cytaty z książki "Korzenie zła. Lily and the Moon. Tom 2"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Może okazać się, że niepotrzebnie się złościsz w czyjejś sprawie, zatruwając gniewem tylko siebie.
To od was zależy, co stanie się w przyszłości, czy będziecie sobie pomagać czy podkładać sobie kłody pod nogi. Nieważne, kim jesteście lub byliście, teraz jesteście jedną drużyną. Pamiętajcie o tym.
Zgadnij kto!
— Hmm, zimne dłonie… Komornik? — spytał Lavender,
drocząc się z nim.
— Bardzo śmieszne — żachnął się Abrin.
Wieczne starcia między Ogrodnikami i Trucicielami niszczą nie tylko miasto, ale też ich samych. Gdyby zapanował nowy, lepszy porządek, może byśmy tego uniknęli.
— Ktoś musiałby chyba wysadzić w powietrze cały Jorden — zaśmiał się Abrin.
Wiedział, że nigdy nie zapomni dnia, w którym odnalazł drogę do domu i na powrót zakochał się w nocnym niebie.
Osme odskoczył w stronę Abrina, lądując na nim i przyciskając go do podłoża.
— Sorry, ale mam już chłopaka — powiedział Abrin, uśmiechając się szelmowsko.
— Co!? — pisnął Osme, wytrącony z równowagi. W tym samym czasie poczuł, jak Abrin przewraca się, powalając go na ziemię. Ramiro założył mu dźwignię, blokując jego ruchy.
Czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz ze mną na zawsze?
— Co ty wyrabiasz!? — obruszył się Crocus, czując, jak zalewa go rumieniec.
— Patrzcie! — zawołał Lotus, pokazując im rozwijające się
płatki kolorowego kwiatu. Rozedrgana wcześniej roślina uspokoiła się, odwracając swoje liście w stronę stojących obok siebie chłopców.
— Ekstra! — ucieszył się Raizel, odwracając się do swojego chłopaka. — Widzisz? Nawet ona nam błogosławi.
Czasem chciałbym się z wami zamienić miejscami.
— Zwariowałeś? — zaśmiała się Juniper, pokazując mu
otarcia na swoich ramionach. — Dają nam niezły wycisk.
— Wiem, ale właśnie to w tym wszystkim lubiłem. Szczególnie zajęcia z Romashką.
— Pff! — Abrin zaśmiał się, prawie zachłysnął się przy tym
lemoniadą.
— Co jest? Nie wierzysz, że byłbym w stanie dać ci radę? —
żachnął się Lavender, zerkając na niego z ukosa. — Chodź
na solo! — dodał, dźgając go palcem.
— Jakie solo, właśnie kończę obiad — odparł Abrin,
wciąż się śmiejąc. — Chcesz, żebym wszystko zwrócił?
— W sumie, jeśli chcielibyście się zmierzyć… — zamyśliła się Juniper.
— Żadnych walk — mruknął Abrin, ocierając dłonie
o spodnie. — Koniec przerwy, muszę wracać do McCormacka.
Kurczę, nie mam popcornu — westchnął Briar.
— To arena walki, nie kino… — zbeształa go Nazrin.
— Dla nas to jedno i drugie — zauważyła Poppy, wchodząc
jej w słowo.
— Po czyjej ty jesteś stronie?
— A są jakieś strony?