Suzanne Collins swoją pisarską karierę rozpoczęła w 1991 roku jako twórczyni telewizyjnych programów dla dzieci. Zanim stworzyła bestsellerową powieść "Igrzyska śmierci" będącą pierwszą częścią trylogii o mieszkańcach futurystycznego państwa Panem, napisała kilka bajek i opowiadań, a w końcu zasłynęła pięcioczęściowym cyklem kronik o podziemnym świecie i Gregorze - chłopcu, który odkrywa nieznane nikomu obszary. I ta seria, i "Igrzyska śmierci" przez wiele tygodni utrzymywała się na liście bestsellerów "The New York Times", zyskując fantastyczne recenzje zarówno krytyków, jak i czytelników. Suzanne Collins mieszka w Connecticut z rodziną i trzema dzikimi kotami.
W maju 2010 roku magazyn TIME zaliczył ją do setki najbardziej wpływowych ludzi świata. (opis polskiego wydawcy)http://www.suzannecollinsbooks.com/
Po ponownym przeczytaniu, ocena pozostaje bez zmian. Pierwsza część to dobra powieść z ciekawym pomysłem. Niestety, im dalej, tym więcej frustracji, a mniej frajdy. Po prostu brakuje mi u Collins rozbudowania świata, który stworzyła, co staje się odczuwalne wraz z kolejnymi tomami. Nie mniej Igrzyska Śmierci to już swego rodzaju klasyk.
O dziwo najsłabsza część z trylogii. Choć wciąż szybko się czyta, można też odnieść wrażenie, że Autorka wiedziała, dokąd chce poprowadzić fabułę i jak domknąć niektóre wątki, ale nie miała pomysłu, jak do tego doprowadzić. Najżmudniej wypada pierwsza część powieści, gdy bohaterka włóczy się bez celu po Trzynastce. O ile w drugiej odsłonie serii też mamy momenty bez trupów, gdzie akcja zwalnia, tam miałam poczucie, że mogę przynajmniej lepiej poznać bohaterów - tutaj było inaczej. Sama wojna z Kapitolem też została dość siermiężnie opisana.
To, za co cenię samą serię, to ukazanie mechanizmów działania systemów totalitarnych i propagandy i to, jak szare bywają wybory ludzi będących u władzy. W tej części bohaterowie zmagają się z jeszcze jednym dylematem - jak wiele można poświęcić dla jakiegoś ideału bez zatracenia siebie? Opowieść zatem, mimo pewnych potknięć, znajduje adekwatne zakończenie - mnie ono satysfakcjonuje, ale jestem członkinią teamu Peeta :) Nie mogę natomiast przeboleć tego, co spotkało Finnicka, nie było mi tak szkoda nawet Prim i myślę, że nie byłoby mi tak szkoda samej Katniss. W każdym razie cieszę się, że przeczytałam te książki po raz kolejny, tym razem jako dorosła kobieta. Zabieram się za prequel.