cytaty z książki "The Seabird's Cry"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Posiadanie aktualnych informacji na temat położenia jedzenia jest dla ptaków najważniejsze. Kolonie zapewniają te informacje morskim ptakom, a ptaki lądowe zazwyczaj jej nie potrzebują. Wiedzą, gdzie jest jedzenie. Efekt jest oczywisty: 98 procent wszystkich ptaków morskich gniazduje w koloniach, podczas gdy to samo robi tylko 16 procent ptaków lądowych. Ptaki lądowe lepiej sobie radzą, broniąc indywidualnych terytoriów - nie da się obronić ławicy dobijaków dlatego samotne gniazdowanie na osobnych terytoriach jest dla nich rozsądniejsze.
Inne morskie ptaki, takie jak maskonury i mewy, mają z wiatrem odwrotną relację: im silniej wieje, tym trudniej im latać i tym więcej energii potrzebują, by zachować równowagę. Fulmar nie. On nie drży na całym ciele, kiedy wiatr zmienia się w wichurę, ale raczej dopiero wtedy w pełni ukazuje swoją zręczność i finezję. Staje się wirtuozem, chybkim i doskonałym, nie w swoim istnieniu, ale w pomysłowości, zdolności dostosowania ciała do świata.
Mieszkańcy St Kildy, dysponujący niewielką ilością mięsa i praktycznie żadnymi rybami, jedli ptaki, przede wszystkim fulmary - konsumowali ich ponad sto rocznie - a także młode głuptaki, maskonury i tony jajek. Ważna pozycja ptaków morskich w życiu mieszkańców archipelagu sprawiła, że od XVII wieku odwiedzający go podróżnicy bardzo szczegółowo opisywali relację między nimi a ludźmi.
Mocnopomarańczowy dziób, rozeta i nogi są dla maskonura kosztowne, ponieważ kolor jest wynikiem koncentracji dużej ilości pigmentów zwanych karotenoidami, których sporo jest w rybach. Dziób i nogi przyjmą satysfakcjonujący kolor, tylko pod warunkiem że ptak złowi ich wystarczająco dużo. Karotenoidy są jednak czymś więcej niż tylko kolorem: są też przeciwutleniaczami - regulują metabolizm i stymulują system odpornościowy zawierających go ryb i jedzących te ryby ptaków. Maskonury pełne karetonoidów są zdrowszymi i lepszymi kandydatami na reproduktorów od tych, którym nie udało się doprowadzić do odpowiedniej koncentracji barw. Ciało maskonura jest plakatem promującym jego zdrowie.
Gdy spojrzysz na fulmara w czasie wiatru pokrywającego powierzchnię morza białymi grzywami, który czyni niebezpieczną podróż tratwą i każe refować żagle, by zmniejszyć ryzyko przewrócenia się do góry dnem, zobaczysz, że to wtedy ptak czuje się jak w domu. Przy takim wietrze fulmary są stabilne, cieszą się pewnością i kontrolą nad wszystkimi żywiołami wokół siebie, są zadomowione w chwili, w której ich ciało splata się ze światem. Popatrz na nie w takie właśnie dni, kiedy wiatr pokonuje granice między rześkością a siłą, a zobaczysz je w całej ich istocie: jako biegaczy wiatru, tancerzy wiatru i duchy wiatru, ożywione ewolucyjną zdolnością współżycia z wiatrem, w nim i na nim, czerpiące jego energię, by budować swoją własną pierzastą, ruchomą, sięgającą oceanu potęgę.
Praca wykonywana w kolonii przez rodziców jest wyjątkowa. Pisklę [maskonura], w chwili wyklucia ważące niecałe 60 gramów, musi dostać mnóstwo tłuszczu i oleistych ryb, tak by w ciągu miesiąca osiągnęło ciężar 340 gramów, bo to jest konieczne, by wyruszyło w podróż odpowiednio wyposażone. Jeśli ryb jest mało, a rodzice muszą przelecieć setki kilometrów, żeby je znaleźć, koszt ogromnie wzrasta. Oboje rodzice podążają za tym celem niezmordowanie, każde nurkuje w ławicę od 600 do 1150 razy dziennie po tobiasze, szprotki i gromadniki¹6. Zazwyczaj nurkują dość płytko, nie głębiej niż na 15 metrów, po ryby, które w słońcu zapewne da się zobaczyć sponad powierzchni wody.
W sierpniu miliony innych młodych maskonurów wyruszają z kolonii. Niezwykle wysoki odsetek piskląt maskonura dożywa piątego roku życia: 75 procent w niektórych szkockich koloniach, w Maine i Norwegii nawet więcej. Zarówno ojcowie nurzyka, jak i wydrzyka dawno już zabrali pisklęta na morze, gdzie ich teraz szukają, maskonur ma jednak inną metodę. Pisklę zostaje w jamie znacznie dłużej niż młode innych gatunków w swoich gniazdach, a jako dużo większy, silniejszy i tłustszy ptak nocą sam wyrusza na żer, niechroniony przez rodziców, którzy zostają w kolonii długo po odlocie dziecka.
Mewy trójpalczaste znów postępowały strategicznie: z krótkich wypraw przynosiły jedzenie, które dawały pisklętom w gnieździe, i był to prawdopodobnie niskoenergetyczny plankton dostępny głównie lokalnie; długie wyprawy służyły znalezieniu pokarmu dla siebie samych, prawie na pewno z wysokoenergetycznych skupisk tłustych ryb. W ich działaniu nie było nic przypadkowego. Ptaki dzieliły swój czas i wysiłek na zróżnicowane połowy. Był to pierwszy dowód na to, że mewy trójpalczaste są zdolne do podejmowania elastycznych, inteligentnych decyzji, że umieją dopasować indywidualne zadania życiowe do różnych części morskiego pejzażu, rozumiejąc, że pisklęta potrzebują stałych, regularnych dostaw jedzenia i że własny bilans energetyczny wymaga większej ilości pożywienia niż to, które zapewniają lokalne wody wokół Middleton.
Problem sprowadza się do kwestii reprodukcyjnych. W 2008 roku tylko jedno na cztery gniazda na Wyspach Brytyjskich wydawało z siebie pisklę, które dorosło do opierzenia". W 1986 roku udawało się to każdemu gniazdu. Na Pacyfiku współczynnik sukcesu reprodukcyjnego spadał już od lat siedemdziesiątych. Rodzice nie byli w stanie znaleźć ryb, którymi mogliby nakarmić młode, a źródłem problemu mógł być długi czas lotu. Na Szetlandach w sezonie, kiedy prawie wszystkie mewy trójpalczaste żywiły się w promieniu pięciu kilometrów od kolonii, opierzyło się 81 procent młodych. W innych latach, kiedy żadne młode nie przetrwało, żerowiska znajdowały się w odległości nawet 80 kilometrów od kolonii.
Zostało już dowiedzione, że kiedy na powierzchni jest mało ryb, ptaki morskie mogą dłużej polować, pofrunąć dalej lub poszukać innych gatunków. Kiedy mewy trójpalczaste nie mają dostępu do ryb, mogą jeść plankton, czekać na odpadki z kutrów rybackich, a nawet szukać odpadków w wyciekach z przetwórni ryb. Kiedy jednak w gnieździe znajdzie się jajo lub pisklę, te sposoby mogą okazać się niedostępne. Dorosłe mewy muszą wrócić, by bronić gniazda albo wysiadywać jajo i karmić pisklaka. Badania przeprowadzone wśród wielu gatunków ptaków morskich jasno dowiodły, że póki dostępna jest jedna trzecia zwyczajowych łupów - póki ryby nie zmieniły położenia czy nie zostały złowione - wszystko jest w porządku. To bufor wbudowany w ich system przetrwania. Kłopoty zaczynają się, kiedy dostępna jest mniej niż jedna trzecia zaopatrzenia, którego ptaki się spodziewają. Proporcja ta jest punktem krytycznym, po jego przekroczeniu wykres przeżywalności gwałtownie spada. Mewy trójpalczaste z Hornøya żywią się głównie gromadnikami. Dopiero kiedy tych brakuje, decydują się na śledzie małe krewetki, a w latach, gdy są do tego zmuszone, najsłabiej się rozmnażają. W poprzedzających dekadach kolonia podlegała wyraźnym wahaniom: zdarzało się, że ponad połowa par wychowywała pisklę, czasami udawało się to tylko jednej na dziesięć.
Na dziesięć pojawiających się w tej książce gatunków ptaków populacja siedmiu spada co najmniej na części ich terenów. Komplikacje i zmiany są jednak nieodłączną częścią ich przyszłości. Populacja fulmarów na Pacyfiku wzrasta, a biorąc pod uwagę, że na półkuli północnej jest 20 milionów osobników, a ich południowych kuzynów wokół Antarktydy kolejne 4 miliony, możemy być pewni, że ptaki te jeszcze chwilę z nami pobędą. Są jednak niepokojące znaki: hiszpańskie statki rybackie łapią je na haki, toną w sieciach skrzelowych, które wiszą w morzu, zaprojektowane, by chwytać ryby za skrzela, ale równie skuteczne w chwytaniu ptaków, giną pod ciężkimi kablami za trawlerami, gdzie zbierają się, by karmić się odpadkami. W europejskich morzach liczba fulmarów spadła o 40 procent na przestrzeni ostatnich 30 lat. Skazane są na podobny spadek przez następnych 50 lat, być może będzie ich tyle co na Atlantyku przed wielkim boomem przemysłowego rybołówstwa. Niepokojąca droga ku wyjątkowości.
To samo dotyczy atlantyckich maskonurów, których jest dzisiaj około 11 milionów, ale znajdują się one w obliczu przerażających dla nich zmian klimatycznych i zanikania ich łupów. Ich populacja również spadnie o 80 procent w drugiej połowie tego stulecia i ptak ten będzie rzadkim widokiem na południe od wysuniętych najbardziej na północ szkockich wysp. Liczba maskonurów złotoczubych i pacyficznych, których jest na Pacyfiku około 5 milionów, również spada. Ich kuzyni, nurzyki i alki krzywonose, cierpią z powodu zmian oceanograficznych, które wpływają na maskonury, i chociaż ich liczba wciąż jest ogromna (około miliona alk, 18 milionów nurzyków i 22 miliony nurzyków polarnych), wyraźne są straty na Islandii - jednej z głównych baz życia alk - gdzie prawie połowa dużych kolonii zmniejszyła się o połowę w ciągu trzech czy czterech lat po 2005 roku.
Mewy siodłate utrzymują swoją pozycję, dwumilionowa populacja mew żółtonogich nawet rośnie, ale populacja mewy srebrzystej spadła o 30 procent na przestrzeni ostatnich czterdziestu lat, gdyż wiele osobników schwytano w sprzęt rybacki. Kormorany dobrze sobie radzą, głównie dzięki kolonizowaniu wód śródlądowych, populacja większości kormoranów czubatych jednak się zmniejsza. Nikt nie wie, jakie są w Europie prognozy dla miliona burzyków północnych. W Ameryce Północnej ich liczba maleje, podobnie zresztą jak populacja innych burzyków na całym świecie. Wyjątkiem jest na północnym Atlantyku głuptak - potężny generalista o szerokim zasięgu, który nie utkwił w żadnym ekologicznym ślepym zaułku, lecz potrafi latać na dalekie dystanse i polować na cokolwiek. Głuptaków jest coraz więcej - co najmniej 1,8 miliona ptaków panuje na zimnym, północnym oceanie nad miejscem, które Anglosasi nazywali gannet bath - łaźnią głuptaków.