cytaty z książki "Cienka czerwona linia"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Tylko mięczaki jedzą miód.
Prawdziwy mężczyzna, wsuwa pszczoły.
Nikt w gruncie rzeczy nie jest taki, jak udaje. Każdy wymyśla jakąś fikcyjną opowieść o sobie, a potem po prostu udaje przed wszystkimi, że jest właśnie taki.
Na tym świecie jednostka nie istnieje, a innego świata nie ma.
Wszystko jest kłamstwem. To, co słyszysz i widzisz. Nieprzebrane zasoby. Zjawiają się jedno za drugim. Jesteś w trumnie. Ruchomej trumnie.
If I never meet you
In this life
Let me feel the lack
A glance from your eyes
Then my life
Will be yours.
No, tutaj oddzielimy mężczyzn od chłopców, a owce od tryków.
John Bell zatrzymał się i zapatrzył, przeszyty nagłym objawieniem. A tym objawieniem, które wywołały dawne wspomnienia, i które musiał sobie uświadomić, było, że jego zgłoszenie się na ochotnika, wspięcie się do zagłębienia za pierwszym razem, a nawet uczestnictwo w nieudanym natarciu, wszystko to w jakiś sposób, którego nie potrafił całkowicie zrozumieć, było seksualne. (...) Czy tak samo mogło być z innymi? Czy to możliwe, że w gruncie rzeczy wszelka wojna jest... seksualna? Nie tylko w jakiejś psychologicznej teorii, ale faktycznie, rzeczywiście i emocjonalnie. Jakieś seksualne zboczenie, czy kompleks seksualnych zboczeń. To byłaby zabawna teza, do licha!
(...)im więcej nas ginie, nabierając doświadczenia, tym więcej musi zginąć korzystając z niego.
uznał, iż to wszystko nie ma w ogóle żadnego znaczenia.
W zestawieniu z faktem, że jutro o tej porze mógł bardzo łatwo nie żyć, to, czy okazał się dziś odważny, czy nie, było nieważne, bezprzedmiotowe. W zestawieniu z faktem, że jutro mógł nie żyć, wszystko było nieważne. Życie było nieważne. Nie ważne było, czy patrzał na jakieś drzewo, czy nie. Po prostu nie miało to znaczenia. Nie miało znaczenia dla tego drzewa, dla nikogo z oddziału, dla żadnego człowieka na całym świecie. Kto o to dbał? Nie było nieważne tylko dla niego samego, ale kiedy by zginął, kiedy przestałby istnieć, stałoby się nieważne także dla niego. Co więcej byłoby nieważne nie tylko wtedy, ale i przedtem, przez cały czas.
Była to myśl niejasna i dosyć trudna do uchwycenia. Zrozumienie jej wymykało mu się ciągle. Migotała zmieniając swój czas i formę. W momentach, kiedy ją rozumiał, budziła w nim uczucie wielkiej pustki.
Albowiem z jakiegoś zakamarka na najgłębszym dnie jego umysłu wypłynęła niezbita, bezsporna pewność, że jutro albo najwyżej w ciągu następnych paru dni będzie martwy.
To napełniało Fife'a tak ogromnym smutkiem, że w ogóle zapomniał o odprawie i po prostu ruszył sam w dżunglę, aby popatrzeć na te wszystkie rzeczy, które będą istniały nadal, kiedy on istnieć przestanie. Było ich wiele. Fife przypatrywał się im wszystkim. Pozostawały dziwnie nie zmienione przez te jego oględziny.
W gruncie rzeczy nie miało żadnego znaczenia, co zrobi ani czy będzie robił cokolwiek. Fife nie wierzył w Boga. Ani Go nie odrzucał. Po prostu był to problem, który nie miał do niego zastosowania. Dlatego nie mógł uwierzyć, że na tej wojnie walczył za Boga. I nie wierzył, że walczy za wolność, za demokrację czy za godność rodzaju ludzkiego. Kiedy to analizował, tak jak usiłował robić w tej chwili, znajdował tylko jedną przyczynę swego przybycia tutaj, a mianowicie - że wstydziłby się, gdyby ludzie uznali go za tchórza, wstydziłby się, gdyby wsadzono go do więzienia.
Czy naprawdę warto umrzeć, być niezywym jedynie po to, by udowodnić wszystkim, że nie jest się tchórzem?