„Zło badam od dawna”: wywiad z Markiem Łuszczyną

Sonia  Miniewicz Sonia Miniewicz
22.03.2023

Z Markiem Łuszczyną, autorem książki „Złe. Kobiety w służbie III Rzeszy”, rozmawiamy między innymi o tym, czy ludziom łatwo jest zaakceptować niewygodną prawdę na temat swojego kraju i narodu. Reporter zdradza nam, co dzieje się, kiedy człowiek styka się z pokusą zła. Opowiada, jak wyglądało jego spotkanie z ostatnią nazistowską zbrodniarką, na której procesie się zjawił. I wreszcie tłumaczy, czym jest literatura holo-polo oraz dlaczego ta moda wydaje mu się tak makabryczna.

„Zło badam od dawna”: wywiad z Markiem Łuszczyną Materiały Wydawnictwa

okładka książki [Opis – Wydawnictwo Znak] Hermine Braunsteiner – strażniczka obozowa, znana jako „Kobyła z Majdanka”. Za najmniejsze przewinienie zadeptywała swoje ofiary na śmierć. Po wojnie ukrywała się w USA, gdzie odgrywała rolę idealnej pani domu.

Carmen Mory – agentka Hitlera, aresztowana wskutek podejrzenia o pracę dla wroga, trafiła do obozu Ravensbrück. Tam z lubością torturowała i katowała pacjentki obozowego szpitala.

Pauline Kneissler – pielęgniarka, bez mrugnięcia okiem selekcjonowała chorych psychicznie „pacjentów”, którzy trafiali do komór gazowych. Uważała, że „śmierć przez zagazowanie nie boli”.

Gertrud Scholtz-Klink – „nadkobieta”, oficjalna przywódczyni Kobiet Rzeszy, nie kwestionowała władzy mężczyzn i do końca życia wierzyła w narodowy socjalizm. Doprowadziła do sterylizacji swojej politycznej oponentki.

Reportażysta Marek Łuszczyna dociera do szokujących historii kobiet służących ideom III Rzeszy i ujawnia ich krwawe zbrodnie.

Wywiad z Markiem Łuszczyną, autorem  książki „Złe. Kobiety w służbie III Rzeszy”

Sonia Miniewicz: Nie unikasz trudnych tematów, nie boisz się kontrowersji, które wywołała chociażby twoja poprzednia książka: „Mała zbrodnia. Polskie obozy koncentracyjne”. Chcesz zmusić tym samym ludzi do przyjęcia prawdy, choćby była mocno niewygodna? To twoja dziennikarska misja?

Marek Łuszczyna: Zmuszenie ludzi do przyjęcia jakiejkolwiek prawdy jest niemożliwe. Możemy ich jedynie próbować przekonać, że historia kraju, który umiłowali, jest nieco bardziej złożona, niż im się dotąd wydawało. Bardzo zasadnie przywołałaś książkę „Mała zbrodnia”. Podczas pracy nad nią spotkałem się z postawą wyrażaną w sposób zdecydowany: „W całej Europie mogły istnieć obozy koncentracyjne, ale nie w Polsce, bo Polska jest wszakże Chrystusem Narodów”. Podczas pracy nad „Złymi” natrafiłem na paralelny schemat myślenia u Niemców. Oni mają coś, co się nazywa Schamstotz. Usłyszałem: „Ludobójstwo straszna tragedia, nasza wielka wina”. I na jednym oddechu: „Ale jednak trzeba przyznać, że w pewnym momencie mieliśmy kraj od Wołgi po Zatokę Biskajską”.

Premierę ma właśnie trzecia książka z twojej reporterskiej serii poświęconej kobietom. W „Igłach” opowiadasz o polskich agentkach, w „Zimnych” o zamieszanych w zbrodnie Polkach, z kolei „Złe” poświęcasz głównie Niemkom, które podczas wojny służyły III Rzeszy. Jak narodził się pomysł na ten cykl?

Nie tylko Niemkom, by wspomnieć makabryczną postać Szwajcarki Carmen Mory, agentki gestapo, która została odwrócona przez wywiad francuski i zdekonspirowana, co poskutkowało wysłaniem jej do Ravensbrück. Tam dopiero wyszła z tej miłej intelektualistki… ale nie będę spoilował.

Cykl powstał samoistnie, nie było na niego planu. Pierwsze dwie książki ukazały się w 2013 i 2014 roku. Teraz trylogię domykają „Złe”.

Przed napisaniem tej książki sporo podróżowałeś, przeprowadziłeś mnóstwo rozmów i poświęciłeś wiele godzin na archiwalną pracę. Napotkałeś na swej drodze jakieś nieprzewidziane trudności w pozyskiwaniu materiałów? Jak długo trwały przygotowania do napisania „Złych”?

Nad „Złymi” pracowałem niemal dzień w dzień przez dwa lata, ale wyznanie to nie ma na celu wydobycia z szanownych czytelników okrzyku zachwytu, bowiem większość spośród nich pracowała w tym czasie – z identyczną intensywnością – w swoich profesjach.

Odwiedziłem archiwa, owszem, ale przede wszystkim szukałem żywych ludzi, rodzin opisywanych w książce pań.

Najbardziej niezwykła była jednak wiadomość, która złapała mnie na trasie do Szlezwika-Holsztynu, w drodze na proces. Usłyszałem, że rozprawa dziewięćdziesięciosześcioletniej zbrodniarki ze Sztuthofu się nie odbędzie, bo Irmgard Furchner uciekła. Ściga ją policja dwóch landów. I nagle przyszła wiadomość, że dzięki sygnałowi GPS… Ojej, niestety znowu nie mogę więcej powiedzieć, by nie pozbawiać szanownych czytelników smaku lektury. Ale to już ostatni raz, kiedy stosuję taki teaser.

Wielu autorów piszących o drugiej wojnie światowej i zagłębiających się w dokumenty opisujące na przykład koszmar obozów koncentracyjnych wyznaje, że to wyjątkowo nieprzyjemne przeżycie i po ukończeniu książki ich kondycja psychiczna nie jest najlepsza, muszą to jakoś odreagować. Znalazłeś swój sposób na przepracowanie trudnych emocji, które towarzyszą procesowi tworzenia?

Procesowi tworzenia już trudne emocje nie towarzyszą. Kiedy siada się do pisania tekstu – to na zimno. Ma być dobry. Nie można się na przykład osunąć za bardzo w makabrę, jak mi się to zdarzyło w „Zimnych”, które są przepotwornie mroczną książką. Należy sobie odmówić, a czytelnikowi oszczędzić niektórych odnalezionych w archiwach scen. Trochę dać. Umiejętnie. „Złe” są pod tym względem bardziej wyważone. I co ważne – książka nie dotyczy obozów koncentracyjnych ani nadzorczyń. Mówi o zwykłych kobietach, których na pewnym etapie życia dotknęło zło. W spotkaniu ze złem jesteśmy samotni, zdani tylko na siebie, a konkretnie – na naszą duchowość. Zło zachodzi nas cichutko i intymnie od najbardziej wrażliwych stron: poczucia własnej wartości, sprawiedliwości społecznej, osobistego niespełnienia, skłonności do przesady. Na początku jest ZAWSZE niewinnie, niepozornie. Na pewnej płaszczyźnie moja książka bada to, jak reagują złożone ludzkie charaktery w zetknięciu z pokusą zła.

Jeżeli chodzi o mnie, to naturalnie czuję ciężar tych historii, do których docieram, ale nie przygniatają mnie one. Zło badam od dawna i szybko zrozumiałem, że tarcza duchowa to najlepszy sposób na utrzymanie dobrej kondycji psychicznej.

Praca na dziesiątce była ponad moje siły, bo trzeba było przez cały czas użerać się z tą blokową, Carmen Mory. Nosiła w kieszeni klucz od małej celi bez okien. Maleńkiej, miała może cztery metry kwadratowe. Mory upchała w niej ponad trzydzieści chorych umysłowo dziewczyn, bez jedzenia, picia, bez dostępu do toalety. Za to odkrycie wysłano mnie do obozu karnego.

Fragment książki

Kostkowi Szydłowskiemu dziękujesz za to, że pomógł ci „zrozumieć sposób myślenia naszych zachodnich sąsiadów na temat ich nazistowskiej przeszłości”. Łatwo było ci zrozumieć spojrzenie niemieckiej społeczności na te kwestie? Są rzeczy, których nie jesteś w stanie zaakceptować?

Może powiem to pochopnie, intuicyjnie i bez głębszego namysłu, ale we mnie jest taki mechanizm, że jako reportażysta nie mogę sobie pozwolić na to, by czegoś nie być w stanie zaakceptować. Taką mam pierwszą myśl, odruchową. Rozumiem cały ten ich Schamstotz, o którym wspomniałem. Kto nie rozumie, może sobie pomóc, rozkładając mapę Rzeczpospolitej Obojga Narodów i patrząc, gdzie sięgaliśmy i jakie narody trzymaliśmy za twarz pod panowaniem – dajmy na to – Michała Korybuta Wiśniowieckiego. W kompleksy takie ćwiczenie nie wpycha.

Spojrzenie Niemców na kwestię zbrodni popełnionych w czasie drugiej wojny światowej jest złożone – od całkowitej skruchy wynikającej ze stania w prawdzie do negacjonizmu Holokaustu, z czym się spotkałem i co także potrafię zaakceptować.

Lubimy myśleć schematycznie, że kobiety nie są zdolne do okrucieństwa – w końcu są „matkami zajmującymi się domowym ogniskiem” – że to domena mężczyzn. W swojej książce przytaczasz kolejne przykłady potwornych rzeczy, jakich dopuściły się kobiety. Zło nie ma narodowości, wieku i płci? Jak to możliwe, że opisywanym przez ciebie postaciom udało się pokonać wyrzuty sumienia i wieść zwykłe życie?

Może i lubimy tak myśleć, ale odrzućmy w końcu ten seksistowski à rebours mit. Kobiety nie mają tyle testosteronu co mężczyźni, dlatego mniej ich jest na polach bitew, ale mieszczą w sobie bez trudu zdolność do równie wielkiego okrucieństwa – bo są gatunkiem homo sapiens. Co więcej: dopuszczają się tego okrucieństwa każdego dnia w strefie swoich wpływów. Czy mało jest wokół nas przykładów matek z osobowościami narcystycznymi czy psychopatycznymi, które niszczą swoich bliskich? Paniom Kellermann, Sholtz-Klink czy Slottke po prostu poszerzono zakres władzy. I w zetknięciu ze złem narodowego socjalizmu rozwinęły się owe panie naprawdę imponująco. A po wojnie wiodły zwykłe życie, bo żadnych wyrzutów sumienia po prostu nie odczuwały. Wyjątkiem może być nieformalna szefowa Lebensbornu Inge Viermetz, która psychopatką akurat nie była. Dokonała natomiast czegoś, co nazywam dobrowolną dymisją duszy. Po wojnie było to dość ciężkie do udźwignięcia. Oczywiście dźwigała ciężar na wolności, bo w procesie norymberskim została uniewinniona.

W książce pojawia się postać Szymona Wiesenthala, jednego z najsłynniejszych „łowców nazistów”, który przyczynił się do ujęcia Adolfa Eichmanna. To również on zajmuje się sprawą „Kobyły z Majdanka”, czyli Hermine Braunsteiner. Możesz opowiedzieć nam coś więcej o działaniach tej grupy ludzi, która po wojnie robiła, co w jej mocy, by ludzie mający związek z Holokaustem ponieśli zasłużoną karę?

Ha, to była wspaniała siatka szpiegowska Wiesenthala. Niezwykle skuteczna, nieformalna organizacja, bowiem składała się głównie z młodych, zdolnych, silnie zmotywowanych ludzi. Ich serca przepełniała chęć wymierzenia sprawiedliwości jak największej ilości zbrodniarzy wojennych. Bardzo wielu było wśród nich Niemców i Austriaków. Schwytali niejednego ukrywającego się na końcu świata nazistę.

Irmgard Furchner to ostatnia z nazistowskich zbrodniarek, która doczekała się procesu – a ty, jako jeden z dziennikarzy, mogłeś pojawić się na sali sądowej. Trudno było uzyskać akredytację? Jakie uczucia towarzyszyły ci podczas procesu? Czułeś, że na twoich oczach rozgrywa się historia?

Podczas procesu miałem przed sobą staruszkę zamkniętą w pleksiglasowej klatce, jak Adolf Eichmann w Jerozolimie w 1961 roku. Nie wzbudzała jednak współczucia. Furchner zdecydowała się na ciemne okulary, choć wewnątrz sali wcale nie było zbyt jasno. Czasem je zdejmowała, patrzyła ciekawie. Raz uchwyciła mój wzrok – lodowato nieprzyjemne doświadczenie.

Wózek inwalidzki doradziła jej córka prawniczka. Oskarżoną wprowadzano na salę rozpraw, mimo że kilkanaście dni wcześniej próbowała uciekać na własnych nogach.

Fakt, nie było łatwo akredytować się na proces, cieszył się on dość dużym zainteresowaniem, ale dzięki wysiłkom mojego wydawnictwa w końcu się to udało.

Niemiecki wymiar sprawiedliwości ze wszystkich sił starał się opóźniać procesy nazistów. Piszesz o „prokuraturze, która pięć lat przygotowywała akt oskarżenia, próżno czekając na uwalniającą wszystkich śmierć Furchner. To w zasadzie standard postępowania (...)”. Takie działanie ma nawet swoją nazwę: „biologiczne rozwiązanie kwestii niemieckiej”. Wydaje się to dość cyniczne. Wielu zbrodniarzom udało się w ten sposób uniknąć wyroku?

Kilkunastu na pewno – umarli w trakcie ciągnących się w nieskończoność postępowań prokuratorskich. Ta obstrukcja jest umotywowana politycznie. Państwo niemieckie wie, że każdy taki proces na nowo wzbudza dyskusje dotyczące niemieckiej odpowiedzialności i winy. I znowu jakaś Polska może wystąpić o reparacje. Nasi zachodni sąsiedzi woleliby mieć już hitleryzm definitywnie za sobą. W moim odczuciu najlepszą drogą do tego byłoby jak najszybsze osądzenie wszystkich żyjących jeszcze zbrodniarzy wojennych. Umiejętnie przeprowadzona akcja sądowa na dużą skalę byłaby korzystna z politycznego punktu widzenia. Ile bowiem to wszystko mogłoby zająć – rok, dwa, trzy lata? Procesy stulatków nie potrwałyby długo, a pozostawiłyby wrażenie dobrze rozliczonego nazizmu, co, jak wiemy, w istocie byłoby wyłącznie wrażeniem. Niemcy wolą do końca lawirować, opóźniać, tym razem na etapie przygotowań prokuratorskich.

– Chciałabym panu opowiedzieć o tym, co widziałam na rampie. – Podnosi głowę. Nie podda się tak łatwo. – Braunsteiner zawsze miała przy sobie pejcz, dokonywała selekcji nowo przybyłych. Prawo – życie. Lewo – komora gazowa. Raz wysiadł mężczyzna z plecakiem. Sporym. Kazała rozwiązać. W środku było dziecko, może dwuletnie. Wyszarpnęła je jednym ruchem… – Wiesenthal odbiera od kelnera butelkę, zanim temu uda się postawić ją na stoliku.

– Ona udusiła to dziecko – odzywa się druga więźniarka z Majdanka. – Własnoręcznie zabiła kilkadziesiąt kobiet i dzieci.

Mordowała na wiele sposobów. Mówimy to panu, bo nawet jak na standardy Majdanka było to niespotykane okrucieństwo. Ona była najgorsza ze wszystkich.

Fragment książki

Na rynku mamy tak wiele książek o drugiej wojnie światowej – w tym reportaży, opartej mniej lub bardziej na faktach beletrystyki, biografii – i stale ukazują się nowe pozycje. To tematyka niełatwa w odbiorze, budząca skrajne emocje. Dlaczego czytelnicy tak chętnie sięgają po tak zwaną literaturę obozową?

Na rynku pojawia się przede wszystkim za dużo tak zwanej literatury holo-polo (co jest połączeniem słów Holokaust i disco polo), zapoczątkowanej przez tekst „Tatuażysta z Auschwitz”. Makabryczna to moda. Potrafię ją zaakceptować, ale nie wydaje mi się, żeby teren Birkenau, w którym wciąż czuć wibrującą energię oprawców, był dobrą areną dla literackich gier miłosnych. Autorów zachęcałbym do badań terenowych. Można pojechać, zobaczyć, poczuć i dowiedzieć się od kompetentnych przewodników, jakiego rodzaju wewnętrznych konfliktów może doświadczać ludzki szkielet umierający z głodu i czy wypada go na kartach książki przemieniać w skłonnego do potajemnych schadzek absztyfikanta.

Książka „Złe. Kobiety w służbie III Rzeszy” jest już dostępna w sprzedaży.

---

Artykuł sponsorowany, który powstał przy współpracy z wydawnictwem


komentarze [4]

Sortuj:
więcej
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Michał_Ko Kostrzewa - awatar
Michał_Ko 23.03.2023 17:54
Czytelnik

„HolloPolo” Po cóż od razu obrażać . Ja tam „Auszwice” lubię. Trochę świeżości w ten okropny klimat

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Ruta  - awatar
Ruta 03.10.2023 12:41
Czytelnik

To, że Pan ma rynsztkokowy gust literacki nie oznacza, że trywializowanie Holocaustu jest w porzàdku. 

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Agnieszka Żelazna - awatar
Agnieszka Żelazna 23.03.2023 08:16
Czytelniczka

Już ostrzę sobie pazurki na tę czytelniczą perełkę.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
LubimyCzytać  - awatar
LubimyCzytać 22.03.2023 14:30
Administrator

Zapraszamy do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post