cytaty z książek autora "Michał Wójcik"
Podłość nie miała narodowości. Zupełny przypadek rządził tym, na kogo się trafiło.
Nie wiem co to jest moralne zwycięstwo, ale wiem, że zginęło dwieście tysięcy ludzi, wiem, że miasto zostało zniszczone. Jeżeli to jest zwycięstwo, to nie potrafię odróżnić zwycięstwa od klęski i chyba trzeba zmienić znaczenie słów.
Zabicie człowieka w tych okolicznościach nie robi takiego wrażenia, jak sobie wyobrażacie. Zabiłem go, ale to było jak pstryknięcie palcami. Fraszka. To przykre, co mówię, ale tak jest. Mnie to absolutnie nic nie kosztowało. Trzeba było to zrobić (...) Nie lamentuje dziś z tego powodu. Zrobiłem swoje, moi koledzy również.
Sam spotkałem 1 sierpnia gdzieś po drodze moich kolegów ze szkoły, zupełnie bez broni. Pytam, gdzie ty idziesz, jeden z drugim? No idziemy tam i tam... A ty masz broń? Nie... No i poszedł taki na wojnę bez broni.
Nikt nie lubi zabijać, ale jest rozkaz i koniec. Nie było tu metafizycznych rozterek.
Na zło trzeba reagować i nie odpuszczać, nie przechodzić obok udając, że nic się nie stało, bo reagując możemy pobudzić do reakcji innych, zmusić ich do współpracy, do współczucia. W każdym razie wywołać jakąkolwiek reakcję zwrotną. Nieodpowiadając na zło przyzwyczajamy innych do apatii, dajemy innym sygnał, że brak reakcji jest w porządku.
Inna sprawa, że wyższe uczucia były dostępne tylko w sytuacji oswojenia. Gdy człowiek uświadomił sobie, że tu i teraz jest moje życie. Nie wiem, kiedy stąd wyjdę, ale póki żyję, to muszę tak żyć, jakby to była norma.
Gdy więzień przyjął to wiadomości i się z tym pogodził – otwierał się. Nie od razu… Musiało minąć sporo czasu. Gdy minął szok i zmieniły się warunki życia. U niektórych to były dwa, trzy tygodnie. U innych kilka miesięcy. A jeszcze inne kobiety nigdy się z tym nie pogodziły”.
Wiecie, że kamienica, w której generał Chruściel podpisał rozkaz rozpoczęcia powstania przetrwała? (...) Nad główną brama jest rzeźbiony orzeł, a nad bocznym wejściem są baranie łby. Moim zdaniem generałowie za często używali tego bocznego wejścia.
Kiedyś łamanie Konstytucji było uznawane za coś niemożliwego, niewyobrażalnego (...) Horyzont niemożliwego został tak przesunięty, że jawne świństwa uchodzą za normę.
To fakt, że nie jest dobre dla zdrowia zabijanie ludzi, gdy się ma dwadzieścia lat. Ale prawda jest również taka, że zabijanie jest niestety bardzo proste. To jest tragiczny aspekt tego wszystkiego: zabijanie bez wyrzutów sumienia.
- Nie miał pan ochoty ginąć za Polskę?
- A wiecie, że jakoś nie.
Wiele lat po wojnie miałem bardzo duże problemy z życiem bez adrenaliny. To zabijało mnie jak trucizna. Już kiedyś to powiedziałem: koń, który ścigał się w zawodach, a potem został zaprzężony do wozu, zawsze będzie odczuwał tęsknotę, jakiej nie znają konie, które całe życie ciągnęły wozy, a nawet piękne karety.
A moi przyjaciele pochodzenia niemieckiego: Strasburger, Mueller, Breitkopf - nigdy nie byli nazywani "polskimi Niemcami" albo "niemieckimi Polakami". (...) Pomyślcie: jeśli "żyd" odnosi się do wyznania, to powiedzieć o kimś "ochrzczony żyd" jest bez sensu. Nigdy nie słyszałem o "ochrzczonym muzułmaninie" czy "ochrzczonym buddyście", tak samo nie mówi się, ze ktoś jest pochodzenia "luterańskiego" czy "muzułmańskiego".
Aronson:
Kiedy powstało getto, Pasaż został po aryjskiej stronie. Całe szczęście, bo ten administrator, teraz niemiecki zarządca pożydowskich majątków, mógł nam dalej płacić. W jaki sposób on przekazywał nam te pieniądze, to ja nie wiem. Ale to szło do nas, pewnie nie wszystko, jakieś skrawki, bo nie bylibyśmy krezusami, ale coś kapało. To mnie zawsze ciekawiło, dlaczego ten Polak po zamknięciu getta dalej nam przekazywał pieniądze. Zgodnie z niemieckim prawem już się nam nie należały. Kiedyś to sobie wreszcie uświadomiłem: on się bał, że jeśli nie będzie płacił, to po wojnie moi rodzice najzwyczajniej w świecie go zwolnią. Wyrzucą go z pracy jako nieuczciwego człowieka. I jeszcze stanie przed sądem, za defraudacje, kradzież...
MW: A może był po prostu uczciwy.
Aronson:
Albo uczciwość, albo strach. Albo jedno i drugie. No tak. Możliwe, że to był dobry człowiek. Pieniądze dostawaliśmy i mieliśmy za co żyć.
Widziałem ich w akcji [policjantów gettowych]. Bili pałami, zaganiali. Ze strachu. Wy nie wiecie, co to jest strach. On odbiera rozum. Dobry robi się zły, a zły... Choć rzadziej... dobry.
- Skąd się wzięła taka mgła? (...)
- Nad tym miejscem zawsze będzie mgła - odpowiada ocalony z Treblinki.
Jak wygląda wolność?
Normalnie, brama się otwiera i wychodzimy.
Z małego zła zawsze rodzi się większe.
Generał Kopański opowiadał Ciechanowskiemu, że jego zdaniem Okulicki w ogóle nie nadawał się na wysłannika Londynu do Warszawy, bo to był kozak, narwany facet i do delikatnej misji politycznej się nie nadawał. Ciechanowski spytał Kopańskiego: dlaczego, skoro był szefem sztabu i uważał, że Okulicki się nie nadaje, nie postawił pan weta i nie posłał kogoś innego. Na to generał Kopański: a bo mnie nie pytali o zdanie. Dwieście tysięcy ludzi zginęło, bo pan Kopański się obraził, że go nie zapytano o ważną opinię.
A dziś władza chce wręcz cofnąć czas do stosunków sprzed powstania. Kobiety znowu do kuchni! Znowu mamy być kurami domowymi. Siedzieć na grzędzie i znosić jaja. Ja na to zgody nie daję. Bo ja i moje towarzyszki prawa obywatelskie wywalczyłyśmy wtedy dla wszystkich kobiet.
Bo wie pan, że własne spojrzenie może zdradzić. Nie da się ukryć nienawiści. Nie da się ukryć pogardy. Nienawiść wyziera z oczu. Lepiej nie patrzeć.
(o rekonstruktorach Powstania Warszawskiego) W ogóle granie powstania, udawanie wojny na ulicy, bieganie z karabinami na oczach publiczności, która zjada hamburgery to bzdura absolutna (...) co to ma za sens, przebieranie się... Jak mam się przebrać, to wolę od razu za Napoleona, a nie za jakiegoś pętaka z Kedywu, takiego jak ja.
Nie ma beznadziejnej walki. Beznadziejna jest tylko bierność.
Prawda jest taka, że tak jak my nie wiedziałyśmy, czym tak naprawdę był Ravensbrück, tak one nie wiedziały, czym był Auschwitz.
Pocieszam się, że nie tylko ja zbzikowałem. Na Wandę Kronenberg, Edith Müller, Wandę Jegroff, agentkę Werę lub Lidę (a miała jeszcze kilka innych wcieleń) zachorowało wiele osób, głównie facetów. Polacy, Rosjanie, Niemcy, Ukraińcy. Podobno jakiś Rumun. I chyba Anglik. Przeważnie mundurowi i konspiratorzy. Po polskiej stronie żołnierze i funkcjonariusze Podziemia. Po niemieckiej gestapowcy, esesmani i zwykli wehrmachtowcy. Arystokraci i inteligencja, ale także cwane kmiotki. No i całe mnóstwo zwykłych głupków".
Kiedy wszystko musi być czarno - białe, przestaje się myśleć i zastanawiać nad historią, ona służy kłamstwu i manipulacji, a prawdę obraca się w ten proch".
Aronson:
(...) On [ojciec] chyba uważał, że nie może nikogo narażać. Nie może zwrócić się do polskich znajomych o pomoc, bo to jest samolubne, to jest nieprzyzwoite.
MW: Nieprzyzwoite? Użył takiego określenia?
Aronson:
Nie, ja teraz używam. Ale on tak uważał, że proszenie o pomoc, stawianie kogoś w sytuacji proszonego, jest niestosowne. Bo to może grozić śmiercią. Nie chciał nikogo narażać. W ten sposób myślał. Takie miał skrupuły.
MW: Wolał umrzeć niż poprosić o pomoc?
Aronson:
Ja nie wiem, czy on wolał umrzeć. Co to za pytanie? Chciał żyć jak każdy. Ale prosić o pomoc, skoro udzielanie pomocy to zagrożenie, to nie. To jest nieuprzejme.
MW: Nie ma pan żalu o to, że [ojciec] nie zrobił wszystkiego, by was ratować?
Aronson:
Nie. Ja tak samo uważam. Narażanie kogoś obcego, żeby cię ratował, to jest świństwo. Jeśli ktoś był gotów ponieść taką ofiarę, wziąć na swoje barki takie wyzwanie, to sam powinien zaproponować pomoc. A nie być przymuszonym.
Piekło jest na ziemi, widziałam je, ja w nim byłam.
Najważniejszą sprawą jest, żeby czuwać i kiedy dzieje się coś złego natychmiast reagować.