cytaty z książki "Brudnopis z życia"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
,,Lubię nocną porę...sprzyja to refleksji. W samotności można znaleźć ukojenie, spełnienie swym pragnień, ale i trosk. Samotna wędrówka przez życie, choć niebezpieczna, to jednak jest taka prosta i niewymagająca. Bo któż z ludzi mnie lepiej zrozumie, jak nie ja sam? Mam już dość tego wszystkiego, co mnie otacza. Chcę się zamknąć w swym świecie i z niego nie wychodzić... Pragnę stworzyć swój mały światek, wysepkę, na której Faust chciał zbudować utopijną krainę. Nuży mnie to ciągłe zabieganie o marność dnia, nuży mnie to wszystko, gdy wiem, że nie zostało mi być może zbyt wiele od życia. Sam. Tak, jestem sam. Nie mam komu powiedzieć o swych problemach, nie mam nikogo, z kim mógłbym tak po prostu po przebywać, zmarnować nasz cenny czas na chwilę śmiechu i radości. Czym jest to wszystko, gdy ja sam nie wiem, kim jestem. Człowiekiem? Każdy z nas nim jest.
... I dziwna nostalgia dziś gra wewnątrz mnie samego... Problemy to problemy, ale czy psychika może być aż tak słaba? Czy to wszystko to może być prawda, czy tylko chwilowy stan umysłu? Dlaczego cierpienie tak boli? I staram się doszukiwać sensu w najmniejszych rzeczach, w moich problemach wyjścia z opresji... Boże, dopomóż mi! - mój umysł skłania się ku Przedwiecznemu Stwórcy.
Czy w jednym człowieku: w artyście, może spajać się ze sobą fizyczna część życia, przyziemne pragnienia i potrzeby z duchowymi wartościami? Dlaczego człowiek to taka istota, która do życia potrzebuje jedzenia, snu... potoczności? Czy nie możemy wszyscy odżywiać się odami, sonetami, impresjonistycznym malarstwem, kontemplacją sztuki, przeżyciami czerpanymi z muzyki?
Ilu ludzi tu musiało kiedyś być, ilu chodziło tymi samymi ścieżkami, patrzyło na te same drzewa i podziwiało te same gwiazdy... Tyle dekad, wieków, a nawet tysięcy lat istnienia świata, a jest on tak prawie niezmienny. Tam, gdzie ta topola, mogła kiedyś leżeć kobieta umierająca na jakąś chorobę, wówczas gdy nie wiedziano czym jest medycyna. Tu, gdzie stoję, mogła być jakaś osada, ktoś tu mógł spędzać szczęśliwe chwile, podczas gdy ja wylewam tu me smutne łzy. Tyle istnień, tyle smutku i radości... A ja niewdzięczny nie potrafię iść za radą przodków, aby cieszyć się z każdej chwili, każdego uśmiechu, dobrego gestu... po prostu z życia... Nawet gdyby teraz coś mi się stało, jeśli padłbym na tę glebę i umarł, kogo to zainteresuje? Co jest w oczach ludzi wart mój żywot? Czy podobnych, a nawet jeszcze lepszych ludzi nie ma więcej na tym świecie? Świat i tak nie odczuje mego odejścia... Jestem tyle wart, ile mogłem dać innym ludziom, ile to oni przyjęli ode mnie, jaki trwam w ich wspomnieniach... Tylko że ja nie potrafię tak do kogoś podejść i pomóc. Nie umiem współczuć, pomagać, obdarowywać i chwalić. Słowo ,,miłość” to dla mnie tabu. Bliźni to po prostu ludzie żyjący tu obok. Czy można być człowiekiem i nie zachowywać się po ludzku? Czy można jeszcze być człowiekiem, a być z dala od ludzi? Czy ja jestem człowiekiem, skoro humanizm istnieje dla mnie tylko na piśmie, na papierku w książce, w poezji, w liryce. Czy ja mogę tak bluźnić i określać siebie człowiekiem żyjącym wśród ludzi, a nie będącym istotą ludzką?
Co za ironia – najmniej zawsze szanujemy tych, którym tyle zawdzięczamy. Tę prawdę niestety dopiero poznajemy po śmierci takich ludzi pogardzonych i odrzuconych(...)
Człowiecze, nie wiesz co cię czeka, więc żyj, jakbyś już żegnał się ze światem! Żyj!
Czy człowiek może być siłą destrukcyjną, a zarazem ożywczą istotą, która podtrzymuje ten świat w mechanizmach normalności? Już wiele razy myślałem o sensie ludzkiej egzystencji. Chcesz uciec stąd, nagle zniknąć, ale nie ma takiej opcji, życie nie jest snem, w którym wszystko może się zdarzyć, w którym to Ty masz władzę nad imaginacją i pragnieniami, w którym możesz wycofać się w chwili największego zwątpienia... czy można w ogóle przerwać sen? Przecież w świecie iluzji wydaje nam się, że to właśnie jest jawa, w przeciwnym wypadku jaki byłby sens snu?..
Nawet w tej chwili dochodzi gdzieś do katastrofy. Tylu ludzi jest na świecie, tyle istnień potrzebujących pomocy...i tyle samo różnych historii, które wypełniają ich troski i potrzebują wysłuchania. Tak niewiele potrzeba, żeby kogoś uszczęśliwić, uświadomić go o jego człowieczeństwie, ważności i roli w świecie. A jednak i moje życie jest krótkie i ulotne. Nie dałbym rady pomóc innym ludziom, nie okradając samego siebie z niezbędnego czasu. Nie pomagając innym okażę się egoistą zadufanym w sobie i zaangażowanym w swoje poglądy, idee i uwięzionym w barierach wykreowanego przez siebie świata.
Czy dalej uważasz, że człowiekiem jest być tak łatwo? Zastanów się, pomyśl, być może mnie zrozumiesz... Człowiekiem być trudno, ale to najpiękniejsza z istot żyjących. Nikt nie mówił Ci przy narodzinach, że będzie łatwo... Teraz już możesz iść dalej tą drogą, mój drogi wędrowcze... Nie żałuj świata, zacznij pracować nad sobą... - To ten napis znalazłem u siebie, jakby na jakimś głazie, przed wstępem do siebie. Nic to nie wnosi do życia? A i to wielce możliwe, a i z tym się liczę...
Sztuka, to słowo już dawno straciło swe znaczenie, gdy dopadło się do niego kilku awanturników z piórem i kajetem i gdy zaczęli eksperymentować z awangardą i tymi wszystkimi ruchami i kierunkami. Nie dobrze mi, gdy o tym myślę. Gdzie ta sztuka, która nakazuje ,,podnosić okruszynę chleba przez uszanowanie”? Gdzie to, co klasyczne, jasne, utwierdzone na mocnym fundamencie? Gdzie?... Sztuka, znowu o niej myślę. Nie potrafię zająć czymś innym głowy, tylko tą służebnica grafomanów i pyszałków... czy ja jestem chory na sztukę? Czy ja nie jestem bliski obłędu? Stefek – bohater bajroniczny. Stefek – Kordian na szczycie Mont Blanc. Stefek... idiota!... Sowa, wreszcie zaczynają swe łowy sowy. Natura, jak tu pięknie!...
Zadajesz sobie pytanie: Co ja dziś zrobiłem dla innych? Co ty człowiecze dałeś od siebie? Czy ten dzień Cię wyniósł pod niebiosa, czy zrównał z glebą, przyczynił się do twego upadku...Upadku, upadku... jak te słowa wybrzmiewają... upadku, upadku... jakaś wzniosłość od nich bije, jakiś kunszt, hiperbola, apostrofa: O, Upadku!... tak dostojne słowo, które oznacza zwykłe spotkanie z ziemią, z pospolitością, z końcem czegoś ważnego, ale lotnego... Dla mnie to koniec staczania się i początek marności, a dla umarłego trawa ponad ziemią to ten inny świat, który dla niego był tak cenny. I choć umarli przebywają ponad naszym światem, to zadaję sobie pytanie: czy można zapomnieć to, co ziemskie? Czy możliwe jest to, aby zapomnieć ten okres doczesności? Czy w obliczu Wieczności można wyprzeć się cząstki swego ziemskiego bytu, obecnego w historii ludzkiej wędrówki ku Niebu? Nie wiem, nie wiem... za dużo tych myśli... nie wiem!
Widzisz nagle w głowie czyjąś podobiznę, wspólne chwile i nie możesz się pogodzić z tym, że jej już nie ma, na ziemi już jej nie zobaczysz nigdy. Najgorzej, gdy zamykasz oczy i nie potrafisz sobie już wyobrazić tej postaci, jej oczu, włosów, ust. Tak, jakby nigdy nie istniała, nie chodziła po tym ziemskim padole. Z drugiej strony jednak: każdy kiedyś musi odejść, ale nie bój się o przyjaciół. Losu nie zatrzymasz w miejscu. Zacznij czerpać garściami z przyjaźni i wykorzystywać ją jak najlepiej, a wtedy będzie inaczej. Spojrzysz sobie w lustro i powiesz: Zrobiłem wszystko, co się dało! Ja jestem wygrany, już nic lepiej nie dało się zrobić. I wtedy wyciągniesz kieliszek, nalejesz czerwonego winka, spojrzysz w niebo i powiesz donośnie do zmarłego: twoje zdrowie, po czym sobie chlapniesz.
Zabawne jest to, że ludzie zawsze prawie wyglądają inaczej, niż my sobie ich wyobrażamy.
I zawsze mówimy: tak sobie ciebie właśnie wyobrażałem, a w głębi serca tkwi tęsknota za tym obrazkiem wyimaginowanym w swej głowie.
Życie jest jak mgła unosząca się nad nasiąkniętą deszczem glebą. Podnosi nas ciągle, ucieka i nie pyta się o zgodę na odejście. Człowiek musi pogodzić się z tym, że jest uzależniony od czasu, od marności świata i ulotności swego ziemskiego bytu. Czy jesteś w stanie człowiecze dać coś od siebie temu światu? Coś, czego on już nie ma...coś, co mu jest potrzebne, niezbędne do szczęścia...?
Kobiecie przyszła ze schyłkiem dnia taka myśl do głowy:
Nie zagłuszaj głosu sumienia, bo ci się nie uda... Lepiej pomóc i potem się nie martwić! Widzieć Boga w drugim człowieku – to dopiero cnota!
Usiadła więc i spisała swój pogląd. Powstał bardzo ładny wiersz. Bardzo ładny, ale nieszczery, sprzeczny z prywatnymi poglądami poety... ale przecież poeta nie musi mówić prawdy, może przecież pisać o tym, co ludzie chcą usłyszeć (a przynajmniej tak uważała elegancka pani, gdy zasiadła w domu nad starym brulionem z piórem w ręku. Myślała, ale sumienie i tak ją gryzło...).