rozwiń zwiń

„Prison Break” po haitańsku

Wojciech_Chmielarz Wojciech_Chmielarz
18.03.2018

Haiti kojarzy się pewnie statystycznemu Polakowi z trzema rzeczami. Tragicznym trzęsieniem ziemi sprzed kilku lat. 7:0 z Mistrzostw Świata w piłce nożnej z 1974 roku i wreszcie z opowieściami o polskich legionistach wysłanych na wyspę, którzy zamiast tłumić rebelię, woleli się przyłączyć do walczących o wolność buntowników.

„Prison Break” po haitańsku

Tymczasem Haiti to fascynująca historia jedynego niewolniczego narodu, który własnym zbrojnym zrywem wywalczył sobie niepodległość, żeby potem wpaść w wir kolejny przewrotów, rewolucji i politycznych wstrząsów. W rezultacie Haiti należy obecnie do najbiedniejszych krajów na świecie.

„Taniec w cieniu barona” („Dancing in the baron’s shadow”) Fabienne Josaphat to kryminał, a właściwie thriller właśnie z tego kraju. I pierwsza pozycja w tym cyklu, która nie została jeszcze przetłumaczona na język polski.

Fabienne poznałem na festiwalu kryminału w Frontignan. Formuła festiwalu zakłada, że autorzy kryminałów z całego świata biorą udział w panelach, a poza tym, siedzą przy wielkim stole przez kilka godzin dziennie i cierpliwie podpisują książki. Nas posadzono obok siebie. Ponieważ przez większą część dnia niewiele się działo, mieliśmy czas, żeby trochę porozmawiać. Zapytałem ją oczywiście o tych polskich legionistów. Jest to historia, której uczy się u nas w szkołach. Zastanawiałem się, czy jest równie znana na Haiti. Potwierdziła. Dodała, że do dziś dnia w kraju są wioski, gdzie wielu mieszkańców ma zaskakujący, niebieski kolor oczu.

Sama Fabienne mieszka w Miami. Stąd wahałem się trochę, czy jej powieść powinna znaleźć się w cyklu. Ale „Taniec w cieniu barona” jest tak mocno wrośnięty w haitańską historię i tożsamość, że według mnie spełnia postawione przeze mnie warunki. Gdybym chciał w największym, wulgarnym skrócie streścić tę powieść, to napisałbym, że to „Prison break” po haitańsku. I tam, i tutaj mamy historię dwóch braci, z których jeden trafia do więzienia, a drugi pozwala się schwytać, żeby zorganizować wspólną ucieczkę. Jednak to mocno zwodnicze porównanie. Akcja „Tańca…” toczy się w latach sześćdziesiątych, kiedy dyktatorską władzę w kraju pełnił Francois Duvalier, znany jako Papa Doc. Była to wyjątkowa ohydna postać. Wprowadził w kraju kult jednostki. Uważał się za wcielenie jednego z bóstw voodoo, którego zresztą był wyznawcą. Ubierał się jak Baron Samedi, bóg śmierci. Jedna z plotek głosiła, że rzucił klątwę na prezydenta Kennedy’ego, a w dniu jego śmierci, sporządził symbolizującą Kennedy’ego lalkę voodoo i nakłuwał ją dwa tysiące dwieście dwadzieścia dwa razy. Swoją władzę opierał na tajnej milicji Tonton Macoute. Bezwzględnie i brutalnie rozprawiał się z każdym, na kogo padł chociaż cień podejrzenia, że chce się sprzeciwić jego władzy. A jak każdy dyktator, ocierał się o paranoję. Ocenia się, że w wyniku politycznych represji zginęło około sześćdziesiąt tysięcy Haitańczyków.

Bohaterami „Tańca…” są dwaj bracia. Raymond i Nicolas. Obaj przyjechali do stolicy kraju Port au Prince z wiejskich terenów. Ich losy potoczyły się zgoła odmiennie. Raymond został taksówkarzem. Z trudem wiąże koniec z końcem, a jego rodzina żyje na skraju nędzy. Nicolas natomiast skończył prawo i pracuje jako wykładowca uniwersytecki. Jego przyjaciele to towarzyska śmietanka, ludzie wpływowi i bogaci. Nicolas w tajemnicy pisze książkę, w której dokumentuje zbrodnie Papa Doca. Planuje wydać ja za granicą i zwrócić w ten sposób uwagę świata na tragedię swojego narodu. Obaj bracia raczej za sobą nie przepadają. Nicolas, czołowy intelektualista, wydaje się wstydzić pracującego fizycznie brata. Z kolei Raymonda krępuje jego własna bieda. Ich każde spotkanie kończy się kłótnią. Ale kiedy ktoś donosi na Nicolasa, a on sam trafia do więzienia Fort Dimanche, Raymond postanawia zrobić wszystko, żeby go uratować. Nawet jeśli miałoby to oznaczać, że sam trafi do tego przerażającego miejsca kaźni.

Faktycznie więc „Taniec z baronem” może się wydawać kolejną wariacją na ograny temat, jakim jest ucieczka z pilnie strzeżonego więzienia. To co ją wyróżnia to właśnie realia Haiti lat sześćdziesiątych. Miejsca strasznego, ale przede wszystkim – pozbawionego nadziei. Właściwie każdy, nawet osoby służące reżimowi, planują lub marzą o ucieczce do innego kraju. Najlepiej ze statusem uchodźcy politycznego. Każdy zdaje sobie sprawę, że i on sam, i ten kraj nie ma przyszłości. I każdy żyje w nieustannym strachu przed siepaczami Papa Doca. Ludzie wiedzą bowiem, że wystarczy jeden donos, żeby wpaść w łapy Tonton Macoute. Niesamowicie to pokazują sceny tuż po aresztowaniu Nicolasa, kiedy Raymond objeżdża miasta prosząc jego przyjaciół o pomoc. Jeden z nich, wpływowy urzędnik z ministerstwa finansów, ukrywa się przed nim w szafie pomiędzy ubraniami. Wszystko to sprawia, że „Taniec…” przestaje być zwykłą rozrywkową. Staje się ponurą opowieścią o skorumpowanym kraju i ludziach zniszczonych przez dyktaturę. O całym narodzie ludzi z przetrąconym kręgosłupem, trwożliwe oglądających się za siebie i drżących przed każdą zabarwioną sprzeciwem myślą. I tak jak zawsze nadzieja jest w tych nielicznych, którzy gotowi się ryzykować życiem, nawet jeśli ich bunt byłby czymś prostym i niespektakularnym.

„Taniec z baronem” nie jest książką idealną. Kilka rzeczy przychodzi bohaterom za łatwo. W niektórych miejscach fabuła ociera się o granice prawdopodobieństwa, a zakończenie moim zdaniem jest zbyt szczęśliwe. Josaphat świetnie opisuje tych, którzy zostali zniszczeni lub zepsuci przez reżim, ma jednak trudności w opisaniu motywacji, charakteru tych, którzy mu się opierają. Co nimi kierowało? Gdzie znaleźli siłę? Na te pytanie niestety nie znajdziemy tutaj odpowiedzi. Niemniej, „Taniec w cieniu barona” to powieść, która zostaje w głowie na dłużej. A wraz z nią wiedza o niewielkim kraju na drugiej półkuli, gdzie karaibski raj zmienił się w piekło.

Wojciech Chmielarz


komentarze [4]

Sortuj:
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
borys94 18.03.2018 21:58
Czytelnik

I to jest piękne w czytaniu ze w jeden wieczór mogę wybrać się na Haiti patrząc na nie ze strony , której nigdy bym nie poznał w inny sposób

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Ambrose 18.03.2018 11:20
Bibliotekarz

Faktycznie, książka sprawia wrażenia godnej polskiego przekładu, choćby z uwagi na odmalowany klimat Haiti z lat 60-tych. Jeśli chodzi o powieści traktujące o Haiti, które doczekały się translacji, to warto wspomnieć choćby o Smaku młodych dziewcząt autorstwa Dany'ego Laferrière

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
Wojciech_Chmielarz 19.03.2018 10:38
Autor/Redaktor

Dzięki za cynk

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Wojciech_Chmielarz 14.03.2018 13:33
Autor/Redaktor

Zapraszam do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post