cytaty z książki "Diane Arbus. Biografia"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Walczyła z powracającymi napadami bezsilności i beznadziejności, miewała ataki płaczu. Kiedy zdarzał się atak przygnębienia, zamykała się w sobie, odgradzała murem i godzinami potrafiła nie odzywać się do nikogo. Zły nastrój mijał, ale nawroty były cięższe, trudniejsze do zniesienia niż dawniej.
Kiedyś powiedziała: ,,Zdjęcie to sekret w sekrecie. Im więcej opowiada, tym mniej się wie".
...patrząc na obraz lub fotografię, myślała (jak wyznawała później): ,,To nie jest takie, jak jest... To fantastyczne, ale coś tu nie jest w porządku. Chodzi chyba o moje własne odczuwanie rzeczywistości. Coś budzi się we mnie z wielką mocą z zaprzeczenia - z okropnego i wspaniałego Nie. To jest całkiem osobiste odczucie - że naprawdę jest zupełnie inaczej".
Zwykle byłam przerażona" - mówiła. Lęk jednak pobudzał ją, pozwalał jej c z u ć. Pozwalał na moment wydobyć się z apatii i depresji. Ćwiczyła w sobie odwagę, której - jak uważała - nie zdołała nauczyć jej matka.
Diane przyznawała, że niebezpieczeństwo wprawia ją w uniesienie. Obsesyjnie poszukiwała przygód, niezwykłości, to była jej ucieczka przed nudą i depresją.
...poczuć się przenicowaną, zupełnie nagą, zmiażdżoną, zniszczoną i żyć nadal.
Wszystko wspaniałe, zapiera dech w piersiach. Czołgam się na brzuchu, jak w filmach. Może to brzmi dziwnie, ale odkryłam, że życie jest melodramatem.
,,fotografie Diane wprawiły mnie w osłupienie - karzeł w kostiumie klowna, telewizory, rozświetlone wejścia do kin, Dracula. Jej sposób widzenia, tematy i reporterski styl doskonale wpasowywały się w profi ,,Esquire" i w ogóle w atmosferę tamtego czasu. [Diane] zdzierała to, co jest powierzchnią, i docierała do sedna rzeczy. Zupełnie apokaliptyczna sprawa.
Harold Hayes
Kiedy jesteście zagubieni, odwróćcie wzrok od zdjęcia. Wyjrzyjcie przez okno. Bo w jakimś sensie rzeczywistość jest aktem fotografowania. Mogę wam opowiedzieć zdjęcie. Jednakowo operujemy słowem i obrazem. Wszystko jest otwarte.
Diane wierzyła, że aparaty ją chronią, są jej tarczą: dopóki ma je przy sobie, nie może się jej przytrafić nic złego. Powiedziała komuś, że boi się jedynie tego, co tkwi w niej samej. Nigdy tego, co przychodzi z zewnątrz. To, co na zewnątrz, tak naprawdę nie jest w stanie jej dotknąć.
Jej <
Sama Diane nigdy nie uważała się za rewolucjonistkę, a już na pewno nie za feministkę. Wobec kochanków grała rolę bezbronnej kobietki i jednocześnie chwaliła się swoimi podbojami.
,,Była delikatna, zabawna, rozbrajająco ciekawa wszystkiego i miała niezwykłą cechę: człowiek przy niej zaczynał poznawać siebie". Potrafiła wypytywać, co dręczy człowieka i w końcu ten ktoś zaczynał mówić, odkrywał się.
Fotografowany nie jest już sobą, lecz stara się nadal wyglądać tak, jak sam siebie wyobraża... Nie można wyjść z własnej skóry i wejść w kogoś innego, a o to właśnie chodzi w fotografii.
Fascynowały ją ludzkie losy. Cieszyła się, że ludzie się przed nią otwierają. Kiedy podnosiła aparat do oczu i naciskała spust, znikały wszelkie różnice, odgradzające ją od fotografowanych.
Dzielenie sekretów dawało poczucie więzi, stanowiło tak naprawdę istotę jej pracy. Kiedy coś jest sekretem, nabiera wartości. Sekretność uświęca skryte marzenia karła i żydowskiego olbrzyma.
Jak większość fotografów z wyobraźnią, Diane odczuwała ograniczenia medium: obraz nabierał znaczenia dopiero w połączeniu z historią człowieka, z jego sekretami.
Naprawdę wierzę, że są rzeczy, których nikt nigdy by nie zobaczył, gdybym ich nie sfotografowała.
Ludzie, powiedzmy turyści, którzy fotografują podziwiane widoki, wydają mi się przyjmować postawę defensywną wobec życia. Jakby usiłowali uśmiercić rzeczywistość, zamknąć ją sobie w ten sposób - jakby tylko dwuwymiarowa przeszłość miała realny (historyczny) byt". Dodaje, że ,,pierwszym podstawowym kłamstwem fotografii" jest zdanie: ,,Fotografia nigdy nie kłamie" albo inne: ,,Obraz wart jest tyle, co tysiąc słów". Fotografia, wytwór cywilizacji materialistycznej, oddaje tylko powierzchnię rzeczy ,,usytuowanych w przestrzeni i czasie" (Whitehead)... Język natomiast ciągle odsyła do tajemnic rzeczywistości, do niewidzialnego, będąc tworem raczej relacji niż rzeczy. Aparat - czy to w ręku reportera, czy naukowca, czy detektywa - żeruje na tajemnicy, chce wszystko e k s p o n o w a ć, w y j a w i a ć... Fotografia chce w i e d z i e ć. ,,Jeśli moja hipoteza jest słuszna, ta wiedza przez dialektyczną determinację musi być niewystarczająca: nie ma końca robieniu zdjęć (...) Wszystko staje się obiektem, niesatyfakcjonującym (...) traktowanym z pogardą, [skazanym] na zapomnienie, bo już, w dreszczu podniecenia, robimy następne zdjęcie".
Diane mówiła, że chce uprawiać seks z kim tylko się da, że szuka a u t e n t y c z n o ś c i, fizycznej, emocjonalnej, psychicznej, i że najszybsza, najczystsza do niej droga prowadzi przez pieprzenie. Nazywała te poszukiwania <
Próbowała co prawda zawierać znajomości, rozmawiać, ale stwierdzała: ,,nie sposób zrzucić własnej skóry i wejść w cudzą... czyjaś tragedia jest czymś innym niż twoją własną".
Często w aparacie nie było filmu, a mimo to naciskała spust: klik! Klik! Po przeczytaniu głośnego eseju Cartier-Bressona o fotografii zaczęła opowiadać Renee o ,,decydującym momencie", kiedy wszystko w cudowny sposób trafia na swoje miejsce. Mówiła o ćwiczeniu ,,oka umysłu" (dlatego zawsze nosiła ze sobą aparat), twierdziła, że nie postrzega ono całości obrazu, dopóki negatyw nie zostanie wywołany i zawieszony, by wyschnąć.
Zdjęcie było dla Diane zdarzeniem - mówił Marvin Israel w wywiadzie telewizyjnym. - Można powiedzieć, że rezultat, sam zapis, był mniej ważny niż przeżycie, zdarzenie. Każdemu zdarzeniu badawała ogromną wagę, każde relacjonowała potem w najdrobniejszych szczegółach. Nie potrafiła powiedzieć: <
Powiedziała mi, że chciałaby uchwycić samobójstwo na twarzach Marylin Monroe, Hemingwaya. <
,,Zło czy nie zło - jeśli nie będziesz fotografować tego, co przykuwa twoją uwagę, nie będziesz fotografować wcale" - odparła Model. Później powie: ,,Musiałam to z niej wyciągnąć - dotrzeć do najgłębszych lęków, które ją absorbowały i fascynowały, i które uważała za zło. Wycisnęłam to z niej".
Gdy już rozpoczęła wykład (Lisette Model), potrafiła być niezwykle elokwentna, często powtarzała swoje słynne maksymy: ,,Aparat jest narzędziem badawczym... Fotografujemy to, co znamy, i to, czego nie znamy... Kierując na coś aparat, stawiam pytanie, a zdjęcie bywa niekiedy odpowiedzią... Innymi słowy, nie usiłuję niczego dowieść, ja się uczę".
Wracała do swoich podstawowych tematów: fotografia rozszerzyła sposób widzenia, ale ciągle nie potrafimy zrozumieć jej oddziaływania; traktowania u zarania jak zabobon, dzisiaj stała się nałogiem. Jest ogromna różnica między tym, co widzi oko, a co widzi kamera - transformatowanie trzech wymiarów w dwa może wykreować obraz lub go zburzyć.
Mówiła o podstawowych decyzjach, jakie musi podjąć fotograf: wyborze aparatu, obiektywu i filtru, wyborze obiektu i uświadomieniu sobie swojego nastawienia do niego. Poświęcała wiele uwagi technice, ale powtarzała, że w ostatecznym rachunku należy o niej zapomnieć - fotografia to kreowanie obrazu.
Jednym z pierwszych ćwiczeń, jakie Diane miała do wykonania, było sfotografowanie czegoś, czego przedtem nigdy nie fotografowała. Kiedy indziej Model poleciła studentom sfotografować twarz tak, ,,by przypominała obraz Picassa". Zachęcała studentów do wędrówek po Nowym Jorku z aparatem bez filmu. ,,Nie naciskajcie spustu, póki nie poczujecie skurczu w dołku" - cytuje Berenice Abbott.
Godzinami opowiadała o znaczeniu światła w fotografii: światło jest wszędzie, w każdej barwie; światło ma ogromne znaczenie psychologiczne. Polecała studentom okrążać osobę fotografowaną z zapaloną lampą, by zobaczyli, jak to wpływa na grę cieni na twarzy: każda twarz jest inna i światło pada na każdą inaczej.
Mówiła także o relacji między fotografującym i fotografowanym - może być ona konfrontacją, rozmową, sytuacją naładowaną emocjami: konieczny jest ,,trzewiowy" kontakt, on przesądza o wiarygodności zdjęcia.
Byłam smutna... Coś zakłóciło spokój naszych ciał.
Okruchy czyichś historii, odpryski ludzkiego życia, oto co fotografowała - pisze Doon Arbus. - Kiedy opowiadała o tych spotkaniach (...) była jak opętana, powtarzała charakterystyczne zwroty, naśladowała akcent i zaśmiewała się sama z siebie.
Nic w jej życiu a nie w jej zdjęciach, ani też w jej śmierci, nie było przypadkowe - uważa Richard Avedon. - Wszystko było właściwie tylko jej, inaczej niewyobrażalne. Na tym polega geniusz.
Zapytana, czy świadomie odkształca fotografowaną rzeczywistość, odpowiedziała: ,,Samo fotografowanie jest poniekąd odkształcaniem... ale mnie to nie interesuje... człowiek musi myśleć o tym, czego sam chce i czego chce aparat... aparat to zimne narzędzie. Ja próbuję zrównywać wszystko... poezję, ironię, fantazję, to wszystko tam jest.
Nigdy nie osiągnęłam tego, co sobie pierwotnie zakładałam. Efekt był zawsze lepszy albo gorszy [od zamierzonego].
piękno samo w sobie jest aberracją, ciężarem, zagadką... jak dzieci, które nie wiedząc, co to skrupuły, przyciągają uwagę wszystkich wokół...
Czasem proponował, by każde nosiło przy sobie kawałek kartonu z prostokątnym otworem i przy pomocy takiej ,,kadrmachine" robiło zdjęcia ,,w głowie" tak długo, aż nauczy się widzenia fotograficznego. ,,To był niezwykły trening, mający na celu zniesienie granicy między potocznym i profesjonalnym spojrzeniem, przeistoczenie użytkownika aparatu fotograficznego w sam aparat" - pisał Owen Edwards.