jest pierwotny, ale wtórny. Jeśli tak jest (...) to każdy ateista ma lub powinien mieć potrzebę uzasadnienia swojego przekonania" - aż nie wiedziałem, czy to opinia na serio, czy po prostu sobie jaja robi z czytelnika. Logiczne dojście do wniosku, że Bóg był pierwszy, bo jego zaprzeczenie pojawiło się po nim - perfekcyjne (dla idiotów). Natomiast z pozycji archeologa mogę uśmiechem od ucha do ucha skwitować to, jakoby Bóg czy religia były pojęciami pierwotnymi towarzyszącymi człowiekowi od początku. Nie wiem, gdzie takie bajki przeczytał nasz Sławcio (a co tam, zainspirował mnie), ale religia w formie zbliżonej do obecnej jest tworem mniej więcej tak nowym jak Kosowo na tle cywilizacji świata.

Inny cytat? "Nieprzypadkowo wśród starożytnych filozofów nie było ateistów czy agnostyków, potrafili oni wydedukować, że świat nie tłumaczy sam siebie, zaś Bóg nie jest materialny czy ograniczony czasem". Pominę nawet kwestię tego, że przyznać się do niewiary w ówczesnym świecie było równie bezpiecznie co szczycić się żydowskim pochodzeniem za Hitlera. Pominę nawet to, że sam Diogenes Laertios wymienia 7 nazwisk "wielkich ateistów" świata starożytnego. Ale co z postaciami takimi jak Diagoras z Melos? Co ze słynnym zdaniem Protagorasa "O bogach nie mogę wiedzieć ani czy istnieją, ani czy nie istnieją, ani też jaka jest ich istota i jak się pojawiają", które zdaje się być właśnie KWINTESENCJĄ agnostycyzmu, którego to zdaniem Sławcia nie było. Przykłady można by mnożyć przez pół nocy.

Bardzo zabawne były fragmenty odnoszące się do odczytywania PŚ przez ateistów, głównie powołujące się na Dawkinsa, który skrótowo przedstawił Boga ST. Odpowiedź Sławcia brzmiała: "Nowi ateiści nie kryją swojej pogardy dla Boga judeochrześcijańskiego; wszak żeby usprawiedliwić odrzucenie kogoś, warto go sobie najpierw zbrzydzić" - faktycznie, przecież te setki wzmianek o wyniszczaniu innych narodów, zabijaniu homoseksualistów, mordowaniu rodzin, kobiet, dzieci itd. to wymysły Dawkinsa, który w ten sposób sobie postanowił obrzydzić Boga. Bo w Biblii wcale takich rzeczy nie ma, a jeżeli są - to na pewno są metaforyczne! Przecież za prostym nakazem zabicia homoseksualisty z pewnością kryje się pogodna historyjka z urzekającą pointą. Brawo Sławciu. Pisze on jednak dalej: "Nie interesuje profesora prawda (...), że CHRZEŚCIJANIE TWIERDZĄ, iż znają kryterium interpretacji Pisma", którego lektura (w skrócie) wymaga spojrzenia przez klucz hermeneutyczny zawarty w Ewangelii. Tak, W EWANGELII. Tych czterech, które zostały dobrane spośród kilkunastu, które są sprzeczne, o których wiemy już niemal z całkowitą pewnością, że nie zostały napisane przez przypisywanych im autorów i których treść na dodatek z całą pewnością, podobnie jak i całej Biblii, ulegała zmianom z każdą kolejną kopią. No ale CHRZEŚCIJANIE ZNAJĄ klucz do odczytania, zresztą Sławcio pisze, że "w rzeczywistości zrodziła PŚ wspólnota wierzących, czyli Kościół. Dlatego tylko Kościół może formułować adekwatną dla zrozumienia tekstu hermeneutykę", więc nie ma nawet o co toczyć sporu - jeżeli ktoś może to poprawnie odczytywać, to tylko Kościół. Co prawda co 100 lat inaczej, ale to nic, oni znają klucz. I jeszcze na koniec tego wątku "...Pismo nie jest gotowym systemem wiary, nie stanowi traktatu teologicznego, ale jest pełnym napięcia świadectwem relacji Boga i człowieka" - najzabawniejsze jest to, że coraz lepiej argumentowane są twierdzenia, że w ST W OGÓLE nie ma żadnego Boga, bo nastąpił poważny błąd w tłumaczeniach (coś a la do dziś błędnie tłumaczony wielbłąd przechodzący przez ucho igielne - w rzeczywistości słowo wielbłąd i sznur w oryginale brzmią tak samo, a wybrano "lekko niefortunnie" wielbłąda) oraz błędy lub celowe zmiany w trakcie scalania i przepisywania dzieła. No ale dość o tych kwestiach...

...ale za to jeszcze o niektórych argumentach (jeżeli już się jakieś pojawiają, to właśnie takiej klasy). Jak Sławcio sobie radzi z takimi drobnymi "zarzutami" jak te, które mówią o marginalizacji roli człowieka we wszechświecie (a w zasadzie - praktycznie roli zerowej) przy jego obecnie znanych rozmiarach? Powołując się na Schonborna, który pisze nam o tym, że materialny ogrom wszechświata przy mikrowycinku jakim jest Ziemia nic nie znaczy, ważna jest bowiem miłość, jaką nas darzy Bóg! Przekonał mnie! Jak natomiast wytłumaczona została "bierność" Boga? Ot, podobnie jak (to porównanie padło na poważnie u Sławcia) małżeństwo mające ciche dni, Bóg swoim milczeniem do nas mówi. To jest jego sygnał dla nas, możemy z tego czytać. Wspaniale, ponownie czuję się usatysfakcjonowany takim wytłumaczeniem.

Na koniec jeszcze ważna rzecz dotycząca Dawkinsa, która różni obu autorów, a z której Sławcio uczynił zarzut i wielką wadę. Mianowicie elastyczność na dowody. Pisze on o Dawkinsie "Co z tego, że na podstawie dowodów Dawkins jest ponoć w stanie zmienić swoje poglądy", a później wręcz krytykuje go za to, że nie jest on nawet swojej tezy w stu procentach pewien (bo pisze, że boga PRAWIE na pewno nie ma). Należy w tym momencie wykrzyknąć JAK TO CO Z TEGO? Właśnie to jest najpiękniejsza cecha Dawkinsa i osobom mu podobnym - nie będzie obstawał przy swoim jak kretyn przez lata, nawet gdy każdy znak na ziemi i niebie powie mu, że teza jest do niczego (należy pozdrowić w tym miejscu Sławcia z jego odczytywaniem PŚ). Jeżeli pojawi się cokolwiek świadczącego przeciwko jego podejściu, a potwierdzającym istnienie Allaha, Yahwe czy innego Zeusa, to Dawkins jest w stanie to zaakceptować. I to jest prawidłowe podejście. W innym wypadku bowiem żaden bóg, podobnie zresztą jak u Nietzschego, nie jest najzwyczajniej w świecie niczemu potrzebny.
Także krótko podsumowując - język znacznie ofensywniejszy niż u Dawkinsa, argumentów praktycznie brak, momenty ciekawe na pewno są (stąd ocena 2 a nie 1), ale giną w miernocie całości. Ciągłe podśmiewanie się z autora sto razy bardziej poważanego w świecie też trochę nie na miejscu. Jedno wiem na pewno - więcej książek tego typu czytać nie będę.

W końcu przebrnąłem - myślałem, że tylko początek jest ciężki i nijaki, dopiero końcówka mnie jednak wyprowadziła z tego błędu. Miałem co prawda pierwotnie w planie opisać całą książkę, ale poddałem się z robieniem notatek (tu będą podane w wersji bardzo skróconej) po jakichś 50 stronach. Ale po kolei, najpierw ogóły:

1) Język - Zatwardnicki podając definicję ateizmu, z...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Krótka, pisana w charakterystyczny dla autora sposób (króciutkie, luźno powiązane fragmenty), na dodatek wzbogacona własnoręcznie wykonanymi ilustracjami. Człowiek o niemieckich korzeniach we współczesnej Ameryce. Humanista o ścisłym umyśle. Można znaleźć lepsze kombinacje?

Krótka, pisana w charakterystyczny dla autora sposób (króciutkie, luźno powiązane fragmenty), na dodatek wzbogacona własnoręcznie wykonanymi ilustracjami. Człowiek o niemieckich korzeniach we współczesnej Ameryce. Humanista o ścisłym umyśle. Można znaleźć lepsze kombinacje?

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Druga część z niedokończonej nigdy trylogii przygód Julka, który tym razem wraz z wszystkimi poznanymi wcześniej bohaterami udaje się na wykopaliska w góry Taurus, nieopodal miasteczka Feke, gdzie odkrywają ruiny starożytnego miasta Hetytów. Sama fabuła nie zaskakuje niczym nowym, panuje tu bardzo zbliżony schemat do tego, który zaprezentowany został w pierwszej części. Jeżeli ktoś jednak zjeździł opisywane obszary i zna wiele z przedstawionych miejsc (Konyę, Ankarę czy Hattusę), z pewnością czytając książkę wspomni wielokrotnie każdy przeżyty dzień w Turcji.

Druga część z niedokończonej nigdy trylogii przygód Julka, który tym razem wraz z wszystkimi poznanymi wcześniej bohaterami udaje się na wykopaliska w góry Taurus, nieopodal miasteczka Feke, gdzie odkrywają ruiny starożytnego miasta Hetytów. Sama fabuła nie zaskakuje niczym nowym, panuje tu bardzo zbliżony schemat do tego, który zaprezentowany został w pierwszej części....

więcej Pokaż mimo to

Więcej opinii

Aktywność użytkownika Hivth

z ostatnich 3 m-cy

Tu pojawią się powiadomienia związane z aktywnością użytkownika w serwisie


statystyki

W sumie
przeczytano
34
książki
Średnio w roku
przeczytane
3
książki
Opinie były
pomocne
50
razy
W sumie
wystawione
34
oceny ze średnią 7,3

Spędzone
na czytaniu
180
godzin
Dziennie poświęcane
na czytanie
3
minuty
W sumie
dodane
0
cytatów
W sumie
dodane
0
książek [+ Dodaj]

Znajomi [ 1 ]