cytaty z książki "Tequila"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Jak się coś robi, to trzeba to robić naprawdę, a nie ściemniać. Jak jarasz, to jaraj poważnie, a nie tam, wieczorkiem do winka.
Jestem już zmęczony, mam dość. Najchętniej bym się stąd w ogóle zerwał, nie wiem dokąd, zamknąłbym ten okres w swoim życiu, odciął to grubą kreską.
Czasami też się napiję, ale nawet nie za bardzo, bo uwalić to się można jak jest przyjemny klimat, ale jak jest syf, to szkoda zdrowia. Po co mieć kaczora po syfiastej imprezie? Jak już mieć, to po zajebistej zabawie.
Albo snobizm, albo stadna głupota. Obie rzeczy szeroko rozpowszechnione.
(...) trzeba zejść ze sceny albo na niej szybko odjechać. A większość chce na niej umierać powoli. Chcą się na scenie zestarzeć, zdziadzieć, zwapnieć, ogłuchnąć, oślepnąć, zesklerotyzować się, a potem powoli kitować, robiąc pod siebie i nie poznając ludzi.
Wszyscy kompletnie poświrowali z tymi burakofonami, gdzie się nie ruszyć stoją goście i dzwonią, wysyłają sobie esemesy, odbierają telefony, gdzie jesteś, no jadę do ciebie, zaraz będę, a Mariola będzie, dobrze, i zadzwoń do Stefana(...) I taka gadka bez przerwy. Wchodzisz na imprę i widzisz, jak pięć osób stoi w kółku, każdy ze swoim burakiem, zacięte miny i pstrykają w klawisze. To jet po prostu pojebane.
Inna, perfekcyjnie zrobiona na gotycko, czarne szmaty, totalny makijaż, usta na czarno, powolne ruchy, dołerskie miny. Siedzi i nic nie mówi, tylko pali, powoli wypuszcza dym, a ten się wolno unosi, ona patrzy an ten dym i milczy, na całym bekstejdżu głośno jak cholera, wszyscy coś gadają, krzyczą, a ta milczy, jakby nic nie słyszała. Dlaczego nic nie mówisz, pytam. Czymże są słowa, ona na to. Jak to czym, mówię, wszystkim, słuchaj, ja piszę teksty w tej kapeli, to wiem, czym są słowa. Ale ona milczy dalej, siedzi i pali, właściwie nawet nie wiem, skąd się wzięła na bekstejdżu. Czy ktoś ją tu przyprowadził, czy sama przyszła, bo nas lubi, czy tak po prostu włazi na bekstejdże po koncertach. Nie wygląda na głupią, chociaż każdy, kto milczy, wygląda na niegłupiego. W każdym razie lepiej, że nie pieprzy bez sensu, to mogłoby być przykre, najgorsze jest, jak fajna laska zaczyna bredzić. Dlaczego jesteś taka smutna, usiłuję dalej drążyć, bo panna ładna i może z tego być coś miłego. Smutek jest moją radością, mówi ona. Odpadam. Otwieram sobie następnego browca.
Bogaci ludzie nie rozmawiają o kasie. O szmalcu gadają ci, którzy go nie mają, a chcieliby mieć, albo mają tylko trochę, ale ciągle im brakuje, żeby naprawdę poczuć, że mają.
Gruby miał problem z żarciem. [...] Żarł wszystko. Śmieciożer. Śmieciowe żarcie jadł maksymalnie. Był po prostu total uzależniony. normalnie bez szamy nie mógł wyrobić. Może to mało popular być uzależnionym od żarcia, bo jak się luknie wkoło, to połowa uzależniona od koksu, druga połowa od amfy, a trzecia połowa od wódy.
Jeżeli każdy musi przeżyć jakiś koszmar, to ja właśnie przeżywam.
A złe wiadomości pojawiają się w nocy(...) Noc to czas złych wiadomości.
I trzeba się jakoś wyfasować, kupić jakieś chwasty i zainstalować w kościele.[...]Trzeba tylko frajerowi przybić pięć, pannę pocałować, a później czasami jest wesele i można się jeszcze nażreć i nachlać na maksa.
Największa idiotka w mieście, królowa kretynów, idolka debili, narzeczona buców!
Numer musi brzmieć dobrze, jakoś kręcić, żeby ruszyć publikę, muzyka to parowóz piosenki, a tekst to węgiel, bez węgla numer nie pójdzie.
Wesela, chrzciny, proszę bardzo, z przyjemnością, ale picie pod trupa to już jednak kaszana, trupom trzeba dać spokój.
Lepiej już słuchać takich smutasów, niż tych wszystkich kaszaniarzy grających dla dresów na darmowych festynach. (...) Większość na haju, odjechana, zaklejona, ujarana, uwalona, pokręcona. Wielka wspólnota świrusów. Wszyscy grają na tych festynach, bo tam jest kaska do wzięcia, sponsorka jest, firmy od szlugów i browca dają artystom pożyć. I nawalić się można, kiełbacha z grilla i ful alkoholu.
Taki biznes, każdy chce cię oszukać, nie ma czegoś takiego jak zawodowa uczciwość. Jak ci ktoś mówi, że jest zawodowcem, profesjonalistą, to możesz w ciemno obstawiać, że chce cię wychujać.
Problem — hamburger, większy problem — podwójny hamburger, ogromny problem — wielki potrójny hamburger z poczwórnym serem, popiątnym boczkiem, poszóstnym ketchupem, posiódmą musztardą i poósmym majonezem.
Noł fjuczer czy jednak fjuczer, lata mi to, może być świat, może go nie być, może być ten idiotyczny bend, a może nie być, granie to nie wszystko, właściwie nic nie jest wszystko.
Do dobrej impry trzeba mieć pałera. Dlatego rzadko są fajne sylwki. Zawsze jest drętwo do północy, chyba że się jacyś goście totalnie złoją albo jakaś elegancka panna zacznie się rozbierać na stole czy coś w tym stylu. Bo sylwek to jest ściema. Nikt nie ma ochoty na imprę, a trzeba imprezować, trzeba się wyjątkowo odpierdolić i o północy wszystkim, nie wiadomo z jakiej paki, składać życzenia. Jacyś kliencki, których nie znam, jakieś ich żony, i ze wszystkimi trzeba przybić pięć i zbratać się, bo jest północ. Nie lubię sylwków.
Być artystą to jest maksymalny zapierdol. Nie ma nic za frajer. Jeden procent talentu i 99 procent ciężkiej harówy. Zwłaszcza jak się jest artystą niezależnym i nie idzie na kompromisy, nie daje dupy w kolorowych pisemkach, nie robi z siebie głupa w telewizorni. Taki gość musi zapierdalać trzy razy więcej. Ale czuje się wolny. Artysta musi być wolny, bo inaczej nie jest artystą.
Po każdym koncercie jestem maksymalnie wyczerpany, bo po prostu wypruwam z siebie flaki, artystyczna autodestrukcja! Profesjonalnie biorę kasę, te sziksy wydają tu swoje pieniądze, nie mogę ich zawieść, nie muszę ich lubić, ale muszę być w stosunku do nich w porzo.
(...) ona zawsze ma doła, a jak nie ma, to go sobie od razu organizuje.
Przestawienie nie musi trwać, każde przedstawienie się kończy, najgorsze są te, które ciągną się w nieskończoność.
Bycie artystą to jest maksymalny zapierdol. Nie ma nic za frajer. Jeden procent talentu i 99 procent ciężkiej harówy.
...często jest tak, że bramkarze wpuszczają jakieś znajome sziksy, pewnie nie za darmo. Te to się tłoczą i kombinują, jak tu się do idoli dopchać. Zazwyczaj czym głupsze, tym bardziej się pchają. Więc te, które się dopchną, są najgłupsze. I w dodatku nie najładniejsze.
Czytam czasami ich recenzje - to słabe, tamto wtórne, to już było, a tamtego lepiej żeby nigdy nie było. Na wszystkim się, kurwa, znają, tylko sami nic nie potrafią, fajansiarze.