cytaty z książki "Wierni wrogowie"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Powodzenie. Przyjaźń. Miłość. Obowiązek.
Kawałki granitu, szeleszczące wzdłuż zbocza.
Na tym świecie nie ma nic solidnego. Nic wiecznego.
-Szel a co jest dla ciebie najważniejsze w mężczyźnie? - zapytał Weres niespodziewanie.
-Zapach- odpowiedziałam bez wahania, darując sobie żarty na temat wątroby i chrząstek.
-Jak to? -zdumiał się Mrok- Czyli zje ząbek czosnku i już nie jest w twoim guście?
-Czosnek to ja sama lubię- Mężnie zbadałam zawartość tacy i ograniczyłam się do wody i jabłek- Ale biorąc pod uwagę, że w ciemności wszyscy mężczyźni są tak samo szarzy jak koty, należy kierować się nie wyglądem a zapachem.
-To jak on powinien pachnieć?- Mrok ukradkiem powąchał się pod pachą i chyba zaczął rozumieć, dlaczego elfka dała mu kosza.
-Domem- mruknęłam marzycielsko, na chwilę zapominając gdzie jestem.- Miłością. Żeby po można było wsadzić nos, objąć i zasnąć... a nie biec ze wstrętem do miednicy z wodą.
Życie ma to do siebie, że śmieje się ze śmierci. Czasem gorzko, ironicznie, desperacko... ale niezmiennie szczerze. Bo wieczności nie przestraszysz chwilą.
To nie prawda, że od miłości do nienawiści jest tylko jeden krok. Istnieją znacznie bliższe rzeczy. Obojętność.Gorycz. Pustka.
-Sprawa wygląda znacznie gorzej...
-To znaczy?
-Ona jest kobietą - wyjaśnił czarownik grobowym głosem. - A tego nie uleczysz żadnym eliksirem .
-Szel! Szelena!
-Co?- Uniosłam głowę z roztargnieniem.
-Czy ty w najlepsze sobie śpisz?!- obruszył się smok.- A kto będzie pilnował?
-Sam sobie pilnuj - odgryzłam się.- Masz lepszy wzrok,a jeśli raczysz oderwać tyłek od siodła i zrobisz kółko nad polem to zgubisz trochę tłuszczyku z brzucha.
Mrok zadarł poły kurtki i z wyraźnym niepokojem przyjrzał się lekko wystającemu wałkowi nad rzemieniem.
-Gdzie ty tu widzisz tłuszczyk? To zapasy na zimę!
-Aha- przytaknęłam złośliwie- Tylko inni mężczyźni z nieznanego powodu trzymają je na zimnie w kadzi z solą,anie pod paskiem!
-Popatrz na siebie.-smok nie wpadł na lepszą odpowiedź. Wypięłam pierś i w zamyśleniu oceniłam widok. Na tym wszystkie pretensje się skończyły, smok zachmurzył się i obciągnął kurtkę, chowając kompromitujący brzuch. Weres i Rest chichotali, bo żaden z nich nie był zagrożony podobnymi żarcikami.
-A wy siedźcie cicho, porcje rosołowe!-odgryzł się smok.
Już przy wyjściu smok niepewnie dotknął mojego rękawa.
- Szeleno, posłuchaj...
-Hm?
-A paszteciki na pewno były... z Burkiem?
-Nie. Żartowałam.
Porozumiewawczo poklepałam go po ramieniu.
-Niby skąd ja mam wiedzieć, Burek, Reks czy Azor...? Psina zawsze zostaje psiną!
O świcie, który płynnie zmienił się w popołudnie, staliśmy się ofiarą starożytnej mądrości: nawet najlepsze wino wypite w dużych ilościach nad ranem zmienia się w okrutnego kaca. Tak więc Weres, który zapobiegawczo łyknął poprzedniego dnia jakiegoś eliksiru i obudzeniu zaczął od radosnego pytania co jest na śniadanie, omalże nie został pobity. Żeby było "weselej", obudziliśmy się w jednym pokoju- ja i mała w jednym łóżku, Rest i jego mistrz w drugim, na waleta, a na Mroka, walającego się po podłodze, nadepnęłam przy wstawaniu. Należy dodać, że nikt nie pamiętał jak znaleźliśmy się w jednej komnacie mojej i Virry, ponieważ docieraliśmy do łóżek nie zapalając światła i zygzakami, a co poniektórzy pełznąc. Ruganie ich nie miało sensu, na wygnanie było za późno, zwłaszcza że służąca uznała, iż taki właśnie był plan i przyniosła tutaj wszystkie miednice do mycia oraz tace z jedzeniem.
Kompletnie sobie nie wyobrażam dlaczego ludzie nazywają jazdę na nartach "zimową zabawą". Chociaż jeśli spojrzeć od drugiej strony, z boku to faktycznie wygląda zabawnie...
[...] A może i będzie z niego mag bojowy? Ostatecznie całkiem nieźle mu wychodziło uciekanie z takim wyrazem twarzy, jakby robił potworowi łaskę.
Oj tak, przez paskudnego wilkołaka musieli odwołać starożytną ludową imprezę „Płoń, do nieba płoń!”.
Wspaniała decyzja... ale losu nie oszukasz. Odroczysz, tak. Ale nie cofniesz. I kiedyś tak czy siak się zgłosi.
Możliwe, że jeszcze się spotkamy.
A nawet na pewno.
Przecież będzie chciał obejrzeć swojego wilczka.
Driada kaszlnęła i dudniącym pozagrobowym basem zaczęła:
-Czemu naruszacie mój spokój?!
-Teraz jeszcze rozłóż ręce i wyszczerz zęby- poradziłam z nieprzeniknionym wyrazem pyska.- Wypisz wymaluj będziesz wyglądać, jak strzyga z Orkrastu. Delirno, daruj sobie, tu są sami swoi. Jeszcze zdążysz się nacieszyć spokojem.
-Ty to potrafisz wszystko zepsuć- burknęła Władczyni Grodu z oburzeniem, zwyczajnie wychodząc sobie z kręgu i siadając wprost na ciele, czyli pniu.- Taką efektowną scenę zniweczyłaś!
- To weź go zjedz (...)- Patrz jaki jest miękki i soczysty, na pewno smaczniejszy od tamtego kudłaka.
Mag-praktyk to specjalista o szerokim profilu. - Czarownik uprzedził moje pytanie. -
Musimy zajmować się wszystkim co wpadnie w ręce, od leczenia żywych do podnoszenia zmarłych.
- Jeżeli zmarli po twoim leczeniu i nie zdążyli zapłacić?
Przyjaciel powinien być przyjacielem a wróg wrogiem, żebyś na pewno wiedział do kogo nie należy odwracać się plecami, a kto stanie za nimi kamiennym murem.
(...)więc siedzieli w domach, mając nadzieję, że świadkowie wzięli za
smoka dużą wronę. Zapewne ziejącą ogniem, o czym świadczył malowniczo wypalony krąg na
środku pustkowi.
- A wy to kto?!
Nie mogłam się powstrzymać, by nie wystąpić przed tak wdzięcznym słuchaczem.
- Dwie skromne akolitki z Zakonu Świętej Waliny Pokornej, która została zeżarta przez
smoka wprost na progu swojej celi, ale po roku i trzech dniach ukazała się siostrom, by donieść do nich boski znak. Dobrowolnie rezygnując z rzeczy doczesnych, spędziłyśmy pięć lat w murach klasztoru, modląc się i w miarę swoich sił pomagając cierpiącym, a teraz rozpoczęłyśmy pielgrzymkę po, rozumie pan, drogach, szukając każdej możliwości, by złożyć się w ofierze, bo na tym polega nasz uświęcony cel - dobrowolnie dać się pożreć smokom, bazyliszkom, krakenom i inszym gadom, z czyich żołądków udamy się wprost w niebiosa.- Modlitewnie złożyłam dłonie przed twarzą, wznosząc oczy w kierunku upragnionego miejsca pobytu.
Wydaje ci się, że chłopi z wrzaskami biegnący śladem smoka sławią go i życzą
smacznego? Zresztą, na brak dziewic to ty i teraz nie narzekasz!
Ale mimo wszystko przyszłam. Ponieważ tylko ludzie stawiają miłości warunki.
Niech mi ktoś powie, jaki jest sens łapania tego durnego szczeniaka za ramiona, by gwałtownie zasłonić go własnym ciałem przed rozcinającym powietrze grotem, skoro wrogowie na pewno mieli nie jedną strzałę, więc jak nie ta to następna…?
Ostatnim co poczułam, było zimno śniegu, powoli topniejącego pod moim policzkiem…
… Tam na wzgórzach porośniętych wrzosem …
- Szelena!
I drugi cieniutki głosik, desperacko:
- Szeeeel!
Przecież cię uprzedzałam, mała parszywko! Nazywam się …
Dźwięki docierały do mnie, jak przez leżącą na twarzy poduszkę. Z powietrzem był ten sam problem.
… nie ma ani czasu, ani bólu, ani wspomnień… Tylko delikatny szelest suchych wrzosowych kitek pod falami wiatru i ostry zapach wygrzanych w słońcu liści… czarodziejski, wciągający …
- Szel, otwórz oczy! Proszę, spójrz na mnie!
A żebyś zdechł. Jeszcze wtedy, w tamtym parowie.
… wyłącznie różowe, liliowe, fioletowe dale bez horyzontu, łaskoczące bose stopy… tylko złocisty połysk na zawsze wieczorowego nieba bez jednej chmurki, wchłaniający w siebie wszystko, przyjmujący każdego… Wystarczy jeden krok…
- Mrok, trzymaj jej głowę. Połknij, już! Zarrrraza…
- Weresie, starczy. Już jej niczym nie pomożesz.
- Zamknij się! Zaraz rozerwę jej zęby, a ty wlejesz!
- Szelena!
Wrzos zakołysał się w proteście i zapalił, ścianą ognia i gorąca zlewając się z niebem, które nagle pokryło się purpurowymi pasmami.
Ja zmieniam się w smoka, piękną, mądrą i majestatyczną istotę mityczną, a nie we włochatą przerośniętą psinę!
Mrok podjechał do nas od drugiej strony i krzyczał, żebym trzymała mocniej, a ja wysyłałam ich wszystkich po kolei do smoczej dupy, co dla Mroka było podwójnie obraźliwe.
- Czy ty ją naprawdę... znaczy się?
- Nie no... ja chyba tamtą...