cytaty z książki "Horyzont"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Zamykam komputer i staję przy oknie, marząc, żeby przyszło już jutro, choć wiem, że jutro nic nie zmieni — nadal będę tym samym człowiekiem, a za oknem nadal będzie ten sam widok.
W końcu uświadamiasz sobie główny powód, dla którego nie popełniasz samobójstwa: twoim rodzicom, twojej siostrze i kumplowi byłoby później bardzo przykro. Żyjesz dalej.
W Warszawie nie ma wschodów i zachodów słońca. Noc niezauważenie przechodzi w dzień, a dzień w noc, i raczej nikogo specjalnie to nie interesuje. Wszystko toczy się własnym, niezależnym rytmem – słońca po prostu nie ma, a zaraz potem jest, by wieczorem, ukryte za budynkami, z powrotem po cichu zniknąć.
I znowu mam wrażenie, że świat doskonale mógłby się obejść bez nas dwojga.
Kiedyś, jak każdy, marzyłem, żeby nie musieć nic robić. Gdybym spotkał tamtego dawnego siebie, poprosiłbym go, żeby marzył o czymś innym. Codziennie rano wstaje u brzegu olbrzymiego wolnego dnia z którym nie wiem, co zrobić.
Świadomość, że w każdej chwili mogę odebrać sobie życie, bardzo mnie uspokaja. Miło jest wiedzieć, że w razie czego wystarczy odrobina wysiłku i wypisujesz się z tej gry, w której masz jedno życie i w która grasz, czy tego chciałeś, czy nie.
Codziennie dom budził się wcześnie i zasypiał później niż ja. Nocami słychać było czasem jego skrzypiące w rytm uderzeń wiatru oddechy. Do pewnego momentu nie wyobrażałam sobie, że mogłabym mieszkać gdzie indziej – tak jak człowiek raczej nie wyobraża sobie, by mógł kiedyś przesiąść się w inne ciało – po śmierci mamy dużo się jednak zmieniło, dom również. Nie oddychał już tak równo jak kiedyś, zarastał bałaganem i ciszą.
Najpierw ciemność zaczyna wyglądać tak, jakby ktoś powoli dolewał do niej wody. Dzieje się to coraz szybciej, aż nagle wyblakła plama pęka pośrodku. Czerwona szczelina rozciąga się i rozszerza: horyzont jest jak kawał żelaza, w który ktoś tłucze młotem kowalskim. Z pęknięcia wylewa się płynny metal, formując płaski dysk, a potem półokrąg. Nagle wszystko staje się pomarańczowe: góry, piasek i ja. Jakby zabrakło innych kolorów.
Podobno twoim jedynym problemem jest to, że nie masz już żadnych problemów.
Cieknący kran, awantura w święta, płacząca mama i dziesięć kilogramów przybranych w miesiąc, do tego przeziębienie i trzy niezapłacone raty kredytu za samochód – to wszystko nie są problemy. Problem jest wtedy, gdy do ciebie strzelają. Nic więc nie robisz z cieknącym kranem, w święta urządzasz awanturę, tyjesz i przestajesz spłacać kredyt.
Robisz się coraz starszy, ale walka nie staje się łatwiejsza – czasem masz takie wrażenie, ale potem okazuje się, że to tylko wrażenie.
W końcu wpadam w jakiś dziwny stan, który odczuwałam wcześniej tylko raz, podczas długiej podróży samochodem ze znajomymi że studiów do Chorwacji: prowadziłam przez osiem godzin i po tych ośmiu godzinach było mi obojętne, ile zostało kilometrów, że bolą mnie plecy, że jestem głodna, nieświeża, wszystko to nie miało już znaczenia. Po prostu jechałam.
Rozmawiamy o huraganach, które przetoczyły się ostatnio przez nasze życia, i o śmietnisku, jakie po sobie zostawiły.
Jeśli czegoś chcę, to chcę naprawdę; jeśli coś postanowię, jest postanowione.
Może najciekawsze w nim jest właśnie to, ze nie mogę go wyczuć. Czasami mam wrażenie, jakby nieszczególnie mnie lubił. Innym razem wyglada na to, ze na całym świecie obchodzę go tylko ja. Zdarza się też że jest zupełnie nieobecny i nie zwraca na mnie uwagi. Nie wiem nawet czy mu się podobam.
Kuli się w swoim przepastnym bordowym swetrze i nagle robi mi się go strasznie żal – tego grubego człowieka, który próbował znaleźć w życiu to, co inni, i który być może nigdy nikomu się nie podobał, tylko przez chwilę mojej pijanej mamie, kochającej innego.
Mam wrażenie, jakby wrzuciła wreszcie niższy bieg i przestała nieustannie się przegrzewać. Mówi trochę wolniej, nie ucieka wzrokiem. Będzie mi bardzo trudno do reszty się w niej nie zakochać.
Kolejne nasze wersje wbiegają do kuchni, kręcą się przy stole i rozmawiają, a ja patrze na nie niewidzialna, utkwiona w przyszłości, której one dwie na szczęście nie znają. Wyobrażam sobie, że zamieniam się w którąś z tych dziewczynek, radośnie nieświadomych tego, co się wkrótce wydarzy, i nie zwracających na ciebie uwagi, bo ktoś taki jak mama zawsze był, to i zawsze będzie, Wyobrażam sobie, że stając się którąś z nch, zapobiegam wersji przyszłosci, w której obecnie jestem, i dorastam inna, by w wieku dwudziestu czterech lat nie czuć się wszędzie nie na miejscu.
Jakoś dziwnie szybko minęło sześć z wyznaczonych dziewięciu miesięcy. Miałem urodzić coś do końca września, a czułem, że nawet jeszcze nie zaszedłem w ciążę.
Stary odpowiedział wtedy, że chaos jest początkiem nowego świata.
Nie wiem,gdzie leżą szwy łączące prawdę z fikcją,ale po kilkudziesięciu stronach przestajesz szukać. Wydaje się, że nie o to w tym chodzi.
Tylko niech pani niczego nie odkłada na później, dobrze? Nigdy nie wiadomo, oni czekają na nas wszystkich, toteż mówię, coby pani nic nie odkładała, bo nie warto.
Mijam Wemka i głaszczę go po skrupie, choć wiem, że tego nie poczuje. Pod opuszkami wyczuwam twardą, pokrytą bruzdami powierzchnię. To nie jest żywe ciało, ale martwe też nie. Coś pomiędzy. Tak jak ja teraz.
Teraz, z perspektywy czasu i czterech tysięcy kilometrów, nie wiem, czy było w tym cokolwiek zabawnego, ale wówczas nie mialem w sobie nic oprócz śmiechu.
Zastygam nad blatem, czekam, aż kawa odrobinę ostygnie, w końcu biorę pierwszy łyk, ten z fusami, i czuję się coraz bardziej żywy.
- Zapraszasz mnie na randkę? - pyta, unosząc brwi.
Nie pomyślałem o tym w ten sposób. Więc mówię:
- Nie pomyślałem o tym w ten sposób.
Wstaje rano i nie myślę o tym, że odbębniam ten sam życiorys, który odbębnia właśnie połowa warszawiaków w moim wieku. Żadna to różnica, czy takie samo życie jak moje przeżywa równocześnie dziesięć czy może dziesięć milionów osób.
Przemykam przez kolejne dni, nie pozostawiając na nich wyraźnego śladu. Praca, powroty z pracy, atrapy rozmów prowadzone palcem po ekranie. Wyjście na kawę z dziewczynami że studiów, potem nalewka na ciepło w Pijanej Wiśni i ploteczki. Tramwaje, zakupy.