cytaty z książki "Kolumbowie rocznik 20. Tom II: Śmierć po raz drugi"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
(...) z pogardliwą litością patrzy na przygiętego pod krzyżem Chrystusa : << Biedaku,
mądrzysz się, że umarłeś za ludzkość, my potrafimy umierać za jednego kumpla>>.(...)
"— A która jest teraz? — zainteresowała się godziną.
W odpowiedzi zablagował kwadrans. Ale ona była czujna. Za chwilę wyciągnęła rękę do jego zegarka. Schował dłoń za plecy, a następnie uderzył nagle wierzchem nadgarstka o marmurowy blat stolika. Szkiełko zegarka stuknęło.
— Co robisz?
— Niszczę czas...
Strach bywa różny, ale najgorszy jest strach przed wstydem.
-Mój Boże, pewnie, że cię nie kocham. Kobiety dostosowują się do mody. Nasze matki szukały kochanków czy tam mężów – dorzuciła, wzruszając ramionami na widok jego zgorszonej miny – którzy by mogli dać im pozycję… To się nazywało: „zabezpieczenie”. Ponieważ teraz „zabezpieczyć” może wyłącznie gestapowiec, a nie wszystkie jesteśmy… no, nie bój się, powiem: „kobietami lekkiego prowadzenia”, przeto przyszła moda na co innego. Mężczyzna musi teraz zapewniać ryzyko. Dużo, do pozazdroszczenia dużo ryzyka…
Wiosna wybuchła jakoś nagle, jakby miejskie drzewka w powszechnym przerażeniu zdały sobie sprawę, że nie wiadomo, czy dotrwają jutra, jakby zaczęły z dnia na dzień łapczywie żyć. Po lekturze katyńskich relacji podnosiłeś, człowieku, pełne trupiej mazi oczy i absurdalna, hałaśliwa zieleń aż bolała. Przerażający ludzki świat nie miał nad nią żadnej władzy.
- Kurwa mać, panie podchorąży! - mówi w bramie Jagiełło. Gdyby był wodzem naczelnym, byłaby to formuła nadania Virtuti.
Licząca dziś kilkunastu ludzi kompania prowadzona przez Andrzeja Morro z batalionu Zośka nosiła kryptonim Rudy na pamiątkę słynnego odbicia Rudego na Długiej. W ryzykownej akcji, opłaconej życiem wielu ludzi, odbito umierającego po torturach śledztwa. Za to, by mógł umrzeć wśród braci, inni zapłacili własną śmiercią, i nie sądzili, by cena była zbyt wysoka.
- Starówka! Starówka! Nie strzelać, "Radosław"!
Ogień powstańców urywa się. W bramie, na barykadzie, wśród swoich, jest Jerzy - żywy. Żyje. Ogień niemiecki maleje. Nagle ciężki strach dławi Jerzego. Zygmunt. W ogniu rakiet, pod daszkiem świetlnych pocisków czołga się na ulicy postać. Ślepy wraca. Zygmunt czołga się w stronę niemieckich stanowisk. Kiedy Jerzy puścił jego rękę? Czemu? Jak to się stało? Ślepy upadł, stracił orientację co do kierunku.
Z barykady krzyczą. Głos nie dochodzi przez detonacje i wybuchy. Jerzy wie, że będzie żył, że żyje, że nigdy nie wróci w tamta stronę, i nagle przez świst kul i głos wybuchów słyszy w pamięci śpieszny oddech. To brat towarzysz czeka na jego słowo z drugiej strony telefonicznego przewodu. Już nie pamięta, że to nie ten, że to pozostawiony teraz na Starówce Kolumb dyszał tak kiedyś w słuchawkę telefony, czekając na jego głos.
Jerzy jest na ulicy, biegnie, pada, czołga się.
- Tu! - krzyczy. - W tył! - powtarza, trzymając go już za ramię.
W aureoli świetlnych pocisków nad obandażowaną głową Zygmunt cofa się. Biegną teraz na czworakach obok siebie. Jerzy prowadzi go dotykiem ramienia.
- Kurwa mać, panie podchorąży! - mówi w bramie Jagiełło. Gdyby był wodzem naczelnym, byłaby to formuła nadania Virtuti.
Udowodnijcie nam, że dzisiejsza demokracja jest w istocie wolnością. I że można poruszać się, mówić i pisać bez obawy aresztowania, zaszczucia lub tylko usunięcia z posady - a tysiące mózgów przestaną trawić minioną przeszłość i rzucą swój wysiłek dla dobra tej, dla której, jak Polska długa i szeroka, grobami wyznaczyli szlak do wolności "stojąc z bronią u nogi".
Jak żyć, jak żyć, kiedy wszystko coraz bliżej śmierci...
Przerażający czas zmuszał ludzi do dziwniejszych jeszcze konspiracji niż ta prosta - przed gestapo. Legalizacja ze swoimi fabrykami lewych papierów była niczym w obliczu "lewych" przekonań, jakie narzucali sobie nieraz ludzie, byle znaleźć formułę siły i nadziei dla ginącego narodu.
W rubryce "nazwisko" jakaś dziwaczna plątanina liter. - Ba-bysto-my-macha... Teodor - sylabizuje zdumiony. - To ty. - Robert odwraca się od kierowcy. - Babystomymacha, powiadasz? Nawet nie patrzyłem, co piszę, taka mnie wesołość ogarnęła, kiedy dostałem tę kartę zwolnienia. Była sprzed tygodnia, ale znam się na tym... A nazwisko? Nie gniewaj się, synku, że dziwne: musiałem wstawiać literkę po literce na starym tekście. Tamtego nazwisko zaczynało się na S, to się świetnie nadawało na B, i tak jakoś poszło... Po prawdzie, to nawet nie znam twojego. No, przestań się tak gapić na tego Babystomymachę. Anglicy się i tak na polskich rodach nie znają, byle było im dziwne, to może być polskie...
Przecież ja po prostu mam dość. Ja już nie chcę ryzykować. Nie ma po co, uzmysłowił sobie wreszcie absolutne poczucie klęski, które rosło w nim od chwili opuszczenia Starówki.
Zarąbałem wczoraj faceta tą ręką, no, zarąbałem Ponurego, i co? Starczyło mi wyrzutów sumienia na parę godzin. Siedzę na stosie padliny i będę płakał, że zabiłem człowieka...