-
Artykuły„Smak szczęścia”: w poszukiwaniu idealnego życiaSonia Miniewicz2
-
ArtykułyNigdy nie jest za późno na spełnianie marzeń? 100-letnia pisarka właśnie wydała dwie książkiAnna Sierant5
-
Artykuły„Chłopcy z ulicy Pawła”. Spacer po Budapeszcie śladami bohaterów kultowej książki z dzieciństwaDaniel Warmuz7
-
ArtykułyNajlepszy kryminał roku wybrany. Nagroda Wielkiego Kalibru 2024 dla debiutantkiKonrad Wrzesiński9
Biblioteczka
2017-06-07
2014-08-13
2014-09-01
2014-09-04
Pani Canavan, ależ Pani namieszała!
Bardzo ciężko jest mi ocenić tę książkę. Po przeczytaniu epilogu pierwszego tomu, jeszcze tego samego dnia sięgnęłam po tom drugi. I pierwsze, co mnie uderzyło, to kolejne rozczarowanie. Autorka zaczęła bowiem prowadzić narrację z punktu widzenia różnych postaci. Nie robi tego jednak na wzór Martina, który jednemu bohaterowi przypisuje jeden rozdział swej "Sagi Pieśni Lodu i Ognia". Pani Canavan postąpiła inaczej. Każdy jeden rozdział podzielony jest na dwie, trzy, bądź nawet cztery części, w których przedstawione są losy kolejnych bohaterów. Niestety, same rozdziały mają tyle samo stron, co w tomie pierwszym, zatem na jednego bohatera przypada nam około 5 stron. Sprawia to, że bardzo ciężko jest się z nimi zżyć, wczuć w ich sytuację. Stają się oni również płytcy, ma się wrażenie, że każda postać prowadząca narrację jest dokładnie taka sama, różnią się jedynie imionami i wyglądem.
Decyzje podejmowane przez postacie są irytujące, wszyscy są bierni, sparaliżowani strachem, nie potrafią rozwiązywać swoich problemów. Również sama historia nie powala. Chwilami miałam wrażenie, że czytam słabszą wersję Harry'ego Pottera, szczególnie, gdy mowa była o Sonei i jej problemach z rówieśnikami. Wszystko to sprawiło, że w połowie tomu miałam ochotę książkę porzucić i przestać ją czytać, a zdarza mi się to bardzo rzadko.
Na szczęście od połowy tomu akcja nieco przyspieszyła. Autorka zmniejszyła ilość postaci prowadzących narrację w każdym rozdziale, więc przestała być ona (narracja, nie autorka) pourywana i nierówna. Niestety, nie wpłynęło to na rozbudowanie osobowości bohaterów, którzy w dalszym ciągu nieudolnie próbują przetrwać kolejny dzień.
Ten tom oceniam na 4/10. Nie zachwycił mnie, historia nie była powiewem nowości. To wszystko już gdzieś kiedyś było, tylko w trochę innej formie. Sięgam po tom trzeci, licząc na to, że tym razem będę miło zaskoczona.
Pani Canavan, ależ Pani namieszała!
Bardzo ciężko jest mi ocenić tę książkę. Po przeczytaniu epilogu pierwszego tomu, jeszcze tego samego dnia sięgnęłam po tom drugi. I pierwsze, co mnie uderzyło, to kolejne rozczarowanie. Autorka zaczęła bowiem prowadzić narrację z punktu widzenia różnych postaci. Nie robi tego jednak na wzór Martina, który jednemu bohaterowi przypisuje...
2014-09-08
O, słodka naiwności! Jak bardzo się myliłam, gdy miałam nadzieję, że będzie to kawałek dobrego fantasy! Sięgałam po kolejne tomy trylogii z coraz większym zniechęceniem. Ale "dzieło" musiałam przeczytać do końca z prostego powodu - nie lubię wystawiać oceny książce, dopóki nie dotrę do jej ostatniej strony.
Czuję, że autorka i wydawcy ze mnie zadrwili. Obiecali złożone intrygi, książkę "skrzącą od magii, akcji i przygód"... Pff, chyba przez przypadek zaplątał im się opis jakiejś innej powieści, ponieważ ja nic z tych rzeczy nie dostrzegłam. Może pora więc wymienić okulary? Ale, ale, chyba powinnam podać argumenty na poparcie tezy, że ta trylogia to zwykłe połączenie powieści dla młodzieży i słabego harlequina...
- Akcja. A raczej jej brak. Połowę książki wypełniają "dojrzałe" przemyślenia głównych bohaterów. Miałam wrażenie, że oni nic innego nie robią, tylko siedzą i myślą. Albo stoją i myślą. Albo leżą i myślą, bo nie mogą zasnąć. Gdyby te przemyślenia jeszcze coś ciekawego wnosiły, ale nie. One są tak bardzo do siebie podobne, że to aż bolało. Ponadto, nie sposób pozbyć się wrażenia, że pani Canavan nie potrafi dawkować napięcia. Nie spotkamy się tutaj z zagęszczeniem akcji, a następnie punktem kulminacyjnym, od opisu którego aż zapiera dech w piersiach. Zamiast tego autorka rzuca w nas kolejnymi rewelacjami, oderwanymi od rzeczywistości, wyrwanymi z kontekstu. Po co budować napięcie? To dla mięczaków.
- Bohaterowie. Płascy, nudni, nijacy, bierni. Wszyscy są tacy sami. Ckliwi, potulni, podejmujący same złe decyzje, poprzedzone 20 stronami rozmyślań. Zły bohater nie jest zły, jest po prostu tekturowy. Pojawia się na chwilę w opisach innych postaci, a później ginie żenującą śmiercią, na którą poświęcono raptem pół zdania. Miał być antagonista. To był przecież!
- Wątek "miłosny". W tym momencie zwątpiłam. Canavan opisuje relację między 20-latką, a mężczyzną o 12 lat od niej starszym w taki sposób, że mam wrażenie, że czytam harlequina dla młodzieży. Trzymanie za rączki, buziaczki. Rumieńce na widok nagiego torsu. A to wszystko prowadzi do... ale nie, nie będę psuła Wam "niespodzianki"...
- Nazewnictwo. Bo to przecież dodaje "głębi" i autentyczności książce fantasy, gdy zamiast psa spotykamy się z "limkiem". Nie rozumiem jednak po co te słowniczki na końcu każdej powieści? Czyżby autorka miała nas, czytelników, za totalnych tumanów, którzy nie domyślą się, że robak o ośmiu odnóżach jest po prostu pająkiem? Hmmmm... to znaczy... FARENEM... Parsknęłam śmiechem w momencie czytania "przewodnika po żargonie slumsów". Przecież tak fachowe nazewnictwo jak "czujka" czy "ogon" nie jest dostępne dla szarego zjadacza chleba i rzeczywiście trzeba je wyjaśniać w dodatku... Litości...
Mogłabym wymieniać i wymieniać, ale po co? Czuć było, że nawet pani Canavan po napisaniu 700 stron ma dość tej powieści, bo zakończyła ją tak nagle, że aż się zdziwiłam. Zapowiadało się dobre fantasy, z dobrze skonstruowanym światem, fajną historią. Zamiast tego dostajemy kawał tomiszcza z tekturowymi postaciami, z którymi nie sposób się zżyć, światem, z którego poznajemy jedynie Gildię i tunele pod miastem, historią, która wywołuje znudzenie oraz intrygami, które rozwiązujemy natychmiast. Może kiedyś jeszcze sięgnę po książki pani Canavan, ale fanką na pewno nie zostanę...
O, słodka naiwności! Jak bardzo się myliłam, gdy miałam nadzieję, że będzie to kawałek dobrego fantasy! Sięgałam po kolejne tomy trylogii z coraz większym zniechęceniem. Ale "dzieło" musiałam przeczytać do końca z prostego powodu - nie lubię wystawiać oceny książce, dopóki nie dotrę do jej ostatniej strony.
Czuję, że autorka i wydawcy ze mnie zadrwili. Obiecali złożone...
Po przeczytaniu prequela trylogii, nie mogłam doczekać się, aż sięgnę po Gildię Magów. Niestety, trochę się rozczarowałam. Chociaż autorka wykreowała ciekawy świat, niewiele się w nim dzieje. Przez połowę tomu ona (Sonea) ucieka, oni (Magowie) ją gonią. Fakt, całość napisana jest ciekawym językiem, jednak po kilkunastu stronach tej gonitwy między postaciami, można odczuć znużenie. Najbardziej rozczarowująca była jednak końcówka. Wydawało mi się, że autorka pędzi z opisami i całą akcją, tak jakby chciała jak najszybciej powieść ukończyć. Przez to ostatnie kilka rozdziałów jest chaotyczne, płytkie i nieco naiwne, rodem jak z młodzieżowej powieści fantasy. Epilog sytuację poprawia, daje nadzieję na wartką akcję w drugim tomie, jednak pewien niesmak pozostaje. Uniwersum stworzone przez panią Canavan mnie wciągnęło, jestem ciekawa zakończenia całej historii, dlatego sięgnę po tom drugi. Ale liczę na więcej. I mam nadzieję, że się nie zawiodę!
Po przeczytaniu prequela trylogii, nie mogłam doczekać się, aż sięgnę po Gildię Magów. Niestety, trochę się rozczarowałam. Chociaż autorka wykreowała ciekawy świat, niewiele się w nim dzieje. Przez połowę tomu ona (Sonea) ucieka, oni (Magowie) ją gonią. Fakt, całość napisana jest ciekawym językiem, jednak po kilkunastu stronach tej gonitwy między postaciami, można odczuć...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to