Iwona

Profil użytkownika: Iwona

Nie podano miasta Nie podano
Status Czytelnik
Aktywność 8 lata temu
7
Przeczytanych
książek
25
Książek
w biblioteczce
3
Opinii
6
Polubień
opinii
Nie podano
miasta
Nie podano
Dodane| Nie dodano
Ten użytkownik nie posiada opisu konta.

Opinie


Na półkach: ,

W Zachodnich Królestwach krainy Westeros dzieje się źle. Po wyniszczającej wojnie, w której zbuntowane rody obaliły Smoczego Króla, Aerysa Targaryena - na dość niewygodnym Żelaznym Tronie zasiadł najwaleczniejszy z buntowników, znakomity rycerz i doskonały wojownik, Robert Baratheon czyli człowiek, który smykałki do rządzenia nie posiada za grosz. Baratheon jest fatalnym władcą, czego nie daje się ukryć. Skwapliwie wychwytują ten fakt możne rody, które również mają chrapkę na Żelazny Tron - wykuty z tysiąca mieczy, symbol panowania nad Siedmioma Królestwami...

Tak więc, rozpoczynając swoją przygodę z powieścią o wiele mówiącym tytule "Gra o tron", czytelnik od razu wrzucony jest na głębokie wody morza intryg, spisków i zakulisowych knowań mających jeden cel: objęcie w posiadanie tronu i władzy nad królestwami... Ale żądza władzy i rozgrywki polityczne to nie jedyny problem krainy Westeros. Na mroźnej północy, za wielkim murem, który ochrania Nocna Straż złożona z najemników i przestępców, rodzi się potężne, nieodgadnione zło, którego cień cały czas wisi nad skonfliktowanymi krainami. Za morzem natomiast powstaje wielka siła (zagrażająca królestwom nie mniej niż ponure zło zza muru), której przyczynkiem są cudem pozostali przy życiu, będący na wygnaniu potomkowie zamordowanego Smoczego Króla. Na domiar złego, wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują na to, że nadchodzi zima - zima stulecia, mogąca trwać latami lodowata pora roku, która zabija wszystko co żyje.

W takim oto świecie przyszło żyć bohaterom "Gry o tron", których poznaje czytelnik - a dzięki ciekawemu zabiegowi konstrukcyjnemu, jaki zastosował autor powieści George R. R. Martin, można ich poznać całkiem dobrze (chociaż czasami pozostaje niedosyt). Pisarz mianowicie, podzielił powieść na wiele rozdziałów, z których każdy pisany jest z perspektywy innej osoby. Dzięki temu możemy dowiedzieć się co myślą, jak się czują i jak działają rozrzuceni po całej, dość sporej krainie, członkowie walczących ze sobą (mniej lub bardziej wprost) rodów. Dzięki temu dowiadujemy się także, że bohaterowie powieści to nie płaskie, czarno-białe postaci, a dość skomplikowani (jak na fantasy) ludzie. Charaktery zaludniających powieść bohaterów są ciekawe i zróżnicowane, a dokonujące się dzięki nim zwroty akcji i rozgrywające się wydarzenia to nie miałkie podchody, a mocne i momentami zaskakujące sytuacje.

Nie da się ukryć, że Martin to człowiek o bogatej wyobraźni i sporej odwadze (uśmiercenie głównego bohatera w pierwszym tomie sagi), jednak nie da się również zamaskować głównej wady powieści, a mianowicie tego, że jej autor nie jest mistrzem pisarstwa. Ba, Martin nie jest nawet dobrym pisarzem...

Istnieją typy pisarzy, którzy piszą charakterystycznie: ich język wyróżnia się ciekawym stylem, napiętnowany jest osobowością autora, skrzy się dowcipem lub subtelną inteligencją. Istnieją też tacy, którzy posługują się językiem niemalże transparentnym, gdzie opowiadana historia snuje się właściwie sama - czyta się ją dobrze, nie zauważając nawet języka i stylu, w którym jest pisana. Martin niestety nie należy do żadnej z tych grup. Język "Gry o tron" kuleje i drażni. Toporny, uczniowski styl pisania autora sprawia, że przyjemność z czytania powieści jest trochę mniejsza niż by się chciało - a niestety, brak polotu wyłania się niemalże z każdej strony książki.

Kolejną wadą powieści jest nierówny poziom wątków. W niektórych z nich, cieszą zaskakujące i zastanawiające rozwiązania fabularne, które już teraz sugerują, że w dalszych tomach powieści, oj, będzie się działo... Bardzo podobała mi się np. subtelna (może nawet za subtelna, bo trudna do wychwycenia) sugestia Martina odnośnie tego, kto i dlaczego tak naprawdę zamordował Królewskiego Namiestnika, Jona Arryna (zdaje się, że wcale nie byli to, oskarżani o to po cichu przez wszystkich, Lannisterowie). Najmniej pasjonującym natomiast (a czasem wręcz irytującym płycizną) motywem jest wątek Daenerys, młodziutkiej córki Smoczego Króla, tułającej się gdzieś na obczyźnie. Przygody Dany, jak nazywana jest przez bliskich, odstają poziomem od pozostałych - są banalne i momentami jakby żywcem wyjęte z powieści z logiem Harlequina na okładce. Na dodatek nie wiedzieć czemu, Martin lubi ten wątek, ni z tego ni z owego, nurzać momentami w klimatach ocierających się o ...soft porno. Naprawdę panie Martin, dalibyśmy radę przeczytać to ponad ośmiusetstronicowe tomiszcze, nawet gdyby nie byłoby w nim opisów dziewiczego łona Daenerys i boskiego lingamu khala Drogo. Z drugiej strony, skoro autor uparł się, aby co i rusz umieszczać opisy upojnych nocy tej rozkosznej parki, to dlaczego oszczędził nam szczegółow z (jakby to powiedział doktor Pasikonik ze "Sztuki kochania") pożycia intymnego Cersei (która, tak poza wszystkim, przecież ma dość ciekawe układy erotyczne), Neda Starka czy innych bohaterów powieści? Pozostawię to pytanie bez odpowiedzi, bo jakoś nie chce mi się dociekać, dlaczego szacowny autor tak zafiksował się na srebrnowłosej, młodocianej księżniczce...

Podsumowując, książka R. R. Martina to epicka powieść fantasy. Nie pojawia się tu zbyt wiele elementów magii, więcej jest za to elementów tzw. fikcji historycznej i to właśnie głownie w tym kierunku podąża opowieść (autor podobno inspiracji szukał w autentycznych wydarzeniach historycznych, takich jak angielska Wojna Dwóch Róż czy średniowieczne wyprawy krzyżowe). Jak już wspomniałam, Martin ma bujną wyobraźnie więc historia jest ciekawa i wciągająca, natomiast niestety - nic poza tym... Serial, nakręcony na podstawie sagi, sprawił że powstał wokół niej spory hajp - co akurat nie dziwi, bo jest on bardzo dobry (mimo, że nie jest doskonały). Nadal uważam że historia rodu Starków, Lannisterów i innych możnych z Siedmu Królestw ma w sobie potencjał, który zamiesza nadchodzącą dekadą, ale stanie się to za sprawą serialu oraz koncernu HBO i jego marketingowej potęgi, a nie za sprawą wybitności powieści. Spójrzmy prawdzie w oczy: gdyby ta książka miała jakoś ogólnopopkulturowo namieszać, zrobiłaby to już w latach 90-tych, kiedy ukazał się pierwszy tom sagi. Natomiast serial, to już osobna sprawa - jest on zrobiony w na tyle świeży sposób (wreszcie, poważne podejście do fantasy!), że to właśnie dzięki niemu zagmatwana historia krainy Westeros wydostanie się z fantastycznego getta.

W Zachodnich Królestwach krainy Westeros dzieje się źle. Po wyniszczającej wojnie, w której zbuntowane rody obaliły Smoczego Króla, Aerysa Targaryena - na dość niewygodnym Żelaznym Tronie zasiadł najwaleczniejszy z buntowników, znakomity rycerz i doskonały wojownik, Robert Baratheon czyli człowiek, który smykałki do rządzenia nie posiada za grosz. Baratheon jest fatalnym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

ukryta oaza

"Ukryta oaza" Paula Sussmana to doskonały przykład na to, jak prawdziwe jest przykazanie, aby nie oceniać książki po okładce. Gdybym kierowała się wizualnymi odczuciami pewnie nie przyszłoby mi do głowy, by po nią sięgnąć - na szczęście niespecjalnie ładna okładka miała mniejszą moc oddziaływania, niż obietnica przygody w notce wydawniczej powieści. Opis książki nie kłamał - Paul Sussman, pisarz, dziennikarz i prawdziwy pasjonat archeologii stworzył rasową powieść przygodową, w której łączą się wątki przedwiecznej starożytnej tajemnicy, współczesnej polityki, wielkich interesów oraz historie zwykłych ludzi, którzy, jak się na początku wydaje, przypadkiem zostają wplątani w całą awanturę.



Dla mnie, oczywiście najciekawszym wątkiem powieści jest antyczna zagadka, na kanwie której osnuta jest cała intryga. A rzecz jest ciekawa, bo mimo iż to legenda, to ma ona realny wpływ na współczesną historię archeologii.



Spośród mitów i legend związanych z Saharą tylko nieliczne inspirowały badaczy w równym stopniu co tajemnicza Zarzura, zaginiona oaza. Podobno była ona rajem pełnym dziewiczych gajów i spienionych strumieni i znajdowała się gdzieś pośrodku Pustynii Libijskiej. Wielu badaczy twierdziło, że to tylko mit i fatamorgana, ale to nie zraziło archeologów, którzy ciągle jej szukali, przy okazji dokonując przełomowych odkryć. Na początku XX w. badaczy ogarnęło prawdziwe szaleństwo na punkcie Zarzury - był to też czas największych odkryć w tym regionie.



Historia opisana w powieści bazuje na legendzie o Zarzurze, ale jest jak najbardziej osadzona we współczesnych realiach. Osią "Ukrytej oazy" są przygody młodej przebojowej amerykanki Freyi Hannen i egiptologa Flina Brodiego. Freya, przyjeżdża do Egiptu na pogrzeb siostry, badaczki starożytności, która z niewiadomych przyczyn popełniła samobójstwo. Dziewczyna nie wierzy w samobójstwo siostry i próbując rozwikłać zagadkę jej tajemniczej śmierci, wplątuję się w aferę, w którą uwikłani są szpiedzy, potężni biznesmeni i przestępcy, a nawet nieżyjący już Saddam Husajn. To historia, w której niebagatelną rolę odgrywa wielka polityka i brutalna, bezwzględna przemoc, ale dzięki klimatowi awanturniczej przygodówki czyta się ją lekko i dość przyjemnie. Autor urozmaica opowieść ciekawostkami z zakresu języka, mitologii, religii i życia starożytnych, ale także i współczesnych Egipcjan, a wartko poprowadzona akcja, w której przeplatają się ucieczki, pościgi, walki i morderstwa prowadzi nas stopniowo do rozwiązywania zagadki śmierci Alex i... odkrycia jednej z największych tajemnic archeologii.



"Ukryta oaza" to sprawnie napisana opowieść wpisująca się w konwencję klasycznej powieści przygodowo-awanturniczo-sensacyjnej. Powieść zmontowana z emocjonujących scen akcji z antyczną historią w tle, nie razi naiwnością i traktowaniem czytelnika jak żądnego sensacji ćwierćinteligenta, jak to z często bywa z tego typu literaturą. Jak już wspomniałam, Sussman w inteligentny sposób wprowadza odbiorców w kulturę Egiptu i przemyca sporo ciekawostek o jego historii. Dzięki temu doskonale widać, że jest on pasjonatem tematu. Niestety, autor obok zafundowania czytelnikom świetnej przygody, nie ustrzegł się też kilku wpadek. Mnie najbardziej raził schematyczny rozwój relacji między głównymi bohaterami i grzech główny: melodramatyczna i słaba końcówka, która psuje dobry efekt całości. Powieść prawdopodobnie spodoba się odbiorcom, którzy w dzieciństwie lubili czytać o przygodach Pana Samochodzika, a dziś nie jest im obca rozrywka spod znaku Indiany Jonesa. Jednak tutaj, w przeciwieństwie do niewiarygodnych przygód Indiany, temat został potraktowany zdecydowanie poważniej (ilość brutalnej przemocy i polityki zawartej w książce jest spora).

http://blueredporter.blox.pl/2011/06/Ukryta-oaza.html

ukryta oaza

"Ukryta oaza" Paula Sussmana to doskonały przykład na to, jak prawdziwe jest przykazanie, aby nie oceniać książki po okładce. Gdybym kierowała się wizualnymi odczuciami pewnie nie przyszłoby mi do głowy, by po nią sięgnąć - na szczęście niespecjalnie ładna okładka miała mniejszą moc oddziaływania, niż obietnica przygody w notce wydawniczej powieści. Opis...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Islandia ostatnio mnie prześladuje. Znajduję informację o niej, chociaż nie szukam, a wizerunki jej zimnych krajobrazów co jakiś czas rzucają mi się w oczy w różnych miejscach - ale wcale z tego powodu nie zamierzam narzekać, wręcz przeciwnie.

Niedawno w ręce wpadła mi powieść pt. Spójrz na mnie, autorstwa islandzkiej pisarki Yrsy Sigurdardottir. Jej książki już od debiutu w 1998 r. znajdują się nieprzerwanie na islandzkiej liście bestsellerów, a sama Yrsa została okrzyknięta "nową królową powieści kryminalnej" oraz "islandzką odpowiedzią na Stiega Larssona" (szwedzkiego autora słynnej trylogii Millenium, który w 2008 r. był drugim najlepiej sprzedającym się pisarzem na świecie).

Najnowsza książka Islandki to posępna i mroczna opowieść o przerażającej zbrodni, jaka miała miejsce w pewnym ośrodku dla niepełnosprawnych. Akcja powieści, już od samego początku uderza czytelnika przerażającymi faktami. Prolog wprowadza nas w życie rodziny, w której domu pojawia się duch prześladujący małego chłopca. Dalej mamy wprowadzenie w historię życia pedofila Josteinna, który to później staje się katalizatorem zdarzeń (mimo, że sam nie ma z nimi nic wspólnego) będących osią powieści. Josteinn, jako skazany za pedofilię pensjonariusz oddziału psychiatrycznego, poznaje na tymże oddziale Jacoba, chłopca z zespołem Downa, skazanego za podpalenie ośrodka rehabilitacyjnego i zabójstwo 5 osób. Z nieznanych nam bliżej powodów Josteinn - którego autorka nakreśliła grubą kreską, jako postać bardzo antypatyczną, wręcz demoniczną - zleca prawniczce Thorze Gudmundsdottir wniesienie rewizji od wyroku Jacoba. Thora podejmując się przeprowadzenia śledztwa w tej sprawie, odkrywa w jego wyniku ponure tajemnice z przeszłości, które przyprawiają o ciarki na plecach...

"Spójrz na mnie" to książka przenikliwie zimna. Chłód wyziera z każdej jej kartki i to dosłownie: praktycznie nie ma strony, na której nie wspomniano by o zimnym klimacie. Ale chłód książki przejawia się nie tylko w temperaturze za oknami domostw jej bohaterów. Równie ważny, a może nawet ważniejszy jest chłód emocjonalny, który cechuje niemalże wszystkie postaci (vide przerażająco bezemocjonalna rozmowa Thory z praktycznie bezdomnymi rodzicami). Dlatego właśnie ta historia, będąca połączeniem kryminału z horrorem jest ponura w dwójnasób. Przygnębiające są tu nie tylko makabryczne zdarzenia będące osią akcji, ale także całe otoczenie.

Wydarzenia opisane w powieści dzieją się w czasach jak najbardziej współczesnych, a więc tuż po głębokim kryzysie finansowym, jaki dopadł Islandię w 2008 r. Jego skutki odczuwają wszyscy bohaterowie powieści (od głównych postaci po osoby, które przewijają się na drugim planie), a wraz z nimi i czytelnicy, ponieważ powieść jest pełna opisów ubóstwa graniczącego z nędzą, bankructw i nagłego spadku stopy życiowej mieszkańców Islandii. Kryzys gospodarczy ma tu wpływ na całą otaczającą rzeczywistość: małżeństwa rozwodzą się w związku z nim, a radio podaje same złe wiadomości. Większość osób, pojawiających się w książce nosi znamiona depresji, a w niemalże każdej rozmowie między bohaterami pojawia się ten sam temat: frustracja nisko płatną pracą, niezadowolenie, przygnębienie i bieda.

Wspominam o tym nie bez powodu - ta sytuacja ma znaczący wpływ na klimat książki i stosunki między bohaterami. Odnosi się wrażenie, że mimo iż rzeczywistość jest brutalna i twarda, to ludzie w niej żyjący robią wszystko, aby ją sobie jeszcze utrudnić. Ludzie rozmawiają tu tylko o złych rzeczach, zatruwają się nawzajem pretensjami o ciężkie sytuacje jakie ich spotkały, wywołują w sobie skrywaną agresję (vide Thora, która ma ochotę "walić w szczęki" narzekających na swoje życie rozmówców, lub też jej nacechowane niewiarygodną wręcz wrogością i arogancją, stosunki w pracy z sekretarką zwaną przez nią "sekretarzycą"). Praktycznie rzecz biorąc, nie ma tu 'normalnych', pozytywnych stosunków międzyludzkich... To obyczajowe tło jest nie bez znaczenia, ponieważ dzięki niemu czytelnik ma szansę poczuć klimat realiów, w jakich dzieją się wydarzenia, a to właśnie dzięki tej sugestywności powieść jest tak przerażająca.

Akcja powieści przebiega wielotorowo. Głównym motywem jest śledztwo prowadzone przez Thorę, która powoli odkrywa coraz mroczniejsze fakty, ale równolegle do niego mamy tutaj (pozornie nie mające ze sobą wiele wspólnego) historie matki wspomnianego wyżej 5-cio latka nawiedzanego przez ducha, dziennikarza radiowego nękanego telefonami tajemniczego prześladowcy i dziwnej sparaliżowanej dziewczyny.

Najsłabszym, chociaż bardzo emocjonującym motywem jest tu główny wątek, czyli śledztwo prowadzone przez prawniczkę. Przebiega ono powoli i momentami przypomina detektywistyczną grę komputerową, w której postać w pewnym momencie zaczyna dreptać w miejscu, wracając co i rusz do tych samych bohaterów i zawsze zadając im niewłaściwe pytania - a przynajmniej nie takie jakie się narzucają i które zadałaby człowiek znający te fakty, które zna już Thora. W takich momentach miałam wrażenie, że autorka książki specjalnie rozciąga przebieg akcji, aby wypełnić wierszówkę. Zdecydowanie wątek kryminalny książki nie należy tu do tego rodzaju opowieści, w których detektyw jest mądrzejszy od czytelnika - a szkoda. Niedomyślność Thory jest tym bardziej irytująca, że autorka nakreśliła jej postać jako osobę bystrą, elokwentną, z dużą znajomością psychiki ludzkiej.

Autorka nie uchroniła się też przed dość rażącymi fabularnymi niedociągnięciami. Jej bohaterka znajduje tropy, ale je gubi: ignoruje je albo zwyczajnie o nich zapomina, jak to miało miejsce z identyfikacją IP anonimowego informatora... Nie zdradzę tu też znaczącego szczegółu, jeśli napiszę o wpadce z ilością mieszkańców spalonego ośrodka. Otóż, już na początku, na stronie 54-tej książki, Thora przeglądając akta sprawy dowiaduje się, że w ośrodku, razem z ocalałym oskarżonym o jego spalenie Jacobem, mieszkało sześciu pensjonariuszy, przy czym spaliło się jedynie czterech plus opiekujący się nimi sanitariusz. W raporcie z rozprawy sądowej Thorze nie udało się znaleźć niczego na temat losów szóstego mieszkańca, ale prawniczka notuje sobie skwapliwie tę informację, aby później przyjrzeć się jej bliżej. Po czym akcja rozwija się, Thora nie podejmuje tematu, gdy nagle na stronie 222-tej, wypytywany przez nią kolejny świadek, zupełnie przez przypadek napomyka o szóstym mieszkańcu. Reakcja Thory jest następująca:

"Co? - Thora nie potrafiła ukryć zdziwienia. Nigdzie o tym nie wspomniano. - I gdzie ona teraz jest? Ciekawe czy można z nią porozmawiać?"

Nie muszę chyba dodawać, że moją reakcją na tę scenkę, było zdziwienie równe zdziwieniu Thory - aczkolwiek ze zgoła innego powodu.

Mimo tych wpadek powieść jest ogromnie wciągająca. Pisarka ma bogatą wyobraźnię i potrafi pisać tak, że trudno przerwać czytanie, a atmosfera grozy, którą umiejętnie buduje dzięki swojemu warsztatowi, sprawia że włos się jeży na głowie... Autorka bryluje zwłaszcza podczas opisów wątku z duchem. Wymowne i przekonujące obrazowanie tej historii sprawia, że nawet opisy zapachu (a dokładniej, trupiego odoru) są tak wyraziste, że czytelnik niemalże go czuje. Szkoda tylko, że Yrsa tak mało miejsca poświęciła tym wydarzeniom (raptem trzy rozdziały).

Zakończenie powieści, w którym autorka zgrabnie spina klamrą wszystkie opisywane historie, zaskakuje tak jak powinien zaskakiwać każdy rasowy kryminał. Dzięki wprawnie mylonym poszlakom, trudno domyślić się w trakcie czytania, kto okaże się ostatecznym sprawcą zbrodni, bo podczas śledztwa niewiele wskazuje na właśnie takie, a nie inne rozwiązanie w finale. O zaskakujących faktach dowiadujemy się dopiero w końcówce powieści (chociaż można było dojść do nich wcześniej, ech gdyby tylko Thora zadawała nurtujące mnie od początku pytania właściwym osobom... ;) - no ale rozumiem: "wierszówka").

Dzięki dobrze wymyślonej historii, zręcznie skonstruowanej intrydze i mrożącej (dosłownie - zimno w tej Islandii niesamowicie i to praktycznie bez przerwy) krew w żyłach akcji, otrzymujemy dobrą, klimatyczną powieść, od której trudno się oderwać (mimo, że miejscami zaskakiwała w nie do końca taki sposób jakiego oczekuje się od kryminału ;).

http://blueredporter.blox.pl/2011/05/Spojrz-na-mnie.html

Islandia ostatnio mnie prześladuje. Znajduję informację o niej, chociaż nie szukam, a wizerunki jej zimnych krajobrazów co jakiś czas rzucają mi się w oczy w różnych miejscach - ale wcale z tego powodu nie zamierzam narzekać, wręcz przeciwnie.

Niedawno w ręce wpadła mi powieść pt. Spójrz na mnie, autorstwa islandzkiej pisarki Yrsy Sigurdardottir. Jej książki już od...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

Aktywność użytkownika Iwona Blueredporter

z ostatnich 3 m-cy

Tu pojawią się powiadomienia związane z aktywnością użytkownika w serwisie


statystyki

W sumie
przeczytano
7
książek
Średnio w roku
przeczytane
1
książka
Opinie były
pomocne
6
razy
W sumie
wystawione
6
ocen ze średnią 6,8

Spędzone
na czytaniu
45
godzin
Dziennie poświęcane
na czytanie
1
minuta
W sumie
dodane
0
cytatów
W sumie
dodane
0
książek [+ Dodaj]