cytaty z książek autora "Paweł Lisicki"
To nie metafizyk, nie człowiek przenikający głębokości ducha. Nawet nie mistrz logicznego, poprawnego wnioskowania. Jest natomiast Luter prawdziwym wirtuozem języka i geniuszem politycznym. Można więc powiedzieć, że to pierwszy nowożytny populista.
Najważniejsze pytanie, przed jakim stają dziś katolicy, brzmi: czy w ogóle istnieją jakaś niezmienna, zawsze ta sama miara, zawsze taka sama nauka Kościoła, taka sama modlitwa i obyczaje? Czy też mamy do czynienia z pozorną jednością, a doktryna katolicka, podobnie jak ideologie polityczne czy społeczne, może dowolnie ewoluować pod naciskiem okoliczności? Dokąd prowadzi nas reżim nowości w Kościele?
Życie to więzienie,w którym tkwimy bez szansy na amnestię.
Publikacja 95 tez była wehikułem propagandowym, za pomocą którego Luter chciał, co mu się zresztą udało, wprowadzić w obieg swoją naukę o usprawiedliwieniu. Uderzył w to, co budziło niechęć i wątpliwości Niemców, zdobył ich sympatię i poparcie, a następnie, kiedy już byli po jego stronie, sprzedał im w pakiecie nową religię.
Kościół to inaczej idący przez historię Chrystus. Tak jak Chrystus domagał się wiary i posłuszeństwa, tak i Kościół, w Jego imieniu. Tu tkwiło źródło autorytetu Kościoła, który z natury rzeczy musiał mieć charakter apodyktyczny, uniwersalny i bezwarunkowy. Zasadą systemu katolickiego była ścisła więź między prawdą i autorytetem. W sensie pozytywnym autorytet przejawiał się w tym, że pilnował, zachowywał, przekazywał i chronił Bożą prawdę, w sensie negatywnym w tym, że potępiał, bezpardonowo zwalczał, skutecznie gromił przeciwne jej błędy. Między innymi dlatego Kościół w historii był Kościołem walczącym. Żyć znaczyło ogłaszać z mocą dogmat i potępiać przeciwne mu błędy. Jeśli to potępienie miało być realne, a nie abstrakcyjne, musiało też wskazywać na ludzi, którzy te błędy przyjmowali i wyznawali.
To, co Bonhoeffer opisuje jako zwycięskie wtargnięcie ducha chrześcijaństwa w świat, było z każdym wiekiem bardziej widoczną kapitulacją. [...] Pięknie to "chrześcijanin dobrał się światu do skóry [za sprawą Lutra]", gubiąc przy tym zupełnie swoją chrześcijańskość. To raczej świat wciągnął w siebie chrześcijanina, oswoił go, pozbawił smaku i tożsamości, a następnie przemielił i wypluł.
Ratunek jest możliwy, dopóki czuje pan swoją nędzę. Inaczej będzie za późno. Zostanie pan wciągnięty przez grę księcia tego świata. Pogodzi się pan ostatecznie ze swoją obojętnością. Bez skruchy i pokuty człowiek wpada w łapy diabła...
Rozrzedzenie doktryny wiary musi pociągać za sobą rozrzedzenie doktryny etycznej. Spętanie zasady dogmatycznej - paraliż zasady moralnej. Rezygnacja - programowa, ostentacyjna - z tiary i władzy w imieniu Chrystusa nad światem - musi prowadzić do coraz szybszego rugowania Kościoła z przestrzeni świeckiej, a co za tym idzie, do jej ateizacji i zwyrodnienia.
Słuchacze mieli wrażenie, jakby ktoś chwycił ich za serce. Jakby ktoś wylał im na głowy kubeł zimnej, świeżej wody. Stali się czyści. Zostali usprawiedliwieni. Judasz ich wyzwolił. Pokazał im drogę. Nic nie było teraz straszne. Nic nie było niegodziwe. Nic nie obciążało i nie hamowało człowieka. Jesteśmy, jacy jesteśmy, i to jest dobre.