Policzone Miklós Bánffy 8,0
ocenił(a) na 1013 tyg. temu Pierwszy tom trylogii siedmiogrodzkiej to dzieło monumentalne, bogate rozmiarem (niemal 650 stronic w dużym formacie) i porywające, nie tylko fabułą. Zresztą, jakby fabułę „ociosać” z momentami drobiazgowych opisów obyczajów, strojów, architektury, przyrody, czy też autorskich „pochyleń” nad emocjonalnymi czy psychologicznymi motywacjami bohaterów to mocno by to powieść uszczupliło.
Czy to dobrze, że fabuła została tak "obudowana" tymi opisami, emocjami, motywacjami bohaterów? Kwestia zapatrywań, gustów czytelniczych. Dla mnie po wielokroć tak; to rodzaj powieści kompletnej, przynoszącej czytelniczą rozkosz na wielu poziomach, uwodzącej nie tylko akcją.
Rzecz dzieje się w latach 1904 – 05, w węgierskiej części naddunajskiej monarchii, w Siedmiogrodzie i w Budapeszcie. Autor snuje swoją fabułę w różnych rytmach – to przyspiesza, to zwalnia; pokazuje przywoływany świat w kontekście moralności epoki, w kontekście politycznym. Akcja osnuta jest wokół losów dwóch głównych bohaterów, spokrewnionych ze sobą. Wokół nich, wokół ich losów jest parada, takie trochę panoptikum postaci i zdarzeń. Autor sportretował w powieści węgierską arystokrację w momencie - jak się miało okazać później - schyłkowym. Odmalował też (nieprzesadnie rozlegle) ówczesne realia polityczne, spory i emocje tyczące się głównie relacji z Wiedniem… Są w powieści mocne, chociaż nieoczywiste, trudne wątki miłosne. Autor przywołał też w powieści kwestie coraz trudniejszego sąsiedztwa Węgrów i Rumunów. To powieść raczej do niespiesznego czytania. Mnie lektura zajęła ponad tydzień. Ale to rzecz z gatunku takich do delektowania się, rozkoszowania,czytelniczego zapadania w fascynująco przedstawiony stary świat. Dla mnie to powieść piękna, ponadczasowa, olśniewająca. 10/10, nie mogło być inaczej