cytaty z książki "Hawaikum. W poszukiwaniu istoty piękna"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Z porażek wynosi się gorycz, z klęsk można wynieść honor i naukę.
[Józef Tischner: Chochoł sarmackiej melancholii, s.19].
Melancholia jest rozpaczą, która nie zdążyła dojrzeć. Czas rozpaczy jest czasem bez jutra. Czas melancholii jest czasem degradującego się jutra.
[Józef Tischner: Chochoł sarmackiej melancholii, s.17].
Polacy do tej pory nie rozumieją, co się z nimi działo w latach II wojny światowej. Nie pojmują, że nie trzeba być czarnym i żyć w Afryce, żeby zostać potraktowanym jak podczłowiek w koloniach. Koloniach, które tak bardzo chcieli mieć.
[Ziemowit Szczerek: Polskie kolonie zamorskie, s.64].
Paradoksalnie mimo wszystkich różnic pomiędzy obiema wymienionymi postawami łączyła je ta sama tendencja do ulegania fantazjom oraz braku kontaktu z realiami, zaprawione piorunującym miksem megalomanii i głębokich kompleksów.
W rzeczywistości ani dawna Polska nie wyglądała tak wspaniale, jak chcieliby tradycjonaliści, ani nie była tak siermiężna, jak widzieli to światowcy. Gdyby wiedza była gruntowniejsza, a emocje bardziej stonowane, spojrzenie zyskałoby z pewnością na racjonalności Jak pokazuje historia odległa i bliska, trzeźwość osądu nie była i nie jest nadal naszą najmocniejszą stroną.
[Monika Kozień: Egzotyczny koktajl z domieszką swojskości, s.81-82].
Między aktem wiary a aktem niewiary istnieje stan pośredni: nie-niewiary. Akt wiary i akt niewiary są aktami pozytywnymi: jeden akceptuje, drugi neguje. Akt nie-niewiary nie neguje, ale także nie akceptuje. Jest negacją niewiary, ale jest też początkiem negacji - jakimś ledwo wyczuwalnym znakiem zapytania postawionym nad wiarą. (...) Afirmacja nadprzyrodzonego świata religii nie dokonuje się na zasadzie pozytywnego aktu wiary, lecz jest podtrzymywana przez utajony stan nie-niewiary. Tym, w co człowiek w ten sposób nie-nie wierzy, jest przede wszystkim sam Bóg. Korelatywnie do przeświadczenia o wyższości przypadku nad prawidłowością Bóg ten nie jest racją istniejącego w świecie porządku, rozumności, celowości czy wprzód ustanowionej harmonii, lecz najwyższym władcą rządzącym wszelkim realnym i możliwym Przypadkiem.
[Józef Tischner: Chochoł sarmackiej melancholii, s.21-22].
Trwamy w niczym, a fotografia gromadzi fragmenty wokół nicości. (S.Kracauer)
[Hubert Francuz: Miasto. Twarz. Masyw.; s.131].
Chochoł sarmackiej melancholii osiąga pełnię swej substancjalności, gdy w głębi człowieka dokona się egzystencjalny wybór, którym człowiek akceptuje melancholię jako "duszę dla siebie". (...) Z tą chwilą melancholia staje się czymś więcej niż chwilowym nastrojem, mianowicie stałym sposobem istnienia człowieka w świecie.
[Józef Tischner: Chochoł sarmackiej melancholii, s.19,20].
(...) fałszywie zdefiniowane opozycje tożsamościowe działają i dlatego są rzeczywiste; oczywiście w sensie kulturowym, bo w kulturze rzeczywiste jest to, co ludzie uznają za takie właśnie.
[Jan Sowa: Między Wschodem a Zachodem, s.28].
Państwa położone na tym terenie [Europa Środkowo-Wschodnia] cechują się znaczną różnorodnością społeczno-kulturową, jednak pewna wspólna właściwość zbliża je do siebie. Ma ona - podobnie jak ich peryferyjność - charakter względny i można nazwać ją syndromem niedorozwoju, niepełności, niesamoistności, niepełnego ukształtowania, podrzędności, czy wreszcie - idąc za intuicją Stanisława Brzozowskiego i Witolda Gombrowicza - niedojrzałości społeczno-kulturowej. Region ten zajmują społeczeństwa niepotrafiące określić swojego habitusu w sposób autonomiczny, bez oglądania się na Innego, który byłby dla nich punktem pozytywnej lub negatywnej idealizacji: "chcemy być jak Niemcy, Austriacy, Włosi, Francuzi, czyli Zachód" lub "nie jesteśmy jak Rosjanie, Ukraińcy, Turcy, Azjaci, czyli Wschód". To jasne, że tożsamość zawsze określa się w kategoriach relacyjnych, to znaczy wobec kogoś lub czegoś, niemniej szczególna sytuacja państw w tej części Europy polega na ich wiecznym uwięzieniu w logice doganiania-uciekania, która nie stosuje się do państw Europy Zachodniej.
[Jan Sowa: Między Wschodem a Zachodem, s.31-34].
- Miało być ładnie - krzyczy nasza przestrzeń. Jest to krzyk pełen rozpaczy. (...) Ten krzyk jest widoczny z daleka, z wielu kilometrów. Nic nie znaczy. On po prostu jest. Wybrzmiewa w bezkresie. Intencja, jaka za nim stoi, jest szczera, wynika z silnej potrzeby zaznaczenia swojej obecności. Problem pojawia się wtedy, gdy trzeba treść tego krzyku sformułować. W ruch idą łabędzie z opon, ogrodowe krasnale, gipsowe kolumnady, drewniane wiatraki i styropianowe fortece. Oto jest refren polskiej przestrzeni - przeraźliwy krzyk z importu.
[Filip Springer: Brakujące słowo, s.8-9].
Panowało przekonanie, że miarą porządności porządnego narodu jest skolonizowanie kogoś. Wszystko jedno w sumie, kogo. Kogoś. Okazać się na tyle cywilizowanymi, żeby swoją cywilizacją pobłogosławić jakiegoś biedaczynę, który jej nie zaznał. Nauczyć, dać lepsze życie. Dać światło, bo ten, który niesie światło, czuje się jak Bóg. A najlepiej to światło zanieść komuś w tropikach, wtedy do czucia się jak Bóg dochodzi jeszcze egzotyczna, seksowna przygoda.
[Ziemowit Szczerek: Polskie kolonie zamorskie, s.59].
Gdyby tak dało się policzyć wielkość piękna, jakie rośliny dawały przez ostatnie sto lat, zrobić jakiś wykres mierzący proporcje paździerza i betonu w stosunku do zieleni (w wersji minimum) lub efektowności na metr sześcienny (w wersji maksimum), moglibyśmy dojść do zaskakujących wniosków. Na przykład takich, że w niektórych momentach historii nie było niczego innego, co mogłoby z nimi konkurować. Palmom, dracenom ostatniego pocieszenia, jakkolwiek żałośnie by wyglądały, być może zawdzięczamy więcej, niż sobie uświadamiamy.
[Marta Miskowiec: Rośliny, s.98].
Najtrudniejsze do wyznaczenia i przez to najbardziej arbitralne są wschodnie granice Europy Środkowo-Wschodniej, gdzie region ten płynnie przeobraża się w Europę Wschodnią. Gdybyśmy mieli poszukiwać linii demarkacyjnej, mającej znaczenie zarówno w przeszłości, jak i obecnie, to byłby nią Dniepr: tereny położone na jego prawym brzegu należą do Europy Środkowo-Wschodniej, dzielą z nią wspólną historię, a ich specyfiką społeczną, kulturową i gospodarczą ukształtowały te same procesy i zjawiska. Po lewej stronie Dniepru zaczyna się już sfera wpływów Moskwy. To zasadnicza różnica. Jeśli tereny na wschód od Dniepru zasługują na miano peryferii czy terenów zależnych, to centrum grawitacji dla nich była Rosja - aż do wieku XX odrębna gospodarka-świat - a nie Europa Zachodnia. Na Europę Środkowo-Wschodnią składałby się więc obszar wyznaczony od północy przez Bałtyk, od zachodu przez Łabę i Litawę, od południa przez Dunaj i Morze Czarne, a od wschodu przesz Dniepr.
[Jan Sowa: Między Wschodem a Zachodem, s.31-34].
Węgierski historyk Jenő Szűcs wskazuje, że z wyjątkiem niewielkich różnic w Turyngii zachodnia granica sowieckiej strefy wpływów przebiegała w XX wieku dokładnie tam, gdzie w IX wieku znajdowała się granica imperium Karola Wielkiego, a 500 lat wcześniej granica wpływów Imperium Rzymskiego: na Łabie i na Litawie.
[Jan Sowa: Między Wschodem a Zachodem, s.31].
Nieprzyjmowanie do wiadomości realiów mozna uznać za naszą cechę narodową. Ciągle, jak dzieci, niezadowoleni z rzeczywistości, uciekający od domniemanych porażek, chętnie wkładamy czyjeś kostiumy oraz fantazjujemy o piękniejszych i lepszych światach. Pozostaje mieś nadzieję, że kiedyś masowo uporamy się z tym dokuczliwym automatyzmem i zdecydujemy się na przekroczenie progu dojrzałości oraz na podjęcie ryzykownej, ale jakże fascynującej przygody samodzielności.
[Monika Kozień: Egzotyczny koktajl z domieszką swojskości, s.88].
Nawet sam Le Corbusier nie marzył o tylu brutalnych domach o płaskich dachach, tak gwałtownie się rozprzestrzenionych po II wojnie w rolniczym kraju o dużych opadach śniegu i deszczu, a zatem o tradycyjnych dachach spadzistych w wielu odmianach. Nie marzył też tak śmiało o wielorodzinnych blokach mieszkalnych na wsi. W PRL je zrealizowano, stawiając bloki - już nie "feudalne" czworaki dla służby folwarcznej - jako przemysłowe postępowe formy mieszkania dla robotników PGR. (...) Cała reszta, po 1989 roku, jest już nie tyle milczeniem, ile krzykliwą konsekwencją tej egzotyki absurdu - budowania form nigdy nieznanych miejscowej architekturze i totalnie monotonnych w swej niestosowności i brzydocie.
[Marta A. Urbańska: Marysia i Burek na Cejlonie: wiejska architektura egzotyczna, s.41].
Melancholia rodzi się z konkretnej porażki, jednej lub wielu. Zanim jednak do porażki dojdzie, w świadomości człowieka utrzymuje się pewna generalna wizja świata i generalna wizja sytuacji człowieka w tym świecie, warunkująca określony sposób przeżywania porażki.
[Józef Tischner: Chochoł sarmackiej melancholii, s.14.].
(...) hodowcy papug w klatkach i palm przytelewizorowych stają się sobie równi i równie zabawni dla plemion, gdzie palmy oraz papugi żyją w naturze i są niepomiernie zdrowsze, weselsze a także dorodniejsze. [Marta Miskowiec: Rośliny, s.96].
Po tym, jak bardzo palmy obrodziły w polskim klimacie, można nieśmiało wnioskować i postawić nieco prowokacyjną tezę, że być może jesteśmy narodem skłonnym do cieszenia się życiem w stylu hawajskim. Sama anarchiczność dekoratorska, mimo wszystko dający się zauważyć spontan w ozdabianiu domów i reprezentacyjnych klombów przynajmniej nie robi z nas takich bezbarwnych gburów, za jakich zwykle jesteśmy uważani.
[Marta Miskowiec: Rośliny, s.98].