cytaty z książki "Tylko żywi mogą umrzeć"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
- To nie tak, że ja mam bałagan... Poza tym istnieje duża szansa, że w razie włamania złodziej się o coś potknie, rozbije sobie łeb i umrze, oszczędzając policji wielogodzinnych poszukiwań.
Cały pokój wypełniliśmy płonącymi świecami. W powietrzu unosił się zapach jaśminu i drzewa sandałowego. Mogłabym powiedzieć, że atmosfera była wręcz romantyczna, gdyby nie cel, w jakim ją stworzono.
Mój puls pędził jak szalony. Z trudem łapałam kolejne wdechy powietrza. Kilkudniowy zarost drażnił podbródek, a smukłe palce wędrowały wzdłuż kręgosłupa, przyprawiając o przyjemne dreszcze, aż marzyłam już jedynie o tym, by zedrzeć z niego koszulę i przytulić się do nagiej skóry.
Obserwowałam nieznajomego przez dłuższą chwilę. Wyglądał na całkiem nieszkodliwego. Trochę jak niewinny chłopczyk, a nie groźny mężczyzna, w którego z pewnością się zamieni, gdy tylko oprzytomnieje. Miał równo przystrzyżone brązowe włosy, opadające lekko na czoło, kiedy tak siedział ze spuszczoną głową, z kolei jednodniowy zarost mogłabym nawet uznać za pociągający, gdybym nie podejrzewała, że zapewne nie zdążył się ogolić, bo tak mu było śpieszno, żeby spierniczyć mi wieczór.
Kaszlnęłam. Podłoga, na której siedziałam, była zimna. Przeszywał mnie chłód, jednakże nawet przez ułamek sekundy nie rozważałam położenia się do łóżka. Nie zamierzałam spać, kiedy on siedział zaledwie kilka kroków dalej.
Gdy wyczuwam w tłumie demoniczną energię, rozpoznaję swój cel po tym, że wygląda, jakby kroczył wśród cieni. Jest niewyraźny, jak gdyby spowijała go mgła.
Słuchałam go, jakbym brała udział w szkolnej lekcji historii. To, co mówił, brzmiało wręcz nieprawdopodobnie. Czy to możliwe, żeby rzeczywiście istniał od tylu lat?
Krążyłam po ulicach z nadzieją wypatrzenia jakiegoś demona. W okolicy znajdował się park oraz wiele obszarów zieleni, dlatego po kolei przeszukiwałam każdy z nich. Niestety z kiepskim rezultatem… Nic. Zero. Ani jednego marnego karalucha z Podziemi. Żadnej, nawet najmniejszej szumowiny!
Zerknęłam na jego twarz. Niespodziewanie nie zobaczyłam w nim demona. Sama nie wierzyłam, iż o tym pomyślałam, ale poczułam, że jesteśmy do siebie podobni. Ja – odrzucona przez własną rodzinę, on – tułający się przez wieki w poszukiwaniu ulgi i spokoju.
Obdarzyłam ją wymuszonym uśmiechem. Gdyby tydzień temu ktoś mi napomknął, że będę walczyć z duchami u swojego boku, zostawiłabym jego twarz w spokoju. Pozbawiłabym go całej głowy!
Odczekałam kilka sekund, po czym podążyłam za nim. Nie polowałam od przeszło dwóch tygodni. Odczuwałam ogromny brak adrenaliny oraz przyjemnego bólu mięśni, który przychodził zawsze po dobrej walce. Ta noc należała jednak do mnie. Uśmiechnęłam się szeroko i wzięłam głęboki wdech. Krew zawrzała już po raz trzeci, a cichy ryk wydobył się z gardła, pobudzając każdą komórkę w moim ciele.
Nadszedł czas na polowanie!
Nie zatrzymałam go. Nie zareagowałam. Nie powiedziałam kompletnie nic!
Nigdy przedtem nie doświadczyłam czegoś podobnego. Odniosłam wrażenie, jak gdyby ktoś oblał moje ciało wrzątkiem. Skóra płonęła niemal żywym ogniem. Nie mogłam się poruszyć. Obserwowałam tylko jego znikającą w ciemnościach sylwetkę. Zaklęłam. Nie było w nim niczego pociągającego! Tym bardziej nie umiałam zrozumieć, dlaczego go nie odepchnęłam? Czemu, do jasnej cholery, pozwoliłam, by robił mi takie rzeczy?! Czy to wciąż ja? A może mój demon próbował wyrwać się na powierzchnię?
Rozluźniłam napięte mięśnie i zerknęłam na niego ze smutkiem. Nie mogłam sobie wyobrazić, jak wiele musiał wycierpieć, aby znaleźć się tutaj. Nie zasłużył na miejsce w Piekle, jednak tam trafił. Pragnął wolności, lecz nie mógł jej mieć, gdyż oznaczałoby to zrujnowanie całego świata. Chciał uciec, by przetrwać na własnych warunkach, ale przeszłość czyhała na niego za każdym zakrętem. Skąd brał na to siłę? Jakim cudem jeszcze nie zwariował? Nie poddał się?
Miałam już krzyknąć, żeby przestał się wydurniać, kiedy niespodziewanie w mój nos uderzył ostry smród siarki. Tak intensywny i nieludzki, jakby wokół nas znajdowało się przynajmniej z czterdzieści demonów, jednak gdy spojrzałam za siebie, zrozumiałam, w jak ogromnym byłam błędzie.
– Ożeż kurwa mać!
Zamarłam, ze zgrozą spoglądając przed siebie. Widziałam dwa ogromne, puste oczodoły, błyszczące barwą szkarłatu. Sącząca się z pyska gęsta piana kapała na ziemię, tworząc w niej drobne wgłębienia. Poczułam gorąco od płonącego żywym ogniem cielska; nogi ugięły się pode mną, gdy zauważyłam wystające nagie kości. Ogar wypuścił parę z nozdrzy i poruszył ogonem, a ja podskoczyłam z przerażeniem, kiedy ostry szpikulec roztrzaskał rosnące obok drzewo na pół.
Każdy jego ruch przybliżał mnie do zagubienia i oderwania od rzeczywistości. Sprawiał, że poza nami nie istniał świat. Jedyną realną rzecz stanowiliśmy wyłącznie my oraz nasze demony. Podniosłam się. Przylgnęłam do niego w chwili spełnienia, by móc zobaczyć bursztynowe spojrzenie. Działało na mnie jak narkotyk. Moja prywatna heroina. Odurzałam się nim i kompletnie uzależniałam. Byłam na kilianowym haju.
Nie potrafiłam powstrzymać głośnego odgłosu zadowolenia, kiedy poczułam na skórze upragniony dreszcz zwiastujący powrót demonicznej duszy do Podziemi. To było jak tysiące małych piórek, które wędrowały od stóp aż po sam czubek głowy, łaskocząc wszystkie zakończenia nerwowe. Cholernie uzależniające doznanie. Relaks lepszy niż masaż. Moje darmowe spa.
Usłyszałam przeszywający chrzęst łamanych kości. Całe pomieszczenie wypełnił mój rozpaczliwy jęk, kiedy obserwowałam, jak mężczyzna bezwładnie opadał na ziemię. Oczy traciły swój dawny blask. Stawały się puste i matowe. Martwe.
Taka mała rada na przyszłość: jeśli kiedykolwiek zadzwoni do was były facet, by poinformować o dziwacznej kradzieży starego krzyża - za cholerę nie idźcie tą drogą!
-Jesteś demonem o imieniu Deamon? - wydusiłam z trudem.
-Co w tym dziwnego? - mężczyzna ściągnął brwi.
- To tak, jakby nazwać psa Pieseł albo kota Koteł. - zaśmiałam się panicznie.
Uciekasz od problemów, zamiast je rozwiązywać. Nie da się po prostu psyrtknąć palcami i sprawić, żeby zniknęły.
Namiot przypominał pobojowisko. Coś spadało, coś leciało, coś trzaskało o ziemię. Gdzie nie stanęłam, potykałam się o kolejną ofiarę. Wymachiwałam demonicznym ostrzem, by przysporzyć im jak najwięcej strat.
Adrenalina w moim ciele sprawiła, że serce uderzało z taką mocą, jakbym właśnie ukończyła olimpiadę. Absolutnie nie było w tym niczego przyjemnego. Nie miało nic wspólnego z podnieceniem, jakie odczuwałam podczas polowania. Nienawidziłam niepewności oraz lęku, które ogarnęły teraz mój organizm. W momencie, w którym do moich uszu dotarł jęk i zawodzenie, nie wytrzymałam – musiałam stamtąd uciec.