cytaty z książek autora "Renata Lis"
(…) nie jesteśmy w stanie wyobrazić sobie takiego zła, którego sami nigdy nie doświadczyliśmy, albo którego nie doświadczyli nasi bliscy lub nasi przodkowie, i zawsze ratujemy się wtedy jakąś protezą z zasobu własnych wspomnień lub rodzinnych opowieści, która wydaje się być temu wielkiemu złu najbliższa. Właśnie dlatego wszystkie nasze porywy, aby w końcu całe to straszne środkowoeuropejskie doświadczenie wypowiedzieć „przed światem” – który w takich wypadkach zawsze oznacza świat zachodni – muszą spełznąć na niczym.
A co się raz wydarza - zwłaszcza jeśli wiąże się to z przekroczeniem granicy dopuszczalnego – to raz na zawsze otwiera sobie drzwi do kolejnych powrotów i eskalacji.
Moje pokolenie było przekarmiane pamięcią o wojnie jak gęsi na foie gras. Paradoksalnie, z naszych otłuszczonych martyrologią wątróbek ciągnie dzisiaj zyski wcale nie ten, kto nas tuczył.
Mam tu raczej na myśli jakościową różnicę, jaka zachodzi między tym dnem, na jakim można się było znaleźć we Francji, i dnem, na którym – niemal w tym samym czasie i w toku tej samej światowej wojny – można się było znaleźć na Wschodzie.
(...) w obecnych czasach pisarze rzadko bywają "celebrytami", a jeśli już, to raczej "gwiazdami" drugiej kategorii - po części dlatego, że ich marudne zajęcie stało się balastem, który przeszkadza w karierze mierzonej częstotliwością zaproszeń do telewizji śniadaniowej, po części dlatego, że dzisiaj piszą niemal wszyscy i w fakcie pisania publiczność nie znajduje już niczego niezwykłego. Za dużo jest książek, za dużo autorów, wszystkiego jest za dużo.
Na „łonie” każdej rodziny dokonuje się mord, którego nie widać, ale wszyscy żyją w jego cieniu. W każdej rodzinie mordowana jest czyjaś wrażliwość, osoba, ciało: kobiety, dziecka, mężczyzny.
Bo podróż autostradą ograbia nas ze wszystkich ludzkich odniesień - z czasu i przestrzeni, czystego powietrza, krajobrazu, otwartego nieba, doświadczenia gościnności, domowego posiłku, fizycznego utrudzenia, niespodziewanego deszczu, zmylenia drogi w lesie, zbójców, przypadkowego spotkania, opowieści przy ognisku - a zamiast tego wplata nas w system obcych odniesień, które są odniesieniami maszyny, wyznaczanymi przez kolejne punkty poboru paliwa i przemysłowej żywności.
Dom nie powinien być tym, czego spodziewają się po nas inni, tylko tym, czego my same potrzebujemy. Dom nie zawsze oznacza to samo, różni się od innych domów nie tylko stylem czy szczegółami aranżacji, ale też sposobem rozumienia jego istoty.
Jeżeli żyjesz zgodnie z tym, do czego dążysz, w zasadzie już odnosisz zwycięstwo.
Prawdziwe mieszkania i miasta nigdy nie są tak doskonałe, tak spójne, nowe i lśniące jak oddawane do użytku lokum, które urządził zawodowiec. Narastają powoli, stopniowo wypełniają się treścią, piętrzą się i kruszą, zużywają. Ewoluują
razem ze swoimi mieszkańcami. Mieszkania i miasta to z samej swojej istoty byty organiczne. Dlatego uważam, że bliższe życiu i lepsze do życia są wnętrza, które nie wyglądają zbyt profesjonalnie.
Nasz przyjaciel profesor Ryszard Przybylski uważał, że po przełomie zapoczątkowanym przez rewolucję Solidarności Moskwę w roli bezlitosnego dominanta zastąpiły banki, i miał je za jeszcze gorszą swołocz.
Od tamtej pory sprawy zaszły chyba za daleko - literatura już praktycznie nie istnieje poza przemysłem literackim, w części przez niego pożarta, w części zepchnięta w niebyt internetu.