Nowa powieść Henninga Mankella
Henning Mankell pomimo trwającej choroby ma się świetnie i nie odkłada pióra nawet na chwilę. Właśnie ukazała się w Szwecji jego kolejna książka „Svenska gummistövlar” (Szwedzkie kalosze), którą udowadnia, że życie jest pełne niespodzianek i można brać z niego pełnymi garściami nawet po sześćdziesiątce.
Półtora roku temu Henning Mankell zgłosił się do swojego ortopedy. Dokuczały mu ból i drętwienie karku, podejrzewano przepuklinę. Nie spodziewał się, że niecały tydzień później będzie trzymał w ręku wypisaną czarno na białym diagnozę, która brzmi jak wyrok: agresywny nowotwór z przerzutami do płuc.
Ludziom z mojego pokolenia słowo „rak” automatycznie kojarzy się ze śmiercią i pomimo niewątpliwego postępu medycyny wciąż się go boją.
W ciągu niecałego miesiąca od postawienia diagnozy pisarza poddano pierwszemu cyklowi chemioterapii. Pytany, jak radził sobie w początkowych stadiach leczenia odpowiada: kiedy dowiadujesz się, że masz raka, nagle jakby ktoś wyłączył wszystkie światła. Jesteś sam. Całe twoje istnienie koncentruje się wtedy na pytaniu, co będzie dalej?. Znalezienie odpowiedzi na to pytanie zajęło mu jakieś dwanaście, maksymalnie dwadzieścia dni. Po początkowym załamaniu, strachu, wielkiej niepewności i po przeczytaniu wszystkiego, co znalazł na temat przebiegu i leczenia choroby oraz możliwych rokowań, jak sam przyznaje, uznał, że to nie jest dobry moment na śmierć. I że będzie walczył tak długo, jak tylko będzie się dało. Od początku bardzo wspiera go żona, Eva Bergman. Ona też namówiła go do pisania felietonów do GP: Musisz opisać to nieznośne czekanie. Zanim postawią diagnozę, zanim zaczną cię leczyć, to wszystko jest jedną, wielką, nieznośną niewiadomą. Felietony, które przyjęły formę pamiętnika choroby, są pełne uznania i podziwu dla onkologów i współczesnej medycyny. Teksty ukazują się także na oficjalnej stronie internetowej autora.
Mankell jest zdeterminowany by żyć, przecież tyle jest jeszcze do napisania
Dziś Henning Mankell czuje się świetnie i jak na swoje 66 lat i walkę z nowotworem wygląda znakomicie. Zapewnia, że o chorobie trzeba mu przypominać. Nie jest jeszcze całkowicie wyleczony. Czekają go kolejne cykle chemioterapii, ale jest zdeterminowany by żyć, przecież tyle jest jeszcze do napisania. Bo pisać nie przestał nawet na chwilę. Gdy dowiedział się o chorobie właśnie kończył kolejną powieść, „Kviksand” (Ruchome piaski, tłum. aut). Tuż przed wysłaniem jej do druku postanowił jednak zmienić kilka fragmentów. Choroba sprawiła, że na pewne sprawy nie patrzył już tak samo jak wcześniej, uświadomił sobie swój wiek, swoją kruchość, inaczej zaczął postrzegać czas.
I właśnie poniekąd o upływie czasu jest jego najnowsza książka, „Svenska gummistövlar” (Szwedzkie kalosze, tłum. aut.). Ciepło przyjęta przez krytykę i bardzo entuzjastycznie przez czytelników książka jest luźną kontynuacją jego poprzedniej, bardzo lubianej w Szwecji powieści Włoskie buty. Frederick Welin, emerytowany chirurg mieszkający na jednej z wysp szwedzkiego archipelagu, budzi się w nocy krztusząc się dymem. Jego dom stoi w płomieniach. Zrywa się z łóżka ale jest już za późno, by ratować dobytek. Ledwo udaje mu się owinąć kocem i wybiec z pożogi w, jak się okazuje, dwóch lewych kaloszach. Wkrótce w płomieniach staje kolejny dom a ludzie zaczynają szeptać o przemykającej po wyspie tajemniczej, zakapturzonej postaci.
W tej książce jest kawałek mnie, przyznaje autor, chciałem w niej podjąć temat wieku, starości, bo przecież sam nie jestem już młody. I tak jak Mankell, jego ponad sześćdziesięcioletni bohater Frederick Welin zamiast pogrążyć się w rozpaczy po utracie dobytku rozpoczyna z werwą odbudowywać swoje życie. Dodatkowo Welin przy okazji stara się też rozwiązać zagadkę podpaleń, pomóc swojej lekko szalonej córce i, jakby tego było mało, ma jeszcze czas poromansować z młodszą o ponad trzydzieści lat atrakcyjną dziennikarką. Sporo, jak na emeryta.
Kiedy kończysz sześćdziesiątkę zdajesz sobie sprawę, że wchodzisz w trzeci akt sztuki, jaką jest życie. Ale w trzecim akcie jeszcze wciąż dużo się dzieje. To jeszcze nie epilog, nie czas na podsumowania, jeszcze wszystko może się zdarzyć.
To zdanie wygłosił Mankell na spotkaniu z czytelnikami podczas promocji „Szwedzkich kaloszy”. I rzeczywiście, wszystko wskazuje na to, że apetytu na życie i pisanie Mankellowi nie brakuje, a do literackiej emerytury jeszcze daleko.
Prosto ze Szwecji donosi Aleksandra Kawecka Mårtensson - korespondentka lubimyczytać.pl.
źródło zdjęcia: http://www.tv4play.se/
komentarze [11]
Użytkownik wypowiedzi usunął konto
Użytkownik wypowiedzi usunął konto
Z niecierpliwością czekam na wydanie u nas:)
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten postKurt Wallander jest (był) niezastąpiony! Wszyscy jego kryminalni i skandynawscy następcy są tylko kalkami - mniej lub bardziej udanymi.
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten postMam teraz ochotę przeczytać "Włoskie buty", a na pewno kupię mamie po sześćdziesiące :) I czekam na te kalosze.
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten postJak się cieszę :) A autorowi dużo zdrówka życzę !!
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten postW Polsce ktoś to wyda? Przecież nie będę uczył się szwedzkiego, że powieść przeczytać jedną... no dwie.
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten postPatrząc na to, że praktycznie wszystkie jego kryminały zostały na Polski przetłumaczone, WAB z pewnością nie przepuści okazji, by wydać kolejną jego powieść
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post