cytaty z książki "Drybling Hidegkutiego, czyli rozmowy z Hrabalem"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Nie traktuję się ulgowo, sam pogłębiam swoje poczucie winy, ja nawet, kiedy na świecie wydarzy się coś strasznego, odbieram to tak, jakbym to ja zrobił czy mnie by to zrobiono. Te potworne masakry, wszystko co się dzieje - to jestem ja. Tego nauczył mnie Schopenhauer, a jego nauczyła filozofia indyjska, to jesteś ty. Widzę, jak ludzie strzelają sobie w plecy, na wojnie, ci niewinni - i to jestem ja. I nawet ta kotka, ta zabita kotka - to ja. Kiedy widzę gdzieś przejechanego psa, to też jestem ja. To jest to głębokie współczucie.
Zawsze uważałem, że zwyczajni ludzie mają o wiele ciekawsze życie. Ludzie, którzy chowają króliki, ludzie, którzy sami uprawiają dla siebie ziemniaki, którzy chodzą zawsze do tej samej gospody i prowadzą całkiem zwyczajny tryb życia, mają z tego życia dużo więcej, niż intelektualiści. Dlatego, pisząc, występowałem zawsze przeciw poglądowi, jakoby intelektualista zajmował najwyższą pozycję w społeczeństwie. Dla mnie zawsze pierwszymi są ludzie z dołów, z najniższych szczebli drabiny społecznej, ci ludzie zawsze mówili mi o życiu znacznie więcej, niż intelektualiści. Intelektualista zazwyczaj tylko wie, że coś istnieje, podczas gdy zwyczajny człowiek naprawdę to przeżył, a dla mnie punktem wyjścia jest zawsze przeżycie.
Polacy lubią płakać, mają zresztą po temu powody, a jednocześnie są niebywale dumni. To właśnie jest interesujące u Polaków, że chociaż zawsze przegrywają, to jednak uważają się za zwycięzców, ponieważ przeklinają - i dlatego są wierzący - tego, kto ich pokonał; to Bóg musi się zemścić na nim za to, że przegrali wszystkie bitwy i wojny. Na tym polega piękno Chopina. Zresztą piękno to nie to słowo, to przecież padół łez. Chopin... Jak tylko zacznie grać, już chce się człowiekowi beczeć, i nawet te mazurki to coś takiego, że tańczy się przy nich mniej więcej tak, jak Nerudzie z tą śliczną panną, która skoczyła na chwilę do domu, bo umarła jej mamusia... (s.114).
[Szigeti]
- Zrobił pan dyplom z prawa.
[Hrabal]
- Wiele mnie kosztowało, żeby to wszystko zapomnieć.
s.123.
Zrozumiałem, że tragizm i komizm życia to bliźnięta, drogi biorące początek z tego samego miejsca, a surowy dramat na koniec wydobywa na jaw to samo, co trywialna groteska. (s.43-44).
Większość ludzi jest przekonana, że powinni robić coś całkiem innego niż to, czym się zajmują. Większość ludzi sądzi, że powinni być kimś innym, tylko nie wiedzą kim. (s.74).
[Szigeti] - Ale my mówimy o tym, czy ludzkie poznanie ma jakieś granice, czy też nie.
[Hrabal] - To są te dwie granice. Świat bohatera i świat mistyka.
[Sz] - A więc w sposób doskonały może poznać świat tylko ktoś, kto doświadczy łaski?
[H] - Ale nie może o tym opowiedzieć. A jeśli to zrobi, to słychać tylko bełkot, szum albo jedno zdanie, jak w zen. Z punktu widzenia racjonalisty - bzdury.
To jak teksty świętych czy błogosławionych. Pierwszy był Tertulian: Credo, quia absurdum est. "Wierzę, ponieważ to absurd". Takich zdań jest więcej. Na przykład Sokrates: "Wiem, że nic nie wiem". Można to rozumieć ironicznie, ale moim zdaniem do człowieka XX wieku to pasuje jak ulał.(...) Wszystkie religie mają swoje drogi łaski, to oczywiste, a cała reszta to racjonalizm, to 100+1 [gazeta popularnonaukowa w Czechach] - gadanina, która ani trochę nie przybliża nas do sedna sprawy. (s.119-120).
Te łzy, to wzruszenie, to pozornie pijackie wzruszenie... Jeśli szlachetność jest jakąś wartością, to przejawia się właśnie w tym, że człowieka może wzruszyć do łez zarówno krajobraz, jak i uczucie dla drugiej osoby, jak też świadomość, że los pokazał mu kciuk zwrócony do dołu. A mimo to wie, że nie płacze tylko nad sobą. Tak naprawdę płacze ze szczęścia, że został wyróżniony, że odkrył, iż istnieją wyższe cele i siły, które wiodą człowieka na zatracenie. Albo wprost przeciwnie - ku jakiemuś zwycięstwu, które przynajmniej ja uważam za klęskę. (s.115).
[Szigeti] Ta myśl Örkenyego mogła by zabrzmieć i z pańskich ust: "Naród dojrzewa dopiero wtedy, gdy nauczy się śmiać z siebie, i z tego, co kiedyś opłakiwał i czego się bał" (s.48).
Poeta musi być okrutny, jeśli chce coś osiągnąć; to nie jest kwestia zachcianek, tylko wymagań epoki. (s.126).
(...) żądza informacji - właściwie tak jest na całym świecie - jest czymś, co wcześniej było w zasięgu kilkuset ludzi. Dziś porusza miliony, a to za sprawą telewizji, radia, prasy specjalistycznej. Ale tę autentyczną informację, doznanie wykraczające poza immanencję, która transcenduje z tych informacji, twórcza jednostka może uzyskać tylko własnym wysiłkiem. Nie wystarczy tego wiedzieć, trzeba to samemu przeżyć, i dopiero wtedy można mówić o tym czymś, co istnieje od dziesięciu tysięcy lat... (s.111).
Nauczyłem się, że pisarz powinien być pokorny, żyć mniej więcej tak, jak żyją inni ludzie. Nie powinien mieć zbyt wielkich wymagań; przynajmniej przez jakiś czas, a jeśli to możliwe, przez całe życie powinien obywać się bez luksusu. (s.49).
Słowianie mają wielką skłonność do nieporządku, ale są tu u siebie, a że i ja jestem stąd, więc mi to nie przeszkadza. (s.71).
Moje zamiłowanie do nieporządku bierze się z tego, że z pochodzenia jestem Francuzem, Zawsze, gdy jestem w Paryżu, stwierdzam, że takiego bałaganu jeszcze nie widziałem, choć trzeba przyznać, że do rana wszystko jest już uprzątnięte, ale na peryferiach Pragi, gdzie mieszkam, jest dokładnie tak samo. (s.73).
- Do dwudziestego roku życia czytałem tylko dla rozrywki, najczęściej w łóżku, razem z kotami. Czym jest książka i wykształcenie, zaczęło do mnie docierać po dwudziestce. Wcześniej w sferze ducha byłem trupem, w szkole średniej dwa razy zimowałem, nie umiałem się uczyć. Zawsze myślami byłem gdzie indziej...
- Z czego pan oblał?
- No, ma się rozumieć, z czeskiego. Dopiero całkiem niedawno zrozumiałem, co to jest czas zaprzeszły.
Gdzie nie ma słońca, tam i ja nie zachodzę. Z wyjątkiem gospody.
Za moich czasów istniała forma tak zwanych zaręczyn. Dziewczęta były zaręczone raz, drugi i za trzecim razem wychodziły za maż. A dziś narzeczeństwem jest w gruncie rzeczy właśnie małżeństwo, dlatego ludzie żenią się i po trzy razy.
Na tym między innymi polega wartość literatury - literatura musi koić. Wielu pisarzy pisze niemal tylko po to, żeby nie popełnić samobójstwa, żeby nie czuć się podle, na dnie.
(s.16).
Lubię kobiety, które trzymają się swoich partnerów jak niektóre ptaki czy zwierzęta.
Występowałem zawsze przeciw poglądowi, jakoby intelektualista zajmował najwyższą pozycję w społeczeństwie. Dla mnie pierwszymi są ludzi z dołów, z najniższych szczebli hierarchii społecznej, ci ludzie mówili mi zawsze o życiu znacznie więcej niż intelektualiści. Intelektualista zazwyczaj tylko wie, że coś istnieje, podczas gdy zwyczajny człowiek naprawdę to przeżył, a dla mnie punktem wyjścia zawsze jest przeżycie.
Ponieważ nie mamy dostępu do morza, jest nam obce to poczucie ogromu, którego można zaznać, kiedy się na nie patrzy.
Czasem kiedy człowiek przypomni sobie, że skrzywdził jakąś młodą kobietę, po prostu miał ją gdzieś, rzucił ją, a ona potem pisała do niego i prosiła, prosiła i błagała, żeby mogła z nim być, a on nie chciał o tym słyszeć. To też jest w pewnym sensie psychiczne morderstwo.
(...) przypadek, drugie miano cudu.
(s.119).
- Zagrajmy dla relaksu w taką grę: co panu przychodzi na myśl, kiedy mówię - niepowodzenie?
- Ja.
- Jak to? Przecież jest pan uznanym pisarzem.
- Nie uważam się... Zawsze zostawałem z tyłu. Poza rzadkimi chwilami nie mam powodu, żeby uważać się za szczęściarza... Natomiast kocham niepowodzenia, kocham mieć kaca. Jeśli przychodzą mi do głowy jakieś wzniosłe myśli, to tylko na kacu albo zaraz po nim. A zatem kiedy jestem na dnie i spoglądam w górę.
Każdy Środkowoeuropejczyk chce zobaczyć morze, a gdy je zobaczy, jest tym wstrząśnięty. Tak więc my zamiast tego morza musieliśmy mieć morze informacji.
(s.14).
Od dzieciństwa przestaję również z kotami, ponieważ to takie łatwe: dostać się do kociej duszy, pozyskać je dla siebie, nawiązać z nimi taką przyjaźń jak z ludźmi. Wiem też, że koty na mnie liczą, od piętnastu lat mam je tam, w Kersku, a one cierpliwie czekają, aż przyjadę tylko i wyłącznie dla nich. Kiedy pada śnieg i kiedy długo pada deszcz, muszę do nich jechać, ponieważ to są moi przyjaciele, muszę dać im mleka i mięsa, ale one, kiedy przyjadę, nie chcą jeść, chcą, żebym je przez chwilę popieścił, czekają na ludzkie słowo. Dla mnie to przestawanie w kotami to symbol stosunku do natury jako takiej, uwielbiam każdą porę roku, ponieważ jestem zakochany w naturze, jestem nią brzemienny...
Ja zawsze na to cierpiałem, na głęboką melancholię (...). Ten nastrój to coś niezmiernie płodnego, bo wprawdzie jest się samemu, ale to jest taka euforyczna samotność, można nawet powiedzieć, że jest to stan pożądany i często wywoływany sztucznie, za pomocą alkoholu (...).
Nieraz coś się zaczyna dziać, objawia się panu jakaś myśl, której mógł się pan spodziewać, tylko będąc pogrążonym w melancholii. Coś, czego nie znajdzie pan w jakimś hopsasa, w radosnym nastroju.
Znajdzie pan to w ciszy, w głębinach melancholii.
Nie jestem pisarzem dla wszystkich, ale dla pewnej kategorii czytelników. Każdy pisarz ma takich swoich czytelników, z którymi go łączy wspólne wyobrażenie o tym, jak powinien wyglądać świat, jak powinien postępować człowiek i czego może on oczekiwać od społeczeństwa, co go cieszy, a co uważa za nieszczęście. (s.22-23).
Mam ten komfort, że zajmuję się wyłącznie sobą, swoimi problemami, a one są ogólnoludzkie i ja znajduje dla nich wspólny mianownik. (s.29).
Patrzę życiu w oczy tak samo, jak na piękną kobietę – oglądam się za nią dopiero, kiedy mnie minie, gdy się oddali.
W miejscach, gdzie krzyżują się różne świadomości i języki, powstaje zawsze wielka literatura.