cytaty z książek autora "Carter Coleman"
Wstaję i podchodzę do okna. Niczym bóg patrzę z wysokości na przechodniów przewijających się po chodnikach. Jedna na dwieście osób z tego tłumu cierpi na psychozę maniakalno-depresyjną. Ty, wymierzam palec w jedną z ludzkich mrówek. Piętnaście milionów takich od jednego morza do drugiego. Niektórzy dopiero zaczynają wylatywać w górę, miesiące dzielą ich od momentu, kiedy inni już spalają się w widowiskowych płomieniach. Niektórzy spadają swobodnie ku najbardziej posępnej z depresji. Inni, w kompletnej samotności, targają się na swoje życie. Jeszcze inni trzymają się mocno, uczepieni stabilności za pomocą litu, zoloftu i ścisłego przestrzegania zasad.
Piekielnie niewesoło kroczyć tak przez życie bez radości, odczuwać tylko żal i smutek.
Z ludźmi gada się całkiem łatwo. Zadajesz im tylko pytania na ich temat. Każdy lubi mówić o sobie. Potem tylko kiwasz głową i się uśmiechasz, a kiedy skończą, zadajesz następne pytanie.
Niewidzialne blizny. Koleiny w umyśle. Widziałem tyle obrzydliwości, zepsucia, zła. To wszystko stało się już częścią mnie. O mojej tożsamości stanowią przecież własne doświadczenia. Tak jest z każdym. Stanowimy zbiór doświadczeń.
Czuję się jak facet z "Krzyku" Muncha utrwalony w nieustającym skowycie, dopasowany do krajobrazu zgrozy.
Nick poczuł się, jakby spadał z wielkiej wysokości, wymachując rękoma, choć nie było się czego złapać.
Tymczasem recepcja [szpitala psychiatrycznego] zdążyła się napełnić przedstawicielami całego spektrum grup społeczno-ekonomicznych: znalazły się tu i małżeństwa ubrane tak, jakby wybierały się do kościoła, nieogolony mężczyzna w kombinezonie roboczym, a nawet brudny facet, całkiem możliwe, że bezdomny. Choroby psychiczne są bardzo demokratyczne.
Budzicie się o poranku ze śpiewem na ustach. Znów, po raz pierwszy od lat, patrzycie ufnie w przyszłość. Życie staje przed wami otworem niby kraina ze snów. I wtedy powinniście popędzić jak najszybciej do psychiatry ze słowami: Awaria, doktorku. Czuję się zbyt dobrze. Proszę dać mi coś, co mnie zdołuje, zanim stracę grunt pod nogami.
Honor. Phi. Jeszcze jedno słowo na określenie głupoty.