cytaty z książki "Toast za przodków"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Na Zachodzie czas jest zważony i odmierzony, posiekany na godziny, minuty, sekundy, na Wschodzie płynie jak rzeka. Na Zachodzie jest czymś autonomicznym, zewnętrznym i niezależnym od ludzkiej woli (choć można go zabijać lub toczyć z nim walkę), na Wschodzie - jest częścią natury.
Zachód utracił czas teraźniejszy. Wszystko, co zdarzyło się minutę temu, jest już przeszłością, starocią, a to, co wydarzy się za minutę, należy do przyszłości, pracowicie zagospodarowanej w terminarzach i agendach. Na Wschodzie całe życie to rozciągnięta teraźniejszość
Wypijmy za nasze trumny, zrobione ze stuletniego dębu, który posadzą nasze dzieci!
Kiedyś usłyszałem toast:- Dwóch kaukaskich zuchów,dżygitów,o coś się posprzeczało.Ponieważ nie mogli dojść do zgody, a nie chcieli rozlewu krwi,poszli do znanego ze swej mądrości i dobrych rad aksakała. Ten wysłuchał najpierw jednego i powiedział:"Masz rację!", a potem wysłuchał drugiego i też powiedział:"Masz rację!".Dżygici odeszli w przyjaźni i więcej się nie kłócili.Wypijmy za to, co nas łączy.To, co dzieli, jest zwykle mało ważne.
Gruziński stół to biesiada, przebiegająca według ustalonego porządku, to teatr, w którym każdy ma do odegrania swoją rolę, to rytuał. Duszą stołu, jego dyrygentem i wodzirejem jest tamada. To on wygłasza kolejne toasty, on udziela głosu biesiadnikom i nadaje ucztowaniu rytm. Jednoczy zgromadzonych i dba, żeby wszyscy dobrze się czuli. Można sobie wyobrazić stół bez tej czy innej potrawy, ale bez tamady stanie się zwyczajną kolacją, bankietem, towarzyskim spotkaniem.
Azerbejdżańskie przysłowie mówi:
Jeśli chcesz spokoju - bądź głuchy, ślepy i niemy.
- Pewnego razu orzeł porwał barana. Kiedy wzbijał się w przestworza, dostrzegł go myśliwy, który błyskawicznie złożył się do strzału. Ptak padł martwy na ziemię, natomiast baran poleciał dalej. Wypijmy za to, żeby nie zabijano u nas orłów i żeby barany zostały tam, gdzie ich miejsce!
Znajomy dziennikarz, który przyleciał z Wilna, (...) był zdziwiony, że działa lotnisko i jeżdżą samochody. Złapał taksówkę:
- Wojna u was? - zagadnął.
- Wojna - potwierdził kierowca.
- To co tu tak spokojnie?
- Jedźmy, pokażę.
Zatrzymali się gdzieś w śródmieściu:
- Na wojnę pójdzie pan prosto i na rondzie w prawo.
Wypijmy za naszego przyjaciela. Wszyscy go znamy, kochamy i szanujemy. Szanujemy, nie dlatego, że jest u nas sekretarzem. My też pełnimy odpowiedzialne funkcje. Nie dlatego, że ma willę, daczę i dom letniskowy w Batumi. My też nie mieszkamy pod mostem. Nie dlatego, że ma mercedesa, którego sprowadził na siostrzeńca. My też nie chodzimy piechotą. Nie dlatego wreszcie, że ma wspaniałą żonę - ukłony dla pani Manany, żyj nam, droga sto lat! - i jeszcze kochankę na boku. My też nie spędzamy nocy samotnie. Naszego Gogiego szanujemy za to, że jest prawdziwym komunistą!
Na Kaukazie prawda jest pojęciem rozciągliwym, plastycznym. Od prawdy prawdziwsze bywają legendy. To my, Europejczycy, łudzimy się, że można tę jedną jedyną prawdę poznać, dotknąć jej jak przedmiotu. Tutaj prawda jest czymś zindywidualizowanym, osobistym, intymnym.
Złoty wiek Gruzji nastał za rządów wielkich władców z dynastii Bagrationich: Dawida IV Agmaszenebeli (Budowniczego 1089-1125), jego syna Dymitra I, jego wnuka Jerzego III, a zwłaszcza prawnuczki, pięknej i mądrej królowej Tamar (1184-1213). Trwał niewiele ponad sto lat. Potem nastąpił upadek, z którego Gruzja się już nie podniosła. Opowieści o dawnej świetności kraju, o jego minionej chwale, odnoszą się do wydarzeń sprzed ośmiuset lat. Dopiero w dwudziestym wieku plony osiągną poziom z czasów królowej Tamar.
- Spytano mędrca, dlaczego nasi przyjaciele nieraz zmieniają się w nieprzyjaciół, ale nasi wrogowie pozostają wrogami. Odpowiedział, że łatwiej zburzyć dom, niż go zbudować, i łatwiej rozbić dzban, niż go skleić, i łatwiej wydać pieniądze, niż je zarobić. Wypijmy za to, byśmy zawsze umieli pokonywać trudności.
Giulnary nie zrażało, że miałaby wyjśd za kuzyna. Wiedziała, że w Europie to zakazane, ale w Azerbejdżanie zdarzało się dość często i miało swoje plusy:
-wiesz, z kim się wiążesz,
-znasz rodziców,
-pieniądze zostają w rodzinie.
Bywało, że młodzi mieli wspólnego dziadka, choć niektórzy mułłowie uważali, że to zbyt bliskie pokrewieństwo, i nie chcieli spisywać kontraktu ślubnego, kiabinu; wspólny pradziadek nie budził zastrzeżeń.
Kuzyn, nie kuzyn - ważne, jaki człowiek. Giulnara chciała, żeby był mądry i dobry i żeby się jej trochę podobał.
- Mówi się, że ludziom, którzy mają talent do pieniędzy, można wszystko zabrać, a oni za rok znów będą milionerami.
Stali tam detaliści, sprzedawali benzynę z kanistrów. Zamiast liczby oktanów, na kartonikach mieli wypisane nazwy: "Absolut", "Hit","Super". Jeden przygotował cały szyld: "Nietrefna: Przysięgam na mamusię!". Benzyna pochodziła z przemytu, chłopcy przywozili ją z Iranu. Jako celnik Aram łapał ich, jako taksówkarz korzystał z ich usług.
Powiedz w czym jesteście lepsi - dopytywał Ali - Wy, Europejczycy, Ludzie Zachodu? U nas na przykład nie ma domów dziecka ani domów starców. Dzieckiem i starcem zawsze zajmią się krewni, a gdy ich zabraknie sąsiedzi. Prawie nie mamy rozwodów, bo małżeństwa aranżują rodzice. Oni wiedzą, kto będzie dobra partią, i sprawdzili, jaką opinią cieszy się tamten dom.Wolność wyboru? A do czego ona prowadzi, jeśli u was połowa małżeństw rozpada się i dzieci rosną bez ojca, bez matki? Z resztą co to za wolny wybór, młody człowiek nie myśli głową. Tak, jesteście bogatsi, ale czy szczęśliwsi?
Uchodźca zawsze wierzy, że znalazł się w nowym miejscu przez pomyłkę, na chwilę, dopóki wszystko się nie uspokoi i nie wyjaśni. Żyje doraźnie, z dnia na dzień. Nie zapuszcza korzeni. Oszczędza siły na powrót i odbudowę prawdziwego życia tam, w utraconym edenie.
W pewnym momencie stołu musi paść toast za przodków. Za tych gigantów, którzy tworzyli naszą wielkość i którym nie dorastamy do pięt. Przodkowie zawsze są od nas lepsi, mądrzejsi, silniejsi. Oglądamy się na nich, by dodać sobie otuchy. Musimy o nich pamiętać, by wiedzieć, kim jesteśmy. Oni są jak fundament naszego domu. Dom można rozebrać i przebudować, sąsiedzi mogą odebrać nam strych i rozpanoszyć się w salonie, ale fundament pozostanie. Oni nas zobowiązują. Toast pije się za przodków w ogóle albo za przodków konkretnych: za świętą Nino, za króla Dawida Budowniczego, za królową Tamar.
(...)Najwyzszy podziw budzi szacunek dla starszych: rodziców,dziadków,przodków.Własnych i obcych.W ich obecności wstaje się,uważnie słucha tego, co mają do powiedzenia, stawia za wzór swoim dzieciom. Kaukaskie przysłowie mówi, ze tam, gdzie nie mądrych starców, nie ma też dobrej młodzieży (...)".
Bywa, że dwóch przyjaciół spotyka się na piwie. Nagle pojawia się trzeci, chodził z jednym z tamtych do podstawówki albo znają się z podwórka. Oczywiście, zostaje zaproszony, siada. Potem przychodzi sąsiad trzeciego i też dołącza do kompanii. Wkrótce obok piwa pojawiają się ser, zielenina, chaczapuri. Ktoś polewa wódkę. U barmana zamawia się dzban domowego wina - na zapleczu jest zapas na podobne okazje. Przysiada się sympatyczna para z sąsiedniego stolika. Pora wybrać tamadę. Oto z niczego zrodził się stół.
Wejście było bardzo niskie - jak w wielu świątyniach Wschodu. Ten, kto przestępuje próg, musi się pochylić. Skłonić głowę.
Juh (yug, yog) to nazwa staro-tureckiego rytuału pogrzebowego. Po pogrzebie, tłumaczył Ibrahimoglu, na świeżych jeszcze mogiłach, dawni Turcy z zapamiętaniem oddawali się porubstwu. Orgia przynosiła zwycięstwo nad śmiercią: na miejscu pozornego triumfu śmierci powstawało nowe życie.
-Czekamy na ciebie. Musisz wznieść toast. Toast powinien wznosić ten, kto jest głową rodziny.
Awtandyl:
-Dobrze. Wypijmy zatem za Stalina. Najpierw chcę jednak wypić za ludzi, którzy pamiętają Stalina, i za tych, którzy oddają mu cześć. Dzisiaj nawet w naszym kraju jest wielu takich, którzy zapomnieli, co dla nas zrobił, i nie szanują go jak należy.
Ten człowiek odwrócił cały porządek świata, a nas, Gruzinów, wyniósł na należny nam poziom. Modlę się, żeby jego dusza była w światłości i żeby ludzie zawsze go wspominali. Niech żyje Stalin i niech żyje nasz lud, który wydał Stalina!
Sonia:
-Amen.
Tutaj rządzą dwa prawa, mówił mi jeszcze Elczin: prawo siły i prawo pieniądza.
Konstytucja jest na eksport, dla Zachodu.
Na Wschodzie musi być jeden chan, sekretarz, prezydent, inaczej wszystko się rozłazi.
Siła Wschodu opiera się na rodzinie. Jeśli zostałeś kimś ważnym i nie zadbałeś o rodzinę, wezmą cię za wyrodka albo figuranta, który nic nie może. Tak czy owak źle.
Pod wpływem wschodniej tradycji bakszyszu i okazywania szacunku pieniędzmi i drogimi prezentami, banalna sowiecka korupcja przerodziła się w Azerbejdżanie w system, który objął wszystkie dziedziny życia.
- Wiesz, dlaczego ich prezydent, Koczarian, tak nas nienawidzi?
Bo jest nieślubnym synem Azerbejdżanina i teraz mści się na całym narodzie! - Arzuman powtórzył plotkę, która od jakiegoś czasu krążyła po Baku. Wierzył w nią bez zastrzeżeń.
Baku to raj dla mitomanów, najbardziej karkołomne teorie znajdują tutaj rzesze wyznawców.
Na Zachodzie dywan był długo przedmiotem zbytku, luksusem dostępnym dla nielicznych. Miał cieszyć oko, tworzyć nastrój, zaświadczać o wysokiej pozycji właściciela.
Na Wschodzie, w ojczyźnie dywanów, był to przede wszystkim mebel - najważniejszy, a czasem jedyny w domu. Pełnił funkcje łóżka, krzesła, stołu. Majętny rzemieślnik albo kupiec mógł sobie pozwolić na dywan droższy i lepszej jakości, ale zasiadał na nim i spał tak samo jak pasterz na płachcie wojłoku w szałasie.
Ormianie mieli Azerbejdżan za przybłędów, którzy rozgościli się w cudzym domu, założyli nie swoje ubrania i udawali gospodarzy; za pastuchów, którzy przywędrowali ledwie tysiąc lat temu, na Kaukazie to tyle, co splunięcie, a potem, zamiast pójść sobie dalej, z niewiadomych przyczyn zostali i na domiar złego dowodzą, że należy się im a to Karabach, a to Nachiczewan, a to nawet, o zgrozo, Zangezur, ze słynnym ormiańskim klasztorem Tatew.
W oczach Azerbejdżan Ormianie są chytrzy, podstępni i perfidni, zawsze lubili wykorzystywać innych, zwłaszcza sąsiadów, i żyć wygodnie na cudzy koszt; zawsze mieli lepsze układy w Moskwie.
Wiedza o tym, kto skąd pochodzi, ma dla Azerbejdżanina podstawowe znaczenie. Najważniejsze pytanie, jakie zadaje się tu nieznajomemu, to:
-Harałysan?, co znaczy dosłownie Skąd jesteś? a właściwie Skąd wywodzi się twój ród?
Odpowiedź decyduje, czy uznamy go za swojaka, czy za obcego, za ewentualnego sprzymierzeńca czy potencjalnego wroga.