cytaty z książek autora "Jerzy Nowosielski"
Ortodoksje zawsze zajmowały się upiększaniem rzeczywistości metafizycznej, pragnąc uczynić ją taką, by była do zniesienia dla człowieka (s. 18).
Chrystusa nie da się zaanektować. Chrystus jest nie do przyswojenia, Chrystus objawi się nam w drugim swoim przyjściu. Natomiast wszelkie próby racjonalnego wniknięcia czy zgłębienia tajemnicy Chrystusa, a w tym tajemnicy dobra i zła, bo przecież i tajemnicy Modlitwy Pańskiej, to po prostu żałosne wysiłki rozwiązania tej zagadki, której nikt nie rozwiąże. Kościołowi wydaje się tylko, że przyswoił sobie Chrystusa, to Chrystus przyswaja sobie Kościół, kiedy i jak chce. Chrystusa nie można mieć na własność. A już szczególnie nie można Go mieć na własność ideologiczną bądź też dogmatyczną (s. 17).
Prawosławie bardzo lubi pytania bez odpowiedzi. Odwrotnie Kościół rzymskokatolicki. Lubi on odpowiadać na pytania, które zasadniczo powinny pozostać bez odpowiedzi (s. 17).
Przyszedł wreszcie moment, kiedy odzyskałem "wiarę". Nie była to ta sama wiara, którą odziedziczyłem po rodzicach. Raczej zupełnie inna. Poprzedzona pewnymi informacjami i doświadczeniami ze środowiska okultystów. Ale sam moment powtórnego "oświecenia" był chyba niezależny. Był to moment mojego powtórnego wejścia do Kościoła. Do Kościoła prawosławnego (s. 127).
I tu nagle przede mną pytanie. Co ja mam właściwie robić? Jak być w tym Kościele jako człowiek, jako malarz, jako tzw. artysta. A może "artysta" w ogóle nie może być w Kościele? I tu właśnie moje doświadczenie z ikoną pomogło (s. 127).
Jestem coraz mniej skłonny do wypowiedzi. Uogólniających wypowiedzi. Mam coraz mniej zaufania do "okrągłych" teorii. Do zaokrąglonych systemów. Od tych sposobów myślenia, z przewagą myślenia a priori, wolę opisy (s. 125).
Pesymizm historiozoficzny jest czymś naturalnym dla naszego położenia. Cała nasza rzeczywistość jest tak zbudowana, że nie dopuszcza historiozoficznego optymizmu. Optymizm możliwy jest tylko jako nadzieja eschatologiczna. A takiego optymizmu nie da się wytłumaczyć na poziomie dyskursywnym. Można go albo odrzucić, albo przyjąć na wiarę (s. 23).
- (...) Kościół jest instytucją starotestamentową.
- Ale krzewi Nowy Testament.
- To się tak tylko nazywa, proszę Pana. To jest ciągle Stary Testament.
- Tu już Pan mówi rzeczy bardzo kontrowersyjne...
- Nowy Testament nie może być instytucją. Kościół jest instytucją, a Nowy Testament nie może być instytucją. Nowy Testament to rzeczywistość zmartwychwstania, którą można przeżyć raz, dwa, trzy, pięć razy w życiu, w zupełnie wyjątkowych momentach swojego życia duchowego. Natomiast Kościół jako instytucja jest instytucją Starego Testamentu (s. 52).
Dla mnie Chrystus jest osobistą tajemnicą, którą przeżywam jako dramat. Bo Chrystus się zmienia. Chrystus nie został dany nam gotowy raz na całe życie. Jest wielkością doświadczaną w życiu i katastrofach duchowych każdego rozwijającego się człowieka. Chrystus po prostu towarzyszy rozwojowi duchowemu człowieka w jego wzlotach i upadkach, w jego olśnieniach i jego metamorfozach, w jego kenozis, wyniszczeniu i doprowadza go - wierzę w to - do momentu zmartwychwstania i pleromy zmartwychwstałej rzeczywistości. Dla mnie Chrystus nie jest nauczycielem, bo nauczycieli w Izraelu, i przed Chrystusem i po Chrystusie, było wielu i właściwie mówili tak samo wspaniałe rzeczy jak Chrystus. Chrystus jest dla mnie żywą tragedią wcielenia. Sprzeciwiam się pewnym wyobrażeniom Chrystusa w świadomości chrześcijan, ale nie tylko chrześcijan, jako Kogoś danego z góry, ukształtowanego. Dla mnie Chrystus wciąż się rodzi. To ewolucja, która w najbardziej kluczowych momentach przeradza się w rewolucję (s. 71).
- Jest Pan najdoskonalszym ekumenistą, jakiego znam.
- Dla mnie chrześcijaństwo, w moim wewnętrznym rozumieniu, jest jedno. Nie wierzę w podział chrześcijaństwa.
- Ale przecież obserwuje Pan ten podział na co dzień.
- Dostrzegam podział chrześcijaństwa jako zjawisko. Zjawisko, które obiektywnie istnieje, ale wewnętrznie w realność tego podziału nie wierzę (s. 179).