cytaty z książek autora "Joanna Kruszewska"
A ten tu facet, patrzył na nią z wyraźną przyjemnością, przyglądał się wręcz z zachwytem w oczach. Matylda boleśnie, po raz kolejny uświadomiła sobie, jak bardzo chciałby ten zachwyt zobaczyć w innych oczach, jak bardzo brakuje jej... nie,nie jakiegoś tam faceta. Tylko tego jednego,konkretnego.
Prawdę powiedziawszy nie znalazłem tu siebie.
Nie znalazłem celu.
Ani drogi do tego celu.
Coraz częściej zastanawiam się nad rzuceniem tego wszystkiego w diabły. Powiedz sama, po co komu ta cała gonitwa, czemu służy? Goniąc, nie mam do kogo otworzyć ust. Naokoło zupełnie obce twarze,przyzwyczajenia...
Wciąż jestem obcy
Wciąż bardziej obcy tu...niby wróg
-Matylda, uspokój się, dasz sobie radę.
-Wiem,że dam - wysunęła się zdecydowanie z objęć - wiem, że dam. Ale czasami pękam. Z jakiegoś głupiego żalu.
Matylda przewróciła się z boku na bok ze złością. I co z tego, że wyglądał bosko, pachniał tak samo i zachowywał się bez zarzutu? Znowu była zła na swoje ciało. Zareagowało bez udziału woli. Patrykowi brakowało jednej, najważniejszej rzeczy. Nie był tym, za którym tęskniła, który teraz powinien być obok i wzbudzać te wszystkie uczucia.
Ale go nie ma!
Człowiek instynktownie unika nieprzyjemności, wiesz, stara się omijać je szerokim łukiem.
Po co jej to? Nie ma tutaj z kim porozmawiać? W jakim celu on do niej pisze? Dlaczego ona odpisuje? Tysiąc pięćset pytań, na które brakowało racjonalnej odpowiedzi.
Westchnęła, a przed oczami mignęła jej twarz Pawła. Uśmiechnięta, pogodna, przyjazna. A jednocześnie już obca.
Z biegiem lat Justyna uzmysłowiła sobie, że nie dane jest jej stworzyć z kimkolwiek udany, trwały związek. O małżeństwie przestała już w ogóle marzyć. Nie dlatego, że była niezbyt urodziwa.
Albo niezbyt inteligentna. I jedno, i drugie pozostawało na optymalnym, akuratnym poziomie. Nie dlatego też, że stawiała mężczyznom napotkanym na swojej drodze zbyt wygórowane wymagania, skąd. Im dalej w lata, tym więcej tych wymagań skreślała z listy, obawiając się jednocześnie, że w końcu zostanie tylko z jednym. Jakikolwiek, byle był.
Na samym wierzchu leżało kilka kopert. Agata uśmiechnęła się pod nosem. Wtedy był czas pisania listów… Jak wiele mówiły kreślone litery, wiedziała ona i tysiące adresatów na całej kuli ziemskiej, którym dane było czytać papierowe wiadomości. W zapisanych maczkiem linijkach można było dopatrzeć się pośpiechu, wzruszenia lub tęsknoty, gdy gdzieś atrament rozmazała zbłąkana łza; wątpliwości w pisanych równo i z rozmysłem literach, krągłych jak znaki zapytania. Można było czytać słowa i pomiędzy słowami, wieloznacznie, z nadzieją, po swojemu interpretując wszystko, co zmieniło charakter pisma.
- Anna. - Przytulił ją. - Nie ma nic. Jest teraz. Tym chcę żyć, pozwól mi.
Z obawą, nieco wbrew sobie, ale pozwoliła. Bo jest dzisiaj, a jutro? A jeśli jutra nie będzie?
Tymczasem słowa, niby te same, układają się w zupełnie niezrozumiałe zdania, przeinaczają sens wypowiedzi, ustawiając się w odwrotnym szyku, zadają kłam, kwestionują. Zaczynają zasiewać wątpliwość, czy rzeczywiście to, co nam się wydaje, jest prawdą, czy tylko wyobrażeniem o niej.