cytaty z książki "Blady król"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Nie wymieniając z imienia i nazwiska i nie podając szczegółów pozwalających na identyfikację konkretnych osób, powiedzmy tylko, że przeważająca w mojej rodzinie postawa dała się streścić w słowach: „Co takiego ostatnio dla mnie zrobiłeś?” albo może jeszcze lepiej: „Co takiego osiągnąłeś / zyskałeś / zdobyłeś ostatnio, co mogłoby w jakiś sposób (wyobrażony bądź nie) dobrze o nas świadczyć i co pozwoliłoby nam pławić się w odbitym świetle jakiegoś (prawdziwego bądź nie) osiągnięcia?”. Moja rodzina działała odrobinę jak przedsiębiorstwo komercyjne, kierujące się zasadą, że to, ile jesteście warci, określają wyłącznie wasze wyniki sprzedaży za ostatni kwartał.
(...) nuda w zawiłej formie jest w rzeczywistości skuteczniejszą tarczą niż tajność. Wielką wadą tajności bowiem jest to, że wzbudza zainteresowanie.
Prawdziwy heroizm to wy, sami, w zamkniętej przestrzeni roboczej. Prawdziwy heroizm to minuty, godziny, tygodnie, rok za rokiem spędzone na wprowadzaniu w życie zasad uczciwości i rzetelnej pieczy, po cichu, skrupulatnie, to zabiegi, których nikt nie widzi i których nikt nie oklaskuje. Tak wygląda ten świat.
Moim zasadniczym problemem, [...] jest ta mała urocza pułapka, którą na siebie zastawiłam, dzięki której nigdy nie będę musiała dorosnąć i będę mogła pozostać niedojrzała i w nieskończoność oczekiwać, że ktoś mnie uratuje, ponieważ nie będę w stanie się przekonać, że nikt nie może mnie ocalić, ponieważ zamknęłam sobie drogę do tego, o czym jestem tak przekonana, że tego potrzebuję i mi się należy, co pozwala mi zawsze czuć złość i żyć z przekonaniem, że tak naprawdę mój problem polega na tym, że inni nie widzą i nie kochają mnie prawdziwej, tak jakbym chciała, więc zawsze będę miała swój problem do noszenia, trzymania i głaskania i będę sobie wyobrażać, że to mój prawdziwy problem.
[...] jak mawiał mój ojciec, inni zrobią to, co będą chcieli zrobić, więc wszystko, co tak naprawdę możesz, to rozegrać karty, które dostałeś od życia, najlepiej, jak potrafisz.
Niedojrzały w takim sensie, że czeka albo chce, żeby ktoś w rodzaju takiego magicznego tatusia czy wybawcy zjawił się na jego drodze i dostrzegł go, i naprawdę poznał, i zrozumiał, i troszczył się tak, jak rodzice troszczą się o dziecko, i ocalił. Żeby cię ocalił przed tobą. [...] tak się objawia niedojrzałość u młodych kobiet i dziewcząt; u mężczyzn wygląda to trochę inaczej, ale tak naprawdę chodzi o to samo, czyli pragnienie, żeby ktoś odwrócił twoją uwagę od tego, co straciłeś, i ustawił cię, jak trzeba i uratował. [...] to zasadniczy problem każdego i powód, dla którego dziewczyny mają taką obsesję na punkcie urody i tego, czy zdołają się komuś spodobać i wzbudzić w nim wystarczająco dużo miłości, by ta osoba je uratowała.
Panowie, witajcie w prawdziwym świecie, tu nie ma żadnej publiczności. Nikogo, kto biłby brawo, podziwiał. Nikogo, kto by na was patrzył. Czy rozumiecie? Oto prawda: rzeczywisty heroizm nie otrzymuje owacji, nikomu nie dostarcza rozrywki. Nikt nie ustawia się w kolejce, żeby go zobaczyć. Nikogo nie obchodzi.
Nie, nie dostrzegacie, jaki w tym tkwi geniusz. Wszystko będzie się rozgrywać w świecie wizerunków. Będziemy mieli w polityce jakiś niewiarygodny konsensus, że musimy i z obowiązku przystawania do reszty, z martwego fluorescencyjnego świata biur i bilansów, z obowiązku noszenia krawatów i słuchania muzaku, ale korporacje zdołają przedstawić schematy konsumpcji jako sposób na wyzwolenie: używaj takiego kalkulatora, słuchaj takiej muzyki, noś takie buty, ponieważ wszyscy inni noszą konformistyczne buty. To będzie taka era niewiarygodnego dostatku i konformizmu, i demografii mas, w której wszelkie symbole i retoryka będą przywoływać obrazy rewolucji i kryzysu oraz śmiałych, spoglądających przed siebie jednostek, odważających się maszerować w takt własnego wewnętrznego werbla, sprzymierzywszy się z markami, które inwestują miliony w zbuntowany wizerunek. Taka zmasowana PR-owa kampania opiewająca indywidualność ugruntuje rentowność gigantycznych rynków ufundowanych na ludziach, których wrodzone przekonanie, że są jedyni, bezkonkurencyjni, że nie są stadni, będzie mile łechtane na każdym kroku.
Ponieważ niezależnie od instytucjonalnego powodu to jest robienie sobie krzywdy, robienie sobie na złość, co jest zachowaniem dziecinnym. To nieokazywanie sobie szacunku. Człowiek robi sobie na złość wyłącznie wtedy, kiedy w głębi duszy oczekuje, że ktoś przybiegnie go uratować, a to dziecinna fantazja.
I jakby tego było mało, także każdy, kto mnie znał albo chociaż wie o moim istnieniu, umrze; i jeszcze wszyscy, którzy znają tych ludzi i mogliby wedle wszelkiego prawdopodobieństwa kiedyś o mnie słyszeć, umrą, no i tak dalej, a nagrobki i pomniki, na które wydajemy pieniądze po to, żeby nie ulec zapomnieniu, przetrwają ile: sto? dwieście lat? po czym się rozsypią, a trawa i insekty, które będą odżywiać się moim rozkładem, zginą, i ich potomstwo, a jeżeli zostanę skremowany, drzewa nawiezione moim popiołem rozrzuconym na wietrze umrą albo zostaną ścięte i spróchnieją, i nim miną jakieś trzy czy cztery pokolenia, będzie tak, jakbym nigdy nie istniał, nie tylko przeminę, ale do tego będzie tak, jak gdyby mnie nigdy nie było, i ludzie w takim dwa tysiące sto czwartym czy kiedyś nie poświęcą więcej myśli Stuartowi A. Nicholsowi Juniorowi, niż wy czy ja poświęcamy Johnowi T.Smithowi, tysiąc siedemset dziewięćdziesiąt-tysiąc osiemset sześćdziesiąt cztery, pochodzącemu z Livingstone w Wirginii, czy innemu takiemu, Że wszystko płonie, powoli płynie, a my wszyscy jesteśmy o mniej niż milion oddechów od niepamięci bardziej totalnej, niż jesteśmy to sobie w stanie choćby spróbować wyobrazić, i właściwie chyba stąd się bierze ta maniakalna amerykańska obesja produkcji, produkujmy, produkujmy, wpływajmy na świat, przyczyniajmy się, kształtujmy - po to, żeby odwrócić uwagę od tego, że jesteśmy zupełnie nic nieznaczący i przemijalni.
Nie zdaje sobie sprawy, że u każdego zawsze jest coś nie tak. Często więcej niż tylko jedna rzecz. Nie wie, że wszyscy żyją z czymś, co jest nie tak, i myślą, że wykazują się wielką siłą woli i samokontrolą, żeby tylko ukryć to przed innymi ludźmi, z którymi - jak sądzą - nic nigdy nie jest nie tak. Ludzie tak już mają.
Mam na myśli głęboki strach jednostkowego amerykańskiego obywatela, ten sam pierwotny strach, który odczuwamy ja i ty i który odczuwa każdy, tyle że nikt o tym nie mówi, poza egzystencjalistami za pomocą zawiłej francuskiej prozy. Albo z wyjątkiem Pascala. Nasza małość, nasza znikomość i śmiertelność, twoja i moja, to, o czym staramy się przez cały czas nie myśleć wprost, że jesteśmy mali i zdani na łaskę wielkich sił, że czas ciągle upływa i że z każdym mijającym dniem tracimy kolejny dzień, który nigdy nie wróci, że skończyło się dzieciństwo, że nastoletniość za nami i prężna młodość, a wkrótce także dorosłość, że wszystko, na co patrzymy, rozkłada się i przemija, to wszystko przemija, i my tak samo, tak samo ja, a biorąc pod uwagę, jak szybko przeleciały mi pierwsze czterdzieści dwa lata, niedługo potrwa, nim ja też przeminę, że posłużę się słowem, które ktoś uznał kiedyś za oddające ten sens lepiej niż "umrzeć".
Ten akcent kładziony na indywidualność jednostek i na prawa, i uprawnienia jednostek, nie na ich obowiązki. Ale korporacje i marketing, i PR, i kreowanie pragnienia i potrzeb, który się karmi szaleńcza produkcja, to, w jaki sposób współczesna reklama i marketing uwodzą jednostkę, schlebiając wszystkim jej drobym urojeniom, za pomocą których odpychamy od siebie grozę osobistej znikomości i przemijalności, co pozwala się łudzić, że jednostka jest centrum wszechświata, tym, co najważniejsze; mam na myśli jednostkę, małego człowieka przed telewizorem czy słuchającego radia, czy przerzucającego strony kolorowego magazynu albo spoglądającego na billbord, czy robiącego coś z miliona innych rzeczy, za pośrednictwem których obcuje z wielką blagą Bursona-Marstellera czy Saachi & Saachi obliczoną na wmawianie mu, że to on jest drzewem, że w pierwszej kolejności jest odpowiedzialny za własne szczęście, że wszyscy inni są wielką abstrakcyjną szarą masą, od której odróżnianie się decyduje o jego życiu, o tym, że jest jednostką, o jego szczęściu.